Tomasz Lis- redaktor superfajny, supernowoczesny, nie ma ostatnio dobrej passy w internecie. Na tym polu coraz częściej przytrafia mu się jakaś wpadka. A to wychodzi na jaw zainteresowanie ukraińskimi dziewczętami i przy okazji kompromitacja w zakresie reklamy w Internecie, a to... twitty z fałszywymi profilami. 

Redaktor/hejter naczelny (niepotrzebne skreślić) postanowił "poćwierkać" z Bartłomiejem Misiewiczem i wicepremierem Mateuszem Morawieckim. Niestety, trafił na fałszywe konta obu polityków.

Kto obserwuje Bartłomieja Misiewicza na Twitterze lub ma w gronie znajomych na Facebooku ten wie, że aktywność zawieszonego rzecznika MON na portalach społecznościowych wiąże się wyłącznie z pracą ministerstwa lub informowaniem o wizytach czy wystąpieniach medialnych ministra Macierewicza i jego zastępców. 

„O witamy zawieszonego Pana, witamy. Wciąż niecierpliwie czekamy na pozew. Przy okazji gratulacje- Pana nazwisko już przeszło do historii”-napisał naczelny Newsweeka do "fejkowego" Misiewicza, który odpowiedział: "Taki pozew dostaniesz, że aż Ci w pięty pójdzie, pismaku, a raczej POmaku". Nie jest trudno zauważyć, że konto nie należy do rzecznika MON, który ma inny nick na Twitterze, niż osoba walcząca z Lisem, ponadto fałszywy profil został już usunięty, jedyne ślady po konwersacji można zobaczyć na profilu Lisa. 

Później dziennikarz zaczepił jeszcze wicepremiera Mateusza Morawieckiego, ale tu również nie miał szczęścia. 

Internauci kolejny raz obśmiali Tomasza Lisa. Nie jest to przyjemne, z jednego z czołowych dziennikarzy stać się pośmiewiskiem dlatego, że nienawiść do jednej z partii politycznych odbiera logiczne myślenie.

Ajk/Fronda.pl