Polska potrzebuje planu i rozważnego działania w zakresie polityki imigracyjnej. Pierwszeństwo powinni mieć nie potencjalni terroryści, ale repatrianci ze Wschodu oraz chrześcijanie z terenów, gdzie istnieje zagrożenie dla ich życia.

POlityka depopulacji, czyli "Pier**** nie rodzę"

W naszym kraju dominuje myślenie, które obrazuje filozofia Seweryna Blumsteina, publicysty „Gazety Wyborczej”, który na jednej z feministycznych demonstracji dał się sfotografować z transparentem o treści „P….ę nie rodzę!”, podsumowującym istotę myślenia jego środowiska.

Współcześnie Polki rodzą trzykrotnie mniej dzieci niż jeszcze pół wieku temu. Staliśmy się więc bardziej nowocześni od Zachodu w wielu przypadkach.

Polska należy do krajów o jednym z najniższych wskaźników urodzeń w świecie. Zajmujemy 212 miejsce, spośród 224 klasyfikowanych krajów z wynikiem niewiele ponad jedno dziecko na kobietę. To nie tylko nie zapewnia zastępowalności pokoleń, ale sprawia, że aby zachować świadczenia socjalne na obecnym poziomie, według obliczeń dra Cezarego Mecha, Polska musiałaby przyjmować rocznie liczbę uchodźców równą, uwaga, aż 1,5 proc. populacji. To nie jest 2 tys., ale 600 tys. uchodźców każdego roku!

Oczywiście nieuchronna jest drastyczna reforma finansów publicznych, aby zaniżyć tę liczbę. Natomiast przyjmowanie uchodźców bez konkretnego klucza byłoby dla Polski aktem samobójczym, w którym w kilka dekad zamienilibyśmy nasze homogeniczne społeczeństwo w to hybrydowe na wzór Francji czy Hiszpanii, gdzie rodziny wielodzietne spotyka się wyłącznie wśród muzułmanów, żyjących na koszt pracującej części społeczeństwa.

Brak polityki imigracyjnej

Nie pomaga też sprowadzanie problemu dzietności do kwestii ekonomicznych. Nie jestem fanem dorocznych raportów Centrum im. Adama Smitha, które pokazują iloma to milionami należy dysponować, aby decydować się na rodzinę. Tego typu podejście uważam za niechrześcijańskie. Dziecko to coś więcej niż pozycja w rubryce „koszty”. To dar Boga, a jak mówi stare powiedzenie: „każde dziecko rodzi się z bochenkiem chleba pod ręką”. W praktyce ekonomiczne lęki się nie sprawdzają, bo Pan Bóg błogosławi rodzinom decydującym się na wychowywanie potomstwa, a już w szczególności – wielodzietnym.

Co wydaje się kluczowe polityka imigracyjna nie może stać się alternatywą dla polityki prorodzinnej. Tak było w każdym z krajów Unii Europejskiej! Być może istnieją w naszym kraju ośrodki, które marzą, aby Polaków było jak najmniej, a szczytem rozwoju będzie wielokolorowe społeczeństwo imigrantów, ale jest to sposób myślenia obcy nawet na Zachód od Odry. 

Praktyka pokazuje, że ewolucja społeczna dominowana przez imigrantów rodzi poważne problemy, które właśnie się zaczynają znać o sobie. Cywilizacja Zachodu zaczyna być wypierana przez wpływy obce, a Europejczycy stają się mniejszością we własnych krajach. To nie jest scenariusz, który byłby dobry dla Polski i należy o tym pomyśleć zawczasu.

Zamiast przyjmować niezliczoną liczbę imigrantów, należy więc wpierw wzmocnić politykę prorodzinną, skierowaną do Polaków. Na tym polu jest do zrobienia bardzo dużo, bowiem Polki oszukiwane przez przemysł farmaceutyczny wpierw dają się ubezpładniać, szukają wpierw zadowolenia materialnego, a na końcu stawiają na rodzinę. Skutkiem tego jest depopulacja, której nie da się rozwiązać wyłącznie in vitro.

Nie dla terroryzmu!

Unia Europejska ulokowała w naszym kraju pierwszą partie 2 tys. uchodźców z Afryki Północnej. Miało ich być dwa razy więcej, ale prawdopodobnie na jednej transzy się nie skończy, skoro do przesiedlenia czekają setki tysięcy ludzi. Tego typu polityka może być jednak zachętą do zjawiska przybierającego charakter masowy.

Polska nie ma żadnego planu alokacji tych ludzi. Polityka imigracyjna w naszym kraju to fikcja. Brakuje ośrodków, strategii asymilacji, czy zwykłych standardów działania, co zrobić w naszym kraju z ludźmi z innych kultur, którzy przybywają do nas bez żadnych środków do życia.

Czy oznacza to, że mamy całkowicie zamknąć się na obcych? Bynajmniej. Powinny jednak być ustalone priorytety. Dlatego słuszna jest krytyka rządu, że godzi się na warunki Brukseli bez ustalenia istotnych szczegółów dotyczących imigracji. Upychanie na siłę ludzi radykalnie odmiennych kulturowo musi stać się prędzej czy później zarzewiem konfliktów.

Uwzględniając warunki ekonomiczne i kulturowe naszego kraju, nie wydaje się korzystne, aby przyjmować wszystkich jak leci, bez uprzedniego sprawdzenia, czy nie ma wśród uchodźców potencjalnych terrorystów. W obecnej, napiętej sytuacji międzynarodowej, ryzykowne jest przyjmowanie np. muzułmanów, bowiem wśród nich mogą znaleźć się osoby podstawione przez ugrupowania radykalne. Trudno też oczekiwać szybkiej asymilacji ze strony takich osób.

Natomiast priorytetem imigracyjnym powinni zostać objęci potomkowie rodaków zesłanych na Wschód, wskutek czystek stalinowskich, którzy nie wrócili jeszcze do kraju, a mają takie intencje. Obok nich z życzliwością należy przyjąć wyznawców chrześcijaństwa, dla których pozostawanie w ojczyźnie stanowi zagrożenie dla życia np. chrześcijan z Syrii, którymi UE interesuje się w mniejszym stopniu. 

Tomasz Teluk