Tomasz Wandas, Fronda.pl: Jakie wyniku wyborów samorządowych spodziewał się Pan Profesor? Czy cokolwiek Pana zdziwiło?

Prof. Kazimierz Kik, politolog: Zapowiedzi dotyczące sukcesu Prawa i Sprawiedliwości były większe, stąd, mimo że wygrali oni w większości sejmików muszę przyznać, że spodziewałem się ciut lepszego wyniku. Nie da się nie zauważyć, że Prawo i Sprawiedliwość jest jedyną partią, która w tych wyborach zwiększyła swój stan posiadania. W chwili obecnej zasadnym pytaniem jest, czy PiS będzie w tym momencie potrafił zwiększyć ten stan posiadania w statystykach na poszerzenie skali w rządzeniu na poziomie sejmików.

Tutaj może nie dojść do oczekiwanego postępu, PiS mimo zwycięstwa może mieć problem z zawarciem koalicji.

Politycy Prawa i Sprawiedliwości mówią o sukcesie po tych wyborach, rzecz w tym, że to samo mówią przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej oraz PSLu. Jak jest w istocie? Kto ma największe prawo do ogłaszania sukcesu?

Obie strony mogą tak uważać. Sukces w dużych miastach jest sukcesem propagandowym. Fakt ten, że przekłada się na większą siłę oddziaływania politycznego. Taka siła oddziaływania politycznego, jej wzrost bądź spadek, znajduje się poza miastami, w rzeczywistej przestrzeni polskiego wyborcy, czyli w średnich i małych miastach oraz wsiach. Reasumując, sukces propagandowy daje utrzymanie prezydentury w dużych miastach, a polityczne zwycięstwo zwiększa oddziaływanie na społeczności lokalne, poza wielkimi miastami. Stąd obie strony odniosły (z punktu widzenia swoich interesów) w tych wyborach sukces. Natomiast patrząc obiektywnie, to tylko PiS zwiększył swój stan posiadania, opozycja natomiast wygrała w niektórych miejscach dlatego, że udało się jej nie stracić tego co posiadała dotychczas.

Nie da się nie zauważyć, że wyborcy opozycji byli bardzo mocno zmobilizowani. Jaką rolę w tej mobilizacji odegrały sprzyjające im media?

Mobilizacja wyborców w wielkich miastach jest prostsza, zwłaszcza gdy chodzi o Warszawę. Większość ludzi pracujących w stolicy nie mieszka w mieście, jednak z racji, że jest tu miejsce ich pracy mają podstawy, do przeniesienie możliwości oddania swojego głosu na miasto, w którym pracują (być może też czasowo mieszkają). Rekordowy w III Rzeczypospolitej poziom frekwencji jest efektem mobilizacji w dużych miastach.

Podkreślić trzeba, że ta wielka mobilizacja ugrupowań opozycyjnych w wielkich miastach nie pozwoliła im na zwiększenie stanu posiadania. Ta wielka mobilizacja pozwoliła tylko na uratowanie jej części stanu posiadania (wkrótce dowiemy się jaka dokładanie to część).

Niezależnie od tego jakie były intencje cieszę się, że osiągnęliśmy próg 54%, gdyż fakt ten doprowadzi do zwiększonej reprezentatywności wybranych samorządów. Niewątpliwie frekwencja w postaci 54% podniesie reprezentatywność rządzących, co jest podstawą w demokracji.

Zatem, niezależnie od faktu, iż nie była to czysta walka dla rzeczywistych mieszkańców danej miejscowości/danych okręgów wyborczych, to ma to pozytywny wpływ na demokrację, gdyż zwiększyła się reprezentatywność danych władz.

Prezes PiS podkreślił, że sporo zaszkodziły im fake newsy, zapowiedział przy tym mobilizację, by kłamstwa rozprzestrzeniane w mediach nie decydowały w tak dużym stopniu o tym jak będzie głosować społeczeństwo. Czy choć w małym stopniu uda się zaradzić temu problemowi do najbliższych wyborów parlamentarnych? I czy rzeczywiście to właśnie fake newsy mimo wszystko w największym stopniu zaszkodziły PiSowi?

Być może tak, zależy to od tego, która ze stron okaże się skuteczniejsza w używaniu różnych mediów do rozprzestrzeniania nieprawdziwych informacji. Internet jest ogólnodostępny. Siła polityczna, która chciałaby wprowadzić kontrolę internetu przegra wybory stąd nie da się go w pełni kontrolować i nie ulegnie to zmianie.

Jak zatem lepiej podejść do tej kwestii?

Wydaje się, że zamiast w sposób negatywny podchodzić do problemu rozprzestrzeniania nieprawdziwych informacji, to dobrze byłoby działać na rzecz eliminowania dostaw do fake newsów, to znaczy by podejmować takie działania, które nie dadzą się tak łatwo „zhakować”.

Podejmowanie mądrych decyzji i poszerzanie swojego spektrum politycznego to dwa najodpowiedniejsze kierunki, którymi trzeba iść by niwelować wspominany przez nas problem. Jeżeli powiększy się własne spektrum odziaływania politycznego, to logiczne, że będziemy mieli więcej ludzi, którzy przeciwstawią się fake newsom, także i w mediach społecznościowych. Reasumując, by skutecznie rozwiązać problem należy działać konstruktywnie a nie destrukcyjnie, nie reagować negatywnie a pozytywnie.

Podejrzewam, że nikt nie spodziewał się, że Trzaskowski wygra już w pierwszej turze. Co takiego stało się Pana zdaniem, że wynik wyborów w stolicy wygląda tak a nie inaczej? Kampania prowadzona przez Patryka Jakiego była bardzo dynamiczna, ta natomiast prowadzona przez Trzaskowskiego niekoniecznie. Co takiego się stało? Czy Jaki dał jakąś „plamę”?

Patryk Jaki, to nie Lech Kaczyński, który „z dziada pradziada”, był Warszawiakiem, z bardzo cenionej, powstańczej warszawskiej rodziny. Nigdy nie był prezesem NIKu, profesorem prawa, działaczem „Solidarności”. Patryk Jaki nigdy nie miał tych atrybutów, którymi dysponował śp. prezydent Lech Kaczyński, który, gdy ubiegał się o zwycięstwo wygrał. Po drugie, wydaje się, że wyścig w jaki ruszył Patryk Jaki z Trzaskowskim na liczbę obietnic dla mieszkańców Warszawy był drogą donikąd. To nie ilość obietnic (i ściganie się kto więcej) a ich jakość powinna zdeterminować to, kto w oczach mieszkańców okaże się lepszy jako prezydent miasta.

Czy Trzaskowski był po prostu lepszy?

Trzaskowski od samego początku dysponował dwiema przewagami. Pierwszą z nich jest jego „europejskość”. Warszawa jest europejska, w dużym stopniu jest też inteligencka, liberalna, stąd do Warszawiaków lepiej przemawia osoba na miarę warszawskich aspiracji. Z kolei Patryk Jaki jest przedstawicielem pokrzywdzonych, jest to bardzo cenne jednak zdecydowana większość Warszawiaków nie należy do tej grupy. Większość mieszkańców stolicy ma aspiracje, ludzie chcą być tu jak Trzaskowski, który jest eurodeputowany, europejski, znający języki.

W chwili obecnej Warszawiacy - z racji, że są na etapie aspiracji i oczekiwań - potrzebują przykładu do naśladowania, w który lepiej trafił Trzaskowski. Nie oznacza to wcale, że Patryk Jaki się nie sprawdza jako polityk, po prostu nie mógł on wygrać tej walki.

Czy Warszawiakom nie przeszkadza fakt, że Trzaskowski jest następcą Hanny Gronkiewicz-Waltz tak mocno powiązanej z aferą reprywatyzacyjną?

To co zrobił Jaki dla kilkudziesięciu tysięcy Warszawiaków, których pozbawiono mieszkań zasługuje na postawienie mu pomnika. Jednak w Warszawie nie ma pomników dla przegranych, natomiast chętnie postawi ona pomnik zwycięzcy.

Dla Warszawiaków to co zrobiła rządząca Platforma Obywatelska jest czymś wstydliwym. Warszawa nie przyjmuje do wiadomości, że jej władze przez ostatnie lata były tak niskiego lotu. To co zrobiła Hanna Gronkiewicz-Waltz jest czymś tak wstydliwym, że większa część mieszkańców miasta nie chciała na to patrzeć, nawet o tym myśleć podczas wyborów.

Czy Trzaskowski, następca Waltz nie powinien być zatem wyrzutem sumienia dla mieszkańców miasta?

Rafał Trzaskowski nie jest dla Warszawiaków wyrzutem sumienia, a powinien być dlatego, że reprezentuje partię, która skrzywdziła dziesiątki tysięcy Warszawiaków. Przyznam szczerze, że jako człowiek lewicy nie rozumiem tego stanu rzeczy. Liberałowie nie płaczą nad rozlanym mlekiem, nad krzywdą ludzi biednych…

Na koniec Kraków. Małgorzata Wassermann uzyskała około 10% mniej głosów niż Jacek Majchrowski, zakładając, że na trzecim miejscu (ok 16%) ma pan Gibała, czy już można stwierdzić, że w drugiej turze tylko powiększy się ta różnica 10% i obecny prezydent „rozgromi” przedstawicielkę Zjednoczonej Prawicy?

W Krakowie walka jest zakończona z takich samych powodów jak w Warszawie, choć pani Wassermann jest trochę inną osobą i inny jest Kraków.

Jaki jest Kraków?

Kraków jest miastem konserwatywnym, tu pewien ład jest ustalony i utrwalony. Synonimem tego konserwatywnego ładu jest wielokrotnie sprawdzony profesor prawa o (mimo, że kojarzony jest z lewicą) poglądach konserwatywnych Jacek Majchrowski. Wydaje się, że jeszcze nie przyszły czasy, kiedy w Krakowie wygra ktoś nie z panującego tam „świata”, to znaczy ze świata konserwatywnego, syntetyzującego różnego rodzaju układy polityczne. Kraków jest miastem układu konserwatywnego, a mistrzem tego układu jest dziś Jacek Majchrowski. Młoda, niedoświadczona, choć bardzo inteligentna polityk pani Małgorzata Wassermann nie przebije skorupy tego krakowskiego konserwatywnego układu, budowanego od lat przez prezydenta Majchrowskiego.

Dziękuję za rozmowę.