Były szef polskiej dyplomacji a obecnie europoseł Witold Waszczykowski podkreśla w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”, że sytuacja związana z nowym ambasadorem Niemiec w Polsce będzie trudna.

Po wielu kontrowersjach strona polska zaakceptowała na początku września kandydaturę Arndta Freytaga von Loringhovena na nowego ambasadora Niemiec w Polsce. Nowy ambasador jest synem adiutanta Adolfa Hitlera. Choć strona niemiecka zapewniała, że nowy ambasador zna polską historię, to swoją pracę w Polsce rozpoczął od udostępnienia zakłamujących historię tekstów Jana Grabowskiego, autora tezy o „200 tysiącach Żydów zabitych przez Polaków”.

W rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” Witold Waszczykowski zwraca uwagę na przyjętą w dyplomacji zasadę, wedle której, jeżeli państwo mające gościć ambasadora przez trzy miesiące nie odpowiada na jego kandydaturę, wysyłający go kraj powinien tę kandydaturę przemyśleć, a sam kandydat zrezygnować. Tak się jednak nie stało i Niemcy ze swojego kandydata, który w naturalny sposób musi budzić w Polsce kontrowersje, nie zrezygnowali.

- „Polska jest okrutnie doświadczona przez drugą wojnę światową. Szczególnie przez Niemcy. Nie będzie to komfortowe, kiedy w rocznicach tamtych wydarzeń brać będzie udział człowiek z takim rodzinnym bagażem. Oczywiście dzieci nie odpowiadają za czyny swoich przodków, ale tu mówimy o ikonie, ilustracji państwa niemieckiego. Ona nie może się kojarzyć tak jednoznacznie z tragiczną przeszłością” – podkreśla europoseł.

Pytany o to, czy możliwe byłoby wysłanie syna adiutanta Hitlera na niemiecką placówkę w Izraelu, Waszczykowski przekonuje, że Niemcy nigdy by sobie na taki ruch nie pozwoliły:

- „Każdy inny neutralny kraj, Madagaskar na przykład – tak. Ale nie Izrael i nie Polska” – mówi.

kak/PAP