Środowiska opiniotwórcze inną miarą mierzą tych, których uważają za swoich przyjaciół czy autorytety, a inną miarą tych, których uważają za swoich wrogów. Woody Allen jest utalentowanym ironistą, ale ten kto zna jego filmy wie, że są one obsesyjnie anty-prawicowe. Tam zawsze bohater o konserwatywnych poglądach jest tępym troglodytą. Chyba w jedynym wypadku jest to pozytywny bohater, ale tylko dlatego, że ma guza na mózgu i kiedy lekarze mu go usuwają, „normalnieje”, zaczyna mieć właściwe poglądy.

Woody Allen jest kwintesencją nowojorskiego lewaka z salonów intelektualnych. Postrzegany jest jako „nasz człowiek” przez tych, którzy decydują o tym, w jakim tonie wpływowe media podchodzą do pewnych spraw. Stawiane mu zarzuty pedofilii nie są niczym nowym. Oskarżenia o molestowanie seksualne jego adoptowana córka formułowała już wcześniej. To oskarżenie uprawdopodobnia fakt, że Allen uczynił swoją życiową partnerką Soon-Yi Previn, adoptowaną córkę Mii Farrow (z Farrow rozstał się w 1992 roku - przyp. red.).To, że ten człowiek ma coś zafiksowanego w sferze seksualnej nie ulega najmniejszej wątpliwości. Nie można przesądzać, czy Allen popełnił przestępstwo czy nie, bo dobrze byłoby, aby ocenił to sąd. Ale żaden sąd tego nie oceniał, bo tak, jak w przypadku Michaela Jacksona sprawa skończyła się na ugodach, kancelariach prawnych i dużych pieniądzach, które wpłynęły na odpowiednie konta i oskarżenia zostały wycofane.

Nie wiem, czy Allen dopuścił się przestępstwa, nie ulega natomiast wątpliwości, że jest zboczony. Reżyser wystawia ogromne świadectwo tzw. salonom opiniotwórczym. Świadectwo hipokryzji, z jaką z jednej strony salony gorliwie tropią każdą „obyczajówkę” nawet zmyśloną, wątpliwą, która w sądzie okazuje się fałszywką po stronie swoich wrogów. Natomiast ludzie tacy, jak Roman Polański, Woody Allen czy Daniel Cohn-Bendit są chronieni zmową milczenia. Ich wątpliwe ekscesy są spychane w niepamięć, marginalizowane i rozgrzeszane frazesem, że artysta może więcej niż zwykły człowiek albo, że zasługi tego osobnika są tak wielkie, że nie należy patrzeć w jego słabości czy życie prywatne. Tego nie da się nazwać inaczej, niż hipokryzją. Ta hipokryzja jest spowodowana tym, że środowiska, o których mówimy mają takie poczucie, że są na wojnie. One tylko szermują pozą, że niby to oni reprezentują normalność, spokój, a ideologiczni są jedynie ich wrogowie. Takie przypadki dowodzą, że to właśnie te lewicowe środowiska są nie tylko ideologiczne, ale także są na wojnie ideologicznej, w której jasno rozpoznają wrogów i sojuszników.

Jak to się ma do ochrony ofiar? Czy dzieci skrzywdzone przez lewaka cierpią mniej, aniżeli te, którym krzywdę zrobił prawicowiec albo ksiądz? Dzieci krzywdzone przez lewaków to ofiary, na które należy spuścić zasłonę milczenia, albowiem cel uświęca środki. A celem jest przekonanie społeczeństwa, że postęp jest w porządku, że zespół idei, które salony intelektualne głoszą jest lepszy niż wartości tradycyjne. Dlatego w tym celu trzeba pewne grzechy wyolbrzymiać – jedne ofiary brać na sztandar, a na inne spuszczać zasłonę milczenia. 

Not. MBW