Żona Czesława Kiszczaka napisała w 2014 r. do abp. Sławoja Leszka Głódzia. Było to w listopadzie, rok przed śmiercią szefa komunistycznego MSW. Treść listu ujawniły dziś "Rzeczpospolita" oraz Polskie Radio. 

Maria Kiszczak interweniowała w sprawie programu wyemitowanego w Telewizji Trwam. Żona jednego z architektów stanu wojennego napisała do hierarchy, że "nie rozumie, dlaczego właśnie Kościół, dlaczego księża, sieją nienawiść do człowieka, który uratował Polskę, Polaków przed wojną domową, która groziła wejściem wojsk radzieckich przed umieraniem?".

Wdowa po komunistycznym generale przedstawiła w liście do abp. Głódzia również własną wersję tragicznych wydarzeń zapoczątkowanych 13 grudnia 1981 r. Maria Kiszczak przekonuje, że wówczas  "zginęło 14-15 osób, a nie jak to się wmawia społeczeństwu 100-130 osób". "Gdyby nie inspirowane i wymuszane przez inspiratorów (z Solidarności – przyp. "Rz" i PR) walki w kopalniach i nie tylko, mogłoby być tak, jak to założył mój mąż"- pisała w 2014 r. żona Kiszczaka. Jej zdaniem, szef MSW PRL... bronił duchowieństwa. 

"A czy gen. Kiszczak nie wiedział o wielu 'sprawach' księży, zakonników? Wiedział, ale nie dopuszczał do ich kompromitowania, chronił ich. Jak teraz Kościół mu się odpłaca? Nienawiścią?"- czytamy w ujawnionym liście. Maria Kiszczak jest zdania, że jej mąż w każdym innym państwie mógłby być bohaterem narodowym. 

Media ujawniły również krótką, zaledwie czterozdaniową, odpowiedź na list żony komunistycznego generała. Nie wiadomo, czy autorem jest abp Sławoj Leszek Glódź, czy raczej któryś ze współpracowników hierarchy. Autor stwierdza, że zapoznał się z listem Marii Kiszczak, zapewnia, że rozumie żal związany "z różnorodnością opinii" na temat jej męża i podkreśla, że nigdy nie uczestniczył i nie uczestniczy w "opluwaniu" nikogo. Na koniec przekazuje żonie Kiszczaka życzenia zdrowia oraz serdeczne pozdrowienia. 

yenn/Polskie Radio, Fronda.pl