Tomasz Wandas, Fronda.pl: Rosja ponownie otrzymała pełne prawo głosu w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy w nocy z poniedziałku na wtorek. Głosowanie było efektem przyjęcia przez Komitet Ministrów Rady Europy 17 maja w Helsinkach deklaracji, w której stwierdzono, że wszystkie państwa członkowskie mają prawo do uczestnictwa na równych prawach w pracach Komitetu Ministrów i Zgromadzenia Parlamentarnego, dwóch organów statutowych RE. O czym to świadczy?

Prof. Roman Bäcker, politolog, kierownik Katedry Teorii Polityki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu:  Na to pytanie istnieją dwie generalne odpowiedzi. Pierwsza z nich to ta, że mamy do czynienia z całkowitą kompromitacją demokracji europejskich i pozwoleniem Rosji na zagarnianie Europy Wschodniej. Jakiekolwiek sankcje i wykluczanie Rosji z organizacji międzynarodowych nie mają już najmniejszego sensu. Tym samym Rosja może robić to, co chce, ponieważ demokracja zachodnia nie będzie na to reagowała. Natomiast drugie stanowisko mówi o tym, że jest to po prostu zaproszenie Rosji do organizacji, która ma przestrzegać praw człowieka i która nie ma żadnego znaczenia pod względem decyzyjnym, głównie po to, by ta mogła w większym stopniu (po aferze z Iwanem Gołunowem, dziennikarzem, któremu podrzucono narkotyki, a następnie zwolniono z więzienia po masowym proteście społecznym) przestrzegać praw człowieka - jak wiadomo Rosja ma z tym duże problemy, ale jest szansa, że choć trochę zacznie praw człowieka przestrzegać. Oba stanowiska odzwierciedlają sposób myślenia dwóch stron w Radzie Europy. Drugie stanowisko jest charakterystyczne dla dwóch trzecich delegatów głosujących za powrotem Rosji do tej organizacji, a pierwsze dla tej jednej trzeciej, która wyraźnie i systematycznie głosowała przeciwko. 

Wydaje się, że czymś innym są stanowiska polityczne i słowa polityków, a czymś innym jest rzeczywistość. Ta  ostatnia polega na tym, że po pięciu latach wojny ukraińsko-rosyjskiej, niewypowiedzianej i przemilczanej w mediach, w której zginęło już kilkadziesiąt tysięcy ludzi, wszystkie strony konfliktu mają jej już powoli dosyć. Zaczyna się szukanie rozwiązania tej sytuacji, szczególnie, że Wołodymyr Zełenski, nowy prezydent Ukrainy w ogromnym stopniu będzie dążył do „jakiegoś” porozumienia z Rosją. Na chwilę obecną nie wiadomo jeszcze jak miałoby ono wyglądać, jednak jego deklaracje w tej sprawie są wyraźne. 

Problem na jakich będzie to warunkach, na co Rosja się zgodzi, a na co nie, jest oczywiście pytaniem otwartym. Konieczne jest również zwrócenie uwagi na jedną, bardzo istotną rzecz.

A mianowicie?

W Rosji trwa w tej chwili wojna pomiędzy poszczególnymi frakcjami, albo inaczej „basztami kremlowskimi”. Jednocześnie poziom popularności nie tylko całego reżimu, ale również i Putina coraz bardziej zbliża się do całkowitego zera. Tym samym Rosja ma coraz większe problemy wewnętrze i nie ma już możliwości gwałtownego wzniecania uczuć patriotycznych poprzez jakąś małą zwycięską wojenkę. Rosjanie mają po prostu dosyć jakichkolwiek „wojenek”. O ile dzięki wysyłaniu wojsk do Syrii, na Ukrainę, czy jedenaście lat temu do Gruzji udawało się zwiększać poziom stabilności systemu politycznego, to teraz może się to nie udać. 

To czego Rosjanie chcą?

Rosjanie chcą po prostu lepiej żyć, gdyż ich poziom życia systematycznie się pogarsza a Kreml łamie kolejne obietnice dotyczące bezpieczeństwa socjalnego. Tym samym wielu ekspertom wydaje się, że Rosja prędzej czy później będzie zmuszona do „jakichś” ustępstw - nie wiadomo jeszcze jakich. Pozostaje zatem pytanie, która droga może okazać się  skuteczna? W autorytaryzmie militarnym, szczególnie w odmianie twardej, zazwyczaj naciski zewnętrzne nie mają żadnego większego znaczenia, nie wywierają wpływu na dany reżim. Natomiast trochę inaczej jest wtedy, gdy frakcja siłowikow  przestaje dominować i ustępuje innej frakcji.

To znaczy?

W tym wypadku nacisk zewnętrzny może przyspieszyć przejście do poziomu dominacji innej frakcji. Sytuacja na Kremlu jest niesłychanie płynna, sytuacja wewnętrzna całej Rosji również jest bardzo zmienna, tym samym patrzę z ogromnym zainteresowaniem na całość rozgrywki toczącej się nie tylko między mocarstwami, ale również między Rosją a Ukrainą  oraz  w samej Rosji. 

Po przywróceniu Rosji prawa głosu w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy Estonia, która razem z innymi krajami Europy Wschodniej była temu przeciwna, powinna zawiesić członkostwo w tej organizacji” - powiedział w czwartek wicepremier tego kraju, Mart Helme. Dodał, że Rada Europy jest organizacją "niewiarygodną". Wcześniej decyzję RE potępiła estońska prezydent Kersti Kaljulaid, określając ją jako "haniebną". Czy rzeczywiście jest to organizacja niewiarygodna? Na ile reakcja Estonii jest uzasadniona? Na ile uzasadnione jest, że obrady Zgromadzenia opuściła cała polska delegacja. Wraz z nią zrobiły to delegacje: Estonii, Litwy, Łotwy, Ukrainy, Gruzji i Słowacji? 

Trzeba dodać, że tego zgromadzenia nie opuściły delegacje: Węgier, Czech, nie opuściła go też delegacja Wielkiej Brytanii, chociaż jej przedstawiciele głosowali tak samo jak Polacy i inni, nasi „wschodni” sąsiedzi. Proszę też zwrócić uwagę, że z tych wszystkich państw właściwie tylko Estonia i w jakimś stopniu Ukraina zareagowały podejmując kroki formalne. Poza tym żadne z państw nie chce wychodzić z Rady Europy, która zrzesza czterdzieści siedem państw europejskich (i byłych sowieckich). Natomiast dąży się do wywarcia jak największego nacisku na pozostałe państwa członkowskie tej Rady, po to żeby jeszcze tą decyzję cofnąć lub zmniejszyć jej znaczenie. W tej chwili bowiem zaczyna się procedura przywracania delegacji rosyjskiej pełnych praw. Ta procedura potrwa jakiś czas i wcale nie oznacza to, że zakończy się ona powodzeniem. Jeżeli odpowiednie komisje powiedzą wyraźnie, że Rosja nie spełnia standardów, to jej członkostwo może być jeszcze zawieszone. Tu nie chodzi zatem o widowiskowe protesty, tylko o to jaka będzie przyszła decyzja Rady Europy. 

Jak podaje agencja Interfax Ukraina, pełniąca obowiązki przewodniczącej Komitetu Integracji Europejskiej Rady Najwyższej Ukrainy Maria Ionowa dopuszcza możliwość zawieszenia udziału ukraińskiej delegacji w Zgromadzeniu Parlamentarnym RE. „Delegacja zbierze się i podejmie decyzję. Nie widzimy siebie siedzących w jednej sali z Rosjanami” - miała powiedzieć w rozmowie telefonicznej z agencją. „Po prostu zawiesimy udział w letniej sesji... I w ogóle nie wiem, czy będzie można wrócić” - mówiła. Pytanie co dalej? Jak ma się to do tego, o czym wspomniał Pan wcześniej, mówiąc o konflikcie ukraińsko-rosyjskim, którego już wszyscy mają dosyć? 

Czy którykolwiek ukraiński polityk może sobie pozwolić na to, by powiedzieć Ukraińcom, że zgadzają się na to żeby ich przedstawiciele byli na sali obrad z Rosjanami? W takim przypadku konieczne jest odgrywanie czegoś co jest bardzo częste w dyplomacji, a mianowicie teatru. Jest on niesłychanie ważny dla wywołania i ukształtowania stereotypu: my walczymy z Rosjanami, my w niczym Rosjanom nie ustępujemy, my jesteśmy gotowi do tego żeby odpowiednio ich traktować ponieważ…i tak kolejno można by wymieniać dlaczego. Czasami jest to skuteczne, czasami nie - wszystko zależy od tego jak dobrze, jak dramaturgicznie rozegra się ten spektakl. Fachowcy, którzy dobrze znają się na rzeczy wiedzą, że tego typu spektakle trzeba odegrać z jak największym zaangażowaniem przy jak najmniejszych możliwych groźbach.   

Jeszcze przed głosowaniem zniesienie zakazu głosu Rosji w RE skrytykowała rzeczniczka MSZ Ukrainy Kateryna Zelenko. Podkreśliła, że taka decyzja "nie zatrzyma rosyjskiej agresji", a jedynie "osłabi tę renomowaną instytucję, podważając uczciwość i przejrzystość zasad w Radzie Europy #uratujmyRadęEuropy" - napisała Zelenko na Twitterze. Czy Rada Europy potrzebuje ratunku? Jeśli tak, to jak to zrobić? Kto to może zrobić? Czy jest to wyłącznie retoryka, odgrywanie jak Pan to nazwał „teatru”?

Nikt na Ukrainie nie jest w stanie powiedzieć Ukraińcom „my musimy ustąpić Rosjanom, my musimy zacząć rozmawiać z Rosjanami”. Najpierw, zanim zaczną się poważne rozmowy, testuje się nie tylko intencje obu stron, ale też i możliwy poziom akceptacji społecznej dla różnych scenariuszy. 

Dziękuję za rozmowę.