pozycja po raz kolejny próbuje wykorzystać sprawę Lecha Wałęsy, aby dzielić naród. Nie ułatwia tego sam bohater, publikując raz po raz nowe wersje wydarzeń. Robienie dodatkowego zamieszania nie wybieli byłego prezydenta. Jeśli chce on ratować swą legendę, powinien w końcu powiedzieć prawdę, ale nie na zasadzie: „nie chcem, ale muszem”, ale „tak, tak, nie, nie”.

Największym bohaterem Lech Wałęsa byłby, gdyby uderzył się w pierś i powiedział: „tak, współpracowałem, przepraszam kolegów, przepraszam naród, że kłamałem”. Nie ma sprawy. Kto nie wybaczyłby Lechowi Wałęsie? Zostałby rozgrzeszony automatycznie. A tak cała sprawa ciągnie się w nieskończoność, rujnując obraz narodowego bohatera. 

Wałęsę należy jednak zrozumieć. Komuś, kto dostał Nobla, był prezydentem, przez ostatni okres zbierał laury w kraju i zagranicą, komu stawia się pomniki za życia, najzwyczajniej ciężko przyznawać się do jakiegokolwiek błędu i prosić o przebaczenie. Nie należy też go osądzać, bowiem nikt nie był w jego skórze i przypisywanie mu wyłącznie niskich instynktów jest po prostu niesmaczne. 

Najbardziej boli jednak, że opozycja wykorzystuje osobistą tragedią Lecha Wałęsy do swoich celów politycznych. Wałęsę, którego „Gazeta Wyborcza” nazywała ongiś dyktatorem niszczącym swoją rodzinę i „Solidarność”. Dziś były prezydent jest potrzebny Platformie i . Nowoczesnej wyłącznie jako taran przeciwko PiS, jak i ostatnia deska ratunku przed odejściem w polityczny niebyt. 

Polska potrzebuje pojednania. Aby rząd i opozycja podały sobie ręce. Do tego niezbędne jest jednak stanięcie w prawdzie. Przyznanie się do swoich błędów i prośba o przebaczenie. Mataczenie, brnięcie w absurdy, odpowiadanie atakiem na wyciągniętą dłoń, tylko niepotrzebnie zaogniają sytuację. Miejmy nadzieję, że antybohaterowie ostatnich dni pójdą po rozum do głowy, a Matka Boża w klapie marynarki nie będzie tylko wizerunkiem, lecz symbolem narodowej zgody. 

Tomasz Teluk