Ciężko się pisze o symbolice i dyplomacji z pozycji człowieka, który nie cierpi wszelkich przedstawień, ale polityka na symbolice i dyplomacji stoi. Zacznę od czegoś, co przez wielu zostało uznane za zgrzyt, chodzi o wywołanie nazwiska Wałęsy w przemówieniu Trumpa. Nie mogło być inaczej, byłem pewien, że takie słowa padną, to jest amerykańska norma. Nie da się przełożyć naszych lokalnych relacji i stosunkowo świeżej wiedzy historycznej na to, co głowa mocarstwa musi powiedzieć. Trump o Wałęsie wie tyle, ile my wiemy o najwybitniejszej kanadyjskiej postaci historycznej i od razu przyznaję, że tak z głowy to nie przypomnę sobie żadnej. Gdyby Andrzej Duda przemawiał w USA, a w loży siedziałby Obama, musiałby w obecności Trumpa zrobić dokładnie to samo, po prostu protokół ma swoje prawa.

Zostawmy Bolka, który nic w tej wizycie nie znaczył i zajmijmy się symboliką. Wybrałem symbolikę za temat główny, ponieważ o konkretach nic na razie nie wiemy, ale to wcale nie znaczy, że będę pisał o jakimś zamienniku. USA jest najlepszym przykładem na to, jak ważna jest w polityce symbolika. Ich przywiązanie do flagi, hymnu, tradycji i dumy z własnego kraju, to cechy rozpoznawalne na całym świecie – zero kompleksów. Amerykanin mówi o wielkiej Ameryce, o genialnym narodzie amerykańskim, Amerykanin jest zakochany w amerykańskich samochodach, amerykańskim sporcie i w beznadziejnej amerykańskiej „kuchni”. Wszystko to razem jest wielkim kontrastem w zestawieniu z tym, co przez wieki wpajano Polakom, najpierw w trakcie zaborów, potem w czasach komunizmu i wreszcie w III RP. Pedagogika wstydu, pozbawianie Polaków wartości i nawet człowieczeństwa, sprowadzenie narodu do szarej, pijanej i brudnej masy, takim procesom byliśmy poddawani.

Skutkiem wielowiekowej dyscypliny było i niestety ciągle jest coś, co nazywamy narodowymi kompleksami, syndromem ubogiego krewnego, czy państwem kolonialnym. W 1989 roku mieliśmy niepowtarzalną okazję, aby mentalne łańcuchy zrzucić i zacząć budować takie państwo, w którym naród polski będzie wartością niezastąpioną, bo to warunek konieczny, aby państwo stanowiło samo o sobie. Nic z tego nie wyszło i na drogę normalności i suwerenności wkroczyliśmy dopiero kilka lat temu. Mówię oczywiście o generalnym zwrocie we właściwą stronĘ, pamiętając o wielu Polakach, którzy od zawsze wiedzieli gdzie trzeba iść. Kolonia nie ma co liczyć na wielkie symboliczne gesty i wydarzenia, do koleni przywozi się wiaderko koralików, parę uścisków dla lokalnych kacyków i wywozi się za to tony złota albo hektolitry ropy naftowej. Trump wcale nie musiał przyjechać do Polski, a już na pewno nie musiał wybrać Polski na pierwszą oficjalną wizytę w Europie.

Trump wybrał Polskę z pełną premedytacją, by z jednej strony dać czytelny sygnał, że Niemcy i Francja nie będą dla USA istotnym partnerem do momentu, kiedy oba kraje nie zrozumieją, że nie do nich należy Europa i lewackie dyscyplinowanie wszystkich krajów. Z drugiej strony wybór Polski, spośród wielu innych możliwości pokazuje, że USA dostrzegają w Polsce partnera, nie republikę bananową. Naturalnie nie miejmy złudzeń, nigdy nie będziemy światowym graczem, co więcej w relacjach międzynarodowych USA raczej nie łapiemy się do pierwszej dziesiątki, ale symbolika tej wizyty i słowa o bohaterskiej Polsce są dokładnie tym, czego Polacy potrzebują. Po wiekach upokorzeń, Polska potrzebuje takiego docenienia ze strony mocarstwa i prezydenta mocarstwa. Czy mnie, Polakowi, jest to potrzebne? Absolutnie nie, powiem szczerze, że nawet mnie to trochę irytuje i zapewne jest takich Polaków bardzo wielu.

Nieważne, nie o to w tym wszystkim chodzi, jeśli przełożyć relacje międzynarodowe na relacje międzyludzkie, to szycha w mieście przeciętniakowi odpowie „dzień dobry”, jak mu się ze chce, średniemu odpowie zawsze, a z aspirującym do szychy, choćby nie chciała, to musi dłużej pogadać. Jesteśmy w końcu takim krajem i taką Polską, z którą trzeba rozmawiać i to oznacza dokładnie tyle, że stajamy się suwerennym państwem. Opowieść Trumpa o Polsce, o polskich bohaterach, w miejscu dla Pawlaków świętym, to dla nas najlepsza terapia i najkrótsza droga do wyjścia z narodowych kompleksów, do wyzwolenia się z pedagogiki wstydu. Można się i w tym doszukiwać pedagogiki i traktowania na zasadzie „dobry Wojtuś dobry, bo się dobrze uczy”, ale tak się właśnie wychodzi z depresji. Z czasem podobnych historii nie będziemy dostrzegać, nie będzie wielkiej pompy i radości z wizyty bogatego wujka, ale na etapie przejściowym, który ciągle w Polsce trwa, wizyta Trumpa ma swoją moc i tyle chciałem napisać.

Matka Kurka/Kontrowersje.net