Morderstwo w Ełku to nieoczekiwany noworoczny prezent dla wszelkiego rodzaju ideologicznych i koniunkturalnych lewaków, wstydzących się polskości i zwalczających rząd PiS. Zwykła zbrodnia, jakich na ulicach polskich miast dokonuje się niestety bardzo wiele, dała środowiskom antypatriotycznym asumpt do rzucania na naród i rząd polski obrzydliwych kalumnii.

Trzeba powiedzieć jasno, że zamieszki, jakie wybuchły po mordzie w Ełku, nie mają niczego wspólnego z ksenofobią. Jeżeli ich autorzy mieliby być ksenofobami, to musieliby nie znosić obcych w ogóle, a zatem także: Czechów, Słowaków, Białorusinów, Włochów...  

Każdy wie, że tak nie jest. Owszem, wydarzenia w Ełku były festiwalem niezdrowej nienawiści. Podłożem jest jednak antyislamizm, a nie ksenofobia. Antyislamizm, dodajmy, całkowicie zrozumiały (co nie znaczy, że akceptowalny w formie zaprezentowanej w Ełku). Trudno wymagać, by w dzisiejszej Europie ktokolwiek niezaczadzony lewicową ideologią pałał miłością do muzułmańskich przybyszów z Afryki. Gdy taki przybysz morduje, nawet w wyniku prozaicznej bójki, łatwo o ostre reakcje, nawet, jeżeli sama Polska nie ma jeszcze problemu z terroryzmem – takie wydarzenia, jak zamordowanie francuskiego księdza wystarczają.

To naturalne i występuje we wszystkich europejskich krajach. Przypominam, że w stawianych za wzór tolerancji Niemczech dochodzi nieustannie do podpaleń ośrodków dla uchodźców. Nie dlatego, że „naród niemiecki” jest dziś szczególnie „ksenofobiczny”, ale dlatego, że następuje prosta reakcja odwetu za islamskie zbrodnie i butę zwolenników szariatu.

Polska lewica zamiast łagodzić nastroje, w idiotyczny sposób nakręca spiralę nienawiści. Gdyby nad wydarzeniami w Ełku przejść do porządku dziennego, zwyczajnie potępiając z jednej strony morderstwo, z drugiej barbarzyńskie zachowania tyleż krewkich co nierozsądnych „łysych młodzieńców”, wszystko rozeszłoby się po kościach. Niestety, wskutek paranoicznej reakcji będzie tylko gorzej. Obrażanie całego narodu przez dogłębnie skompromitowane autorytety może doprowadzić tylko i wyłącznie to wzrostu społecznego napięcia, co będzie skutkować nakręcaniem wzajemnej niechęci. „Łysi młodzieńcy” umocnią się w swoich postawach, afrykańscy przybysze poczują się bardziej zagrożeni, co może sprowokować ich do głupich zachowań. Oczywiście, lewicy w to graj. Będą przestępstwa, będzie można trąbić o „polskiej ksenofobii”. Widać jednak jak na dłoni, że chodzi tu tylko o obronę własnego zagrożonego interesu, a nie jakiekolwiek wartości.

Ostatnia sprawa. Nieustannie słyszę, że za wydarzenia w Ełku winę ponosi PiS, które buduje klimat sprzyjający wymierzonym w obcych ekscesom. To wierutna bzdura. Jest prawdą, że rządząca partia wykorzystuje do zyskania popularności nastroje antyislamskie. Twierdzenie jednak, jakoby sama je kreowała, nie tylko nie ma niczego wspólnego z rzeczywistością, ale przeczy nawet definicji PiS ukutej przez środowiska lewicowe jako partii „populistycznej”. Podkreślam: partia Jarosława Kaczyńskiego bardzo zręcznie i niekiedy wyjątkowo bezczelnie ("roznoszenie chorób") wobec dominującej jeszcze niedawno narracji liberalnej gra na rozpowszechnionej w społeczeństwie niechęci do islamu.

Jednak robić z tego zarzut w epoce polityki zdominowanej przez dynamiczne media to cyniczna hipokryzja. Utrzymywać, że PiS to partia inżynierów społecznych narzucających Polakom specyficzną wizję patriotyzmu przy jednoczesnym twierdzeniu, że to ugrupowanie populistyczne, to z kolei czysta głupota – i żerujący na nośnym kłamstwie żałosny populizm. W sprawie Ełku środowiska lewicowe znowu pokazały, że nie są w stanie uczestniczyć w racjonalnej debacie społecznej. 

Paweł Chmielewski