Katarzyna Paprota, feministka i kandydatka do Sejmu z Partii Razem, nie pozostawia złudzeń. Ugrupowanie to będzie za wszelką cenę dążyło do tego, by równe prawa miały „małżeństwa homoseksualne”.  I będzie oswajało społeczeństwo z takimi związkami, bo debata nad związkami partnerskimi, która od wielu lat toczy się w Polsce, to jedynie półśrodki: „W momencie, w którym zaczynamy sobie uświadamiać, że wśród naszych znajomych nie brakuje osób nieheteronormatywnych, łatwiej pogodzić się z komunikatem, że wszystkim nam powinny przysługiwać takie same prawa. To, co powinniśmy zrobić, aby przekonać najbardziej opornych, to przypominać, że nasi sąsiedzi, krewni, przyjaciele i dzieci naszych przyjaciół mogą nie być hetero, a naszym obowiązkiem jest respektowanie ich praw” – przekonuje w rozmowie z „Krytyką Polityczną”.

Wprowadzenie do prawa małżeństw homoseksualnych ma być więc takim krokiem, jak choćby przyznanie kobietom praw wyborczych: „W Szkocji całkiem niespodziewanie zalegalizowano małżeństwa osób tej samej płci, i nawet najbardziej nietolerancyjne osoby pogodziły się z tym faktem. Pamiętajmy, że mówimy o prawach człowieka – czyli o czymś, co nie powinno podlegać żadnym sondażom. Pewne zmiany muszą zostać wprowadzone, tak samo jak wprowadzono prawo wyborcze dla kobiet czy zniesiono segregację rasową”.

Tyle że co innego respektowanie praw, a co innego zgoda na zupełne rozmycie definicji małżeństwa jako związku, z którego na świat przychodzą dzieci.

Nowi inżynierowie społeczni swoje zmiany chcą zacząć od zmian na poziomie języka. Ich celem jest więc wyrzucenie wszelkich określeń, które miałyby charakteryzować związki jednopłciowe. „Kiedy myślę o swoich przyjaciołach i sąsiadach, nie rozpatruję ich w kategoriach homo czy hetero – niezależnie od ich orientacji seksualnej, myślę o nich jako o rodzinach. Pisząc deklarację programową, uznaliśmy, że nie ma sensu siać niepotrzebnego zamętu. Rodzina to rodzina”.

Pytana o klauzulę sumienia Paprota deklaruje, że jest za jej całkowitym zniesieniem: „Respektowanie czyichś przekonań religijnych powinno się kończyć dwa metry od kobiecego ciała” – przekonuje.

W swoim programie to lewicowe ugrupowanie sprzeciwia się nie tylko finasowaniu katechezy ze środków budżetowych, ale jest za wyprowadzeniem jej ze szkół. Co proponuje w zamian? Edukację antydyskryminacyjną antyprzemocową, seksualną oraz jak „przedstawiać inne od ogólnie przyjętego modele rodziny i nieheteronormatywne orientacje seksualne”.

I wszystko jasne. Nowy oto nowy lepszy świat pod tęczową flagą.

gbe/krytyka,org.pl