Z pewnym niedowierzaniem co do prawdziwości tej informacji zadzwonił do mnie jeden z autorów Pomnika Poległych Stoczniowców pan Bogdan Pietruszka. Wzburzony i zgorszony mówił, co myśli o tym niedobrym jego zdaniem pomyśle. Jak się wkrótce okazało, informowano nie o zamiarze, lecz o podjętej już przez prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza decyzji. Zlecono nawet wykonanie prac. Platforma rządzi, nie pytając ludzi. Po co pytać, przecież nie ma z kim rozmawiać.


Sam pomysł i autorstwo nowej (przecież nie historycznej) bramy z Leninem należy do pani Doroty Nieznalskiej, szerzej znanej ze skandalu i zgorszenia, jakie niegdyś wywołała jej wystawa. Czemu mnie to nie dziwi? Zastanawiam się, czy w imię prawdy historycznej, jak uzasadniają to władze Gdańska, będzie się rekonstruować inne obiekty i pomniki w Polsce, na przykład pomnik Lenina w Nowej Hucie.


Czuję i myślę to samo, co pan Bogdan Pietruszka, jednak to wydarzenie skłoniło mnie do szerszej refleksji na temat obecnej rzeczywistości w naszym kraju. Wszak rekonstrukcję PRL-owskiej rzeczywistości Platforma prowadzi w bardzo wielu wymiarach. Na tym polu, w przeciwieństwie do gospodarki i finansów publicznych, może pochwalić się niebywałymi dokonaniami. Co sprowokowało mnie do takich przemyśleń? W piątek, 9 marca lokalna struktura PiS zaprosiła mnie na spotkanie z mieszkańcami Bytowa na pięknym tamtejszym zamku. Głównym tematem było drakońskie podniesienie wieku emerytalnego. Przyszło kilkadziesiąt osób, odbyła się długa, bardzo ciekawa dyskusja o problemie żywo dotyczącym wszystkich Polaków. Pomimo wystosowanych zaproszeń na spotkaniu oprócz lokalnej telewizji kablowej i internetowej nie było żadnej prasy. To nie przypadek ani nie megalomania z mojej strony, że o tym mówię. Opozycja w Polsce, także tej powiatowej i gminnej, spychana jest do drugiego obiegu. W mniejszych miejscowościach to szczególnie dotkliwe. Podczas kampanii wyborczej, a także teraz jako poseł dużo spotykam się z ludźmi na terenie okręgu. Często słyszę od nich, że w swoim miejscu pracy obawiają się dawać wyraz własnym sympatiom politycznym, boją się bowiem szykan, a nawet utraty pracy. Niesłychane, ale bywa i tak, ze mozna stracic prace za poglady. Dotyczy to zwłaszcza oświaty oraz innych sektorów publicznych i samorządowych. Polska demokracja okazuje się bezbronna wobec zwykłego nepotyzmu i zasady TKM. Nie wiem, czy jest wyraźna dyrektywa od władz „jedynie słusznej partii”, ale w naszym kraju tak jak w PRL-u obowiązuje system nomenklaturowy zarządzania państwem i gospodarką. Być może to skutek uboczny monopolu władzy, jaki zdobyła Platforma. Władza absolutna demoralizuje absolutnie. Natomiast to, co się dzieje w mediach publicznych i prywatnych nie jest przypadkiem i przekracza wszelkie granice przyzwoitości. Kwitnie oportunizm, a dziennikarstwo sprowadzono do akwizycji politycznej. Czym różni się obecna Krajowa Rada od Radiokomitetu w PRL-u? Nie każde zachowanie dziennikarza daje się usprawiedliwić obawą o miejsce pracy. Tym bardziej wyróżniają się nieliczni przyzwoici. Oportunizm w mediach bardziej rzuca się w oczy, ale jest wszechobecny we wszystkich sferach życia.Począwszy od afery hazardowej po solną ze zgorszeniem obserwujemy, jak państwo staje się łupem do rozkradania najczęściej przez powiązane z władzą kliki i koterie, wobec których organy ścigania okazują się bezradne. „Rzygać się chce, tak jak w PRL-u” – śpiewa Janek Pietrzak, bo rządząca Platforma rekonstruuje historię nie tylko w symbolicznych wymiarach, tak jak bramę Stoczni Gdańskiej.

 

eMBe/Salon24.pl