Premier Mateusz Morawiecki wyjaśnia, dlaczego - i w jaki sposób - rząd chce wprowadzić aż 4000 zł brutto minimalnej pensji. Jak mówi, to ruch kontrowersyjny, odważny - ale bardzo, bardzo potrzebny. Oto dlaczego.

 

"Wiem, że dla niektórych może to być zaskoczenie. Ale chcemy zakończyć rozdział w najnowszej historii Polski pt. kraj niskich pensji i taniej siły roboczej. Autorzy polskiego modelu rozwoju czasów transformacji byli wręcz dumni z tego, że owoce polskiego wzrostu trafiały głównie do innych państw i elit gospodarczych w Polsce, a nie do portfeli większości polskiego społeczeństwa. Czasem trzeba dokonywać odważnych decyzji, jeśli ma się ambicję zmiany rzeczywistości na lepszą" - powiedział polityk w rozmowie z PAP.

Premier był pytany argumenty ekonomiczne przemawiające za skokowym podwyższeniem płacy minimalnej.

"W okresie transformacji płace w Polsce rosły wolniej niż w Czechach, na Słowacji czy na Węgrzech. To była pułapka, przez którą dziś zmagamy się z wieloma problemami społecznymi, jakimi są efekty masowej emigracji, czy pracujący, którzy jeszcze do niedawna nie mogli związać końca z końcem. Spójrzmy na historię Zachodu" - uznał.

"Pamiętajmy o tym, że w latach 70. i 80. na Zachodzie, płaca minimalna wynosiła nawet ok. 50-55, niekiedy nawet 60 proc. średniej pensji, co mocno redukowało nierówności dochodowe w tamtejszych społeczeństwach. To był jeden z ważnych mechanizmów budujących dzisiejszą klasę średnią w państwach Zachodu. Chciałbym też w tym miejscu przypomnieć słynny apel siedmiu noblistów z 2014 r. o podwyższenie płacy minimalnej w USA. Podpisało się finalnie pod nim około 600 ekonomistów. Świat akademii coraz mocniej zaznacza, jak ważne jest skorelowanie minimalnych wynagrodzeń z wynagrodzeniami średnimi" - dodaje.

Morawiecki przyznał, że decyzja rządu może mieć różny odbiór wśród przedsiębiorców. Przypomniał jednak, że przez ostatnie cztery lata wprowadzono dużo ważnych zmian ułatwiających im funkcjonowanie.

"Systematycznie wprowadzamy rozwiązania pomagające się rozwijać polskim przedsiębiorcom. Dwukrotna obniżka podatku CIT, mały ZUS dla najmniejszych firm osiągających niskie przychody, "przycięliśmy" o blisko połowę stron produkcję nowego prawa, kiedyś to było 30 tys. stron rocznie, dziś ok. 16 tys. Wszystko po to, żeby z biegiem lat było mniej formalności i biurokracji. Zredukowaliśmy też o ok. 40 proc. liczbę kontroli skarbowych w polskich firmach, zwiększając zarazem ich skuteczność, bo mamy dziś w skarbówce najnowsze rozwiązania informatyczne" - wyliczał.

Premier przypomniał, że w Lublinie ogłoszono też podniesienie ryczałtu dla małych i średnich firm do 1 mln euro ich przychodu, a potem do 2 mln euro. "Wyższy ryczałt to zdjęcie z przedsiębiorców niepotrzebnych obowiązków formalnych, mniej biurokracji, swoista mała pozytywna rewolucja w łatwości płacenia podatków" - dodał.

Polityk uznał też, że polska gospodarka musi stać się "jak najszybciej zaawansowaną technologicznie gospodarką wysokich pensji".
Morawiecki tłumaczył, że polskie firmy muszą się unowocześniać, stawiać na inwestycje i innowacyjność, a nie jedynie na niskie koszty pracy.

"Zależy nam na unowocześnieniu technologicznym polskich firm, ich większych inwestycjach i ekspansji zagranicznej. Automatyzacja jest warunkiem koniecznym nowoczesnej gospodarki, będąc równocześnie gwarantem wzrostu pensji. Jesteśmy zdeterminowani do budowania gospodarki wysokich pensji, ale to wymaga przejścia na nowy poziom technologiczny i koniec zasady niskich płac, co jest ze sobą nierozerwalnie związane. Mamy jeszcze wiele ciekawych pomysłów na polski skok technologiczny" - podkreślił premier.

Premier mówił, że w latach transformacji element pracowniczy był mocno niedoceniany. I choć Polska jest krajem wspaniałych, ciężko pracujących ludzi, to nie zawsze mogli oni odczuwać właściwe owoce swojego trudu.

Morawiecki przypomniał, że 500+ miało doprowadzić Polskę do ruiny, a mamy spadający dług publiczny i większy dobrobyt Polaków. Minimalna stawka za godzinę pracy miała mieć skutek w postaci masowych zwolnień, a mamy najniższe bezrobocie od 30 lat.

"Potrafimy łamać szklane sufity rozwoju i myśleć o nim odpowiedzialnie. Rozsądna i kompleksowa polityka wzrostu nigdy nie jest dogmatyczna. Nie ma zdrowej gospodarki, w której owoce wzrostu są bardzo trudno dostępne dla tych, którzy je współtworzą. Nie zgadzam się na model niektórych państw Ameryki Łacińskiej. Polski model dobrobytu ma być modelem solidarnego i sprawiedliwego wzrostu" - powiedział premier na koniec.

bsw/PAP, fronda.pl