Z Joanną Szalachą-Jarmużek, Doktorem socjologii i prezesem Fundacji Kazimierza Wielkiego rozmawia Krzysztof Wołodźko z Tygodnika "Nowa Konfederacja".


Jak ocenia pani zainteresowanie klasy politycznej i lokalnej oligarchii patriotyzmem gospodarczym?

Pod tym względem sytuacja jest tragiczna. Znamiennym negatywnym przykładem jest kwestia Pendolino i bydgoskiej PESY. Mamy w Polsce producenta taboru kolejowego na światowym poziomie, od którego wagony nabywa Deutsche Bahn. A my kupujemy pociąg od Włochów. Ręce opadają.

Patriotyzm gospodarczy zakłada, że instytucje publiczne kierują się dobrem własnego państwa i społeczeństwa. Oczywiście jeśli do przetargu staje polska firma, która jest ewidentnie słabsza, daje gorszy produkt, może także za wyższą cenę, to trudno na nią stawiać. Ale mamy przecież wiele firm, czy to z branży spożywczej, czy to kosmetycznej, które oferują produkty znacznie lepsze niż zagraniczne, lecz wsparcie dla nich ze strony państwa jest nikłe. Mówię tutaj nie tylko o klasie politycznej, ale warstwie urzędniczej, naszej administracji wyższego i niższego szczebla. Nie wykluczam, że w przyszłości zajmiemy się jako Fundacja Kazimierza Wielkiego edukacją także w tej dziedzinie.

Jest pani prezesem fundacji, której sztandarowym projektem jest promujący patriotyzm gospodarczy i polską wytwórczość „Polski ślad”. Dlaczego, będąc naukowcem, zaangażowała się pani w tę inicjatywę?

Sądzę, że byt kształtuje świadomość, a gdy zostaje wzmocniona sfera gospodarcza, to poprawie mogą ulec również inne wymiary życia społecznego. Kapitał gospodarczy przekłada się na kulturowy: gdy ludzie się bogacą, ich życie jest bardziej stabilne, mają też inne odniesienie do sfery publicznej. Chciałabym, by wiedza, którą dysponuję jako socjolog, mogła też służyć do naprawy jakiegoś fragmentu naszej rzeczywistości. Musimy działać bardzo pragmatycznie, a nie tylko mówić o wartościach związanych z polskością.

Widzę tu jeszcze jeden problem. Ciągle pokutuje w naszym społeczeństwie negatywny autostereotyp: „Polskie znaczy gorsze”. W dodatku, jak pokazują badania, wśród narodów Europy Polacy mają jeden z najniższych autostereotypów. To podpowiada nam, że postrzegamy siebie samych znacznie gorzej, niż myślą o nas inni. Zarówno patriotyzm gospodarczy, jak i konsumencki mogą pomóc to zmienić, może to zmienić dowartościowanie polskich firm, w tym małych i średnich przedsiębiorstw. Nasze starania służą także temu, by Polacy byli bardziej dumni z siebie, odważniejsi w swoich poczynaniach na niwie gospodarczej. To również buduje podmiotowość społeczeństwa, rzeczywistą modernizację.

Czym wasz pomysł różni się od innych akcji związanych z promocją patriotyzmu gospodarczego?

Jeszcze w latach 90. mniej akcentowano choćby kwestię pochodzenia kapitału firm, które otrzymywały różne biało-czerwone oznaczenia. Liczyło się tylko to, czy produkt został stworzony na terenie Polski. Poza tym pokutuje przekonanie, że sens akcji promujących polski biznes polega na tym, że część pieniędzy wykłada przedsiębiorca, część instytucja odpowiedzialna za inicjatywę, a celem jest ogromna kampania marketingowa, która przekłada się na wzrost sprzedaży produktu. Te modele przestają się sprawdzać.

A jaki model może się sprawdzić?

Myślę, że powinniśmy się nastawiać na tworzenie ruchu społecznego. Trzeba dziś budować postawy obywatelskie, które sprawią, że ludzie będą się przy zakupach kierować informacją nie tylko o tym, z jakiego kraju pochodzi produkt, lecz także o tym, jaka firma za nim stoi.

W grę wchodzi też szersza kwestia. Jeśli polski biznes nie będzie mocniej wspierany, także poprzez świadome wybory konsumenckie, to strumień środków finansowych płynących do naszych kieszeni będzie wciąż mniejszy.

Nie boicie się zarzutu, że wspieracie polskie firmy, które tutaj płacą podatki, ale te pieniądze i tak są źle wykorzystywane, z miejsca idą na pokrycie coraz większych długów państwa?

W ramach działalności „Polskiego Śladu” nie spotkaliśmy się z takimi uwagami ze strony firm. Ale wspomnę o innej sytuacji. Jako Fundacja Kazimierza Wielkiego, na której organizacyjnie opiera się „Polski Ślad”, robiliśmy projekt edukacyjno-szkoleniowy „Płacę, więc jestem”, który pokazywał uczniom szkół ponadgimnazjalnych, na czym polega podatkowa odpowiedzialność konsumenta, jak wpływać na system podatkowy, wydając pieniądze. Z tą kwestią nie tylko młodzi ludzie w Polsce są słabo zaznajomieni. I przy tej okazji jeden z kolegów z ekipy stwierdził: „Nie chciałbym wyjść na naganiacza Rostowskiego”.

Myślę, że to problem szerszego stosunku obywatela do państwa. Jeśli jesteś uczciwy, dokładasz się do wspólnego budżetu, to wzrasta twoja podmiotowość – masz prawo wymagać od instytucji państwa. Trzeba ludziom uświadamiać, że istnieje taki łańcuch przechodni. Świadomy konsument, świadoma firma – są zarazem świadomymi uczestnikami życia społecznego. Oczywiście to nie jest łatwe przełożenie, jednak trzeba postawić pierwsze kroki, by w ogóle myśleć o zmianach na lepsze w naszym państwie. To praca u podstaw.

„Polski ślad” kierowany jest zarówno do konsumentów, jak i firm. Co oferujecie obu tym grupom?

Nie oferujemy natychmiastowej satysfakcji. Dajemy mimo to możliwość długofalowego budowania razem nieformalnej sieci firm podzielających wspólne wartości, połączonej sympatycznym znakiem towarowym. Wiemy, że małe firmy czują się docenione, że ktoś pomyślał o ich wysiłku, pieniądzach i czasie, który wkładają w stworzenie swoich biznesów. Zaletą jest również to, że otrzymują one dodatkową promocję w sieci, która polega na podkreśleniu tych cech, które sami właściciele uznają za godne wsparcia.

Docelowo chcielibyśmy stworzyć także pakiet marketingowy dla przedsiębiorstw związanych z „Polskim Śladem”, właśnie w kontekście biznesu odpowiedzialnego społecznie, rozumianego właśnie w kontekście m.in. płaconych w Polsce podatków. Tutaj liczymy na większe zainteresowanie średnich i dużych firm, które chciałyby na tym polu odróżniać się od innych, zagranicznych podmiotów.

Moim marzeniem jest, by w dłuższej perspektywie nasz projekt pełnił dla konsumentów interesujących się kwestią patriotyzmu gospodarczego rolę „wyszukiwarki”, która pomoże im odnaleźć „Polski Ślad” np. w swoim mieście – pod kątem firm, usług i produktów. Moim zdaniem wśród klientów narasta trend wyszukiwania dodatkowych informacji w tej kwestii. Coraz częściej ludzie, którzy planują choćby większe zakupy, zastanawiają się nie tylko nad ceną, ale i nad innymi aspektami produktu czy usług. Na razie oferujemy tego typu usługę, lecz kryteriami są jedynie branże i miasta, do tego oferujemy listę produktów oznaczonych „Polskim Śladem”.

Ile firm projekt ten obejmuje?

Dotychczas zgłosiło się do nas blisko dwieście. Jednak formalnie uznajemy, że firma dołączyła do „Polskiego Śladu”, jeśli podpisze z nami umowę o współpracy. My wcześniej sprawdzamy daną markę, ponadto musi ona zadeklarować, że spełnia zawarte przez nas wymogi. Obecnie umowę z nami podpisały siedemdziesiąt cztery podmioty gospodarcze.

Jakie to wymogi?

Po pierwsze, firma musi być zarejestrowana w Polsce. Po drugie, w kontekście struktury właścicielskiej, w 51 proc. musi należeć do polskich obywateli. Ponadto, w żaden kapitałowo-organizacyjny sposób nie może być związana z podmiotem, który tych dwóch powyższych wymogów nie spełnia. Np. nie może być firmą-córką zagranicznej korporacji. Rzecz w tym, by zminimalizować ryzyko, że dany podmiot gospodarczy nie rozlicza się z fiskusem w naszym kraju i stosuje narzędzia finansowe służące do wyprowadzania zysków za granicę. Pieniądze powinny zostawać w Polsce.

Ponadto zgodnie z regulaminem dokonujemy rozróżnienia pomiędzy przyznaniem znaku firmie a produktowi. Wiąże się to z nieco inną kwestią. Otóż z reguły duże kampanie promujące patriotyzm gospodarczy nastawione są na dużych producentów. A przecież Polska to także kraj usług, czyli małych przedsiębiorców, którzy dokładają się do wspólnego budżetu i wypracowują zyski. To firmy pracujące choćby w branży rozrywkowej czy turystycznej.

Wywiad ukazał się w najnowszym numerze internetowego tygodnika "Nowa Konfederacja", który współpracuje z portalem Fronda.pl.