Zmagania Polski w 1920 roku z Rosją Bolszewicką obserwowano pilnie w Gdańsku, gdzie tamtejsi Niemcy jawnie poparli bolszewików. Wyróżniali się dokerzy i kolejarze, którzy blokowali dostawy broni dla armii polskiej.

Niemcy gdańscy odmówili rozładunku statków z bronią, a sprawa jednego z nich, statku „Tryton”, wzbudziła szczególne kontrowersje. Jak pisał pierwszy przedstawiciel Rządu RP w Gdańsku Mieczysław Jałowiecki, „Niemcy wyraźnie sprzyjali bolszewikom, swojemu niedawnemu sojusznikowi czy agentowi, który niedawno tak ich odciążył w zmaganiach wojennych, zwijając front wschodni. Senat Gdański nie zgodził się na cumowanie w porcie statków z bronią i amunicją”.

Polakom nie było po drodze także z komisarzem Ligi Narodów w Wolnym Mieście Gdańsku, Anglikiem sir Reginaldem Towerem, który popierał postawę Niemców z Gdańska. Jak pisał Jałowiecki, a co cytuje Jarosław Szarek w swojej książce „1920. Prawdziwy cud nad Wisłą. Przebudzenie Polaków”, pomoc okazywał jedynie przedstawiciel misji amerykańskiej Abele. Ten kapitan marynarki USA „słał bez ustanku telegramy wzywające pomocy dla Polski”.

Dopiero zwycięstwo Polaków nad bolszewikami sprawiło, że brytyjski komisarz Ligi Narodów zmienił swój stosunek do Polski, co admirał Michał Borowski skomentował w żołnierskich słowach: „Anglicy to naród koniunkturalny”.

krp/nowahistoria.interia.pl, Fronda.pl