Specjalny pokaz roboczej wersji "Smoleńska", czyli filmowej opowieści o jednej z największych tragedii w dziejach III Rzeczypospolitej przyniósł wiele odpowiedzi na pytania o to, jak właściwie będzie wyglądała produkcja.

Chociaż film Antoniego Krauzego wciąż jest w fazie postprodukcji (końcowe poprawki dotyczyć będą dźwięku, a muzykę jeszcze komponuje Michał Lorenc), dziennikarze i zaproszone osoby już mogły zobaczyć jego pierwszą roboczą wersję, a tym samym zapoznać się z realizacją fabuły oraz aktorstwem. 

W tej jednej z najbardziej kontrowersyjnych filmowych produkcji w historii rodzimej kinematografii wzięli udział tacy aktorzy jak Lech Łotocki (grający Lecha Kaczyńskiego), Jerzy Zelnik, Redbad Klynstra, czy Katarzyna Łaniewska wcielająca się w Annę Walentynowicz. Udział w projekcie wiązał się dla wielu artystów z ryzykiem ostracyzmu ze strony dyrektorów teatrów i innych osób związanych ze środowiskiem artystycznym, a nie będących sympatykami projektu o katastrofie smoleńskiej. Mimo wielu trudów, twórcy nie mieli jednak wątpliwości, że "Smoleńsk" będzie filmem ważnym, a występ w nim dla każdego z aktorów był wyjątkowym doświadczeniem.

Główną bohaterką "Smoleńska" ma być dziennikarka próbująca odkryć prawdę o przyczynach katastrofy. Bohaterka grana przez Beatę Fido wbrew przewidywaniom ma jednak nie być wzorowana na najsłynniejszych reporterkach zajmujących się sprawą Smoleńska, np. Ewie Stankiewicz, czy Anicie Gargas. Filmowa postać ma mieć inny charakter, przez co filmowa historia może trafić do szerszego grona odbiorców.

Wielkie poruszenie wywołała scena finałowa filmu, w której reżyser Antoni Krauze zdecydował się na prezentację symbolicznego ujęcia, w którym ofiary katastrofy spotykają się z polskimi oficerami zamordowanymi przez sowietów w czasie II wojny światowej. Z pewnością będzie to scena, która wywoła wiele kontrowersji, tak jak cały film wywołuje je od pierwszych chwil produkcji.

daug/Gazeta Polska