Żona aresztowanego na Białorusi polskiego dziennikarza Andrzeja Poczobuta opowiedziała „Rzeczpospolitej” o dramatycznych warunkach, w jakich przebywają więzieni przez reżim Aleksandra Łukaszenki polscy działacze na Białorusi.

Oskarżeni o „podżeganie do nienawiści na tle narodowościowym i rehabilitację nazizmu” działacze Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys i Andrzej Poczobut od blisko trzech miesięcy przebywają w białoruskim areszcie. Grozi im nawet kilkanaście lat łagrów.

Andrzej Poczobut niedawno zakaził się koronawirusem. Władze nie informują jednak o jego stanie zdrowia, adwokaci nie mogą przekazywać najbliższym żadnych informacji o sytuacji zza więziennych murów. O widzeniu z bliskimi nie ma mowy.

- „Obawiam się o jego zdrowie i życie”

- mówi „Rzeczpospolitej” Oksana Poczobut.

Opowiada o otrzymanym niedawno liście, jaki jej mąż napisał 8 czerwca.

- „W jego celi przebywa 13 osób, wszędzie są wszy. Andrzej cierpi na zaburzenia rytmu serca, musi ciągle przyjmować odpowiednie leki. Lekarz nam mówił, że nie możemy tego zaniedbać, a tam przecież nie ma żadnej opieki medycznej. A jeszcze ten koronawirus”

- relacjonuje.

Kobiecie pozwolono jedynie przekazywać lekarstwa. Nie wskazano jednak jakie lekarstwa i nie zgodzono się na skierowanie dziennikarza na badania.

- „Z tego, co Andrzej pisze, zrozumiałam, że w więzieniu pozwolono mu leżeć przez dwie godziny”

- dodaje Oksana Poczobut.

Jak informuje dziennik, w więzieniu, w którym przebywa polski działacz, od godziny 6 do 22 więźniom nie wolno leżeć ani siedzieć.

Zarówno Andrzej Poczobut jak i Andżelika Borys nie chcą jednak opuścić Białorusi.

- „Dokładnie nie wiem, jak to wyglądało, ale przypuszczam, że Andrzej odmówił, bo byłaby to podróż w jedną stronę. W liście napisał mi coś takiego: pobyt w więzieniu kiedyś się skończy, a sumienie ze mną pozostanie na zawsze. Rozumiem go, ale dla mnie jednak najważniejsze jest jego zdrowie i życie”

- opowiada żona Andrzeja Poczobuta.

kak/Rzeczpospolita