Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Czy zdaniem Pana Posła internet wpływa, oprócz wielu pozytywnych aspektów - również negatywnie na naszą percepcję rzeczywistości  i czy może zaburzać umiejętności skoncentrowania uwagi na dłużej, skupiania się np. na rozmowie, rozmówcy, czy choćby panowania nad emocjami?

Poseł Tadeusz Cymański: W tym pytaniu jest już jakiś kształt odpowiedzi i pewnie coś jest na rzeczy. Na pewno internet bardzo - nie chcę powiedzieć dehumanizuje - ale odziera człowieka z prawdziwego życia. To jest też świat pewnej fikcji.
Przypomnina mi to piekną scenę, którą kiedyś przeżyłem na zamku w Malborku, to było jakieś 20 lat temu kiedy był koncert, na który przyjechał niejaki Maksymiuk. Taki szalony, ciekawy człowiek, wspaniale opowiadał o muzyce, całym sobą, swoim charakterystycznym głosem z ciekawą manierą.

To jest tak - mówił - jak z listami. Kiedyś pisano listy - tu ktoś się zamyślił, postawił kleksa, tu coraz słabiej widać było literki - może zabrakło atramentu.. List pisany odręcznie był żywy, jakby czuło się tego człowieka, który pisał, jego nastrój.  Dziś wszystko wysyła się już elektronicznie. Wtedy były początki internetu. Albo na przykład taki znaczek pocztowy w liście do dziewczyny  - a jestem filatelistą - więc kiedy wysyłałem do niej życzenia, dobierałem wszystko z niezwykłą starannością. Dziewczyna mieszkala niedaleko Poznania, w Dopiewie - a ja byłem wtedy w wojsku. Chciałem, żeby nawet te znaczki były idealnie dobrane i przyklejone, mniejszy nominał, później większy, ładnie rozplanowane. Czy dzisiaj młodym facetom chciałoby się tak starać?

Są e-maile, serwisy społecznościowe z szybkimi komunikatorami, sms-y, a zamiast ładnych znaczków - emotikony. Czy nie stajemy się zakładnikami naszych telefonów i komputerów?

Dziś - po pierwsze przez mnogość sygnałów, ogromną liczbę informacji z różnych portali, staje się to właściwie już nie przeżyciem, tylko mechaniczną czynnością i działamy już trochę tak, jak automaty na poczcie, które segregują paczki. Przeglądając informacje robimy to bezwiednie, beznamiętnie, bez uczuć. To jest kierunek, który wydaje się nieuchronny, ale to jest tak jak z listami i rozmowami telefonicznymi, które kiedyś się odbywały i były nie lada wydarzeniem. Ja jestem szczęśliwy, a może i nieszczęśliwy, że jeszcze chwyciłem schyłku pewnej epoki i brzasku nowej.  A to jeszcze nie jest koniec , bo boję  się, co dopiero moje dzieci będą miały . O tym się mówi - o uzależnieniach, o odarciu z bezpośrednich relacji między ludźmi.

Można tylko rzewnie wspomnieć czasy staroświeckich telefonów ze słuchawką i tarczą lub  brak komputerów. Czy bez najnowszych urządzeń i nowych technolologii współczesny polityk ma szanse sobie poradzić?

Nawiązując do takich telefonów: mój chrzestny ojciec miał siostrę Leokadię w Holandii, która wyjechała na misję wiele lat wcześniej. Powiedział pewnego razu ,,chodź ze mną na pocztę, idę zamówić rozmowę z Leosią''. W małym miasteczku, specjalnie szedł na pocztę i zamawiał rozmowę - na następny dzień, na 14:00, a idąc  tam, potrafił się na tę okoliczność ładnie ubrać, ogolić, jakby miał z nią na żywo rozmawiać. Szedł na pocztę skropiony modną wtedy Stanisławką albo Prastarą. Pamiętam ten zapach i obrazy, gdy szliśmy, jak u Prousta - ja, szczeniak wtedy -  i zazdrośnie patrzyłem i przeżywałem, bo to on rozmawiał a nie ja.

Wchodził do kabiny podekscytowany, po rozmowie wychodził spocony z wrażenia. Minęło ponad 40 lat. Boże Narodzenia, zima, śnieg - wracam z pasterki. Przypomniałem sobie mojego kolegę Krzysztofa Kobylskiego, księdza. Wiem, że pojechał do właśnie do swojej siostry zakonnicy do Stanów. Dzwonię do niego z życzeniami, jest prawie druga w nocy. Odbiera. ,,Cześć Krzysiek..gdzie jesteś - pytam. ,,W Kanionie Colorado, przyjechaliśmy właśnie, mnóstwo ludzi''.

Mam przy sobie niby małe pudełeczko i z bożonerodzeniowej pasterki 'jestem' nagle w Wielkim Kanionie.

Dziś się śmieją z Wikipedii, 'wujka Google'a', ale to jest niesamowite i daje to niczym nieograniczony dostęp. Kiedyś była tylko książka, płyta, a dziś? Miliony ludzi mają możliwość obejrzeć i wsyłuchać koncertów, o jakich kiedyś zwykli ludzie mogli jedynie marzyć. Pewnie, że nie każdy ma sprzęt za kilkadziesiąt tysięcy, żeby to doskonale odsluchać, choć niektórym to się zdarza.
To jest jeden świat, ale można powiedzieć, że są to już dwa światy. Powiem szczerze, że wolę czytać prasę, może jestem starej daty, ale kiedy czytam gazetę, liczy się dla mnie forma, papier. Lubię też słuchać audiobooków, ale zdecydowanie wolę czytanie w klasycznej formie.

Wyczytałem gdzieś ciekawą informację. Pewna Amerykanka w czasie procesu sądowego w Stanach powiedziała, że niestety nie potrafi się odnieść do dokumentów pisanych odręcznie i nie potrafi czytać słowa tak napisanego, gdyż od dziecka była wychowana na 'klikaniu' i może czytać tylko listy drukowane. To jest jakiś znak. Pierwsze przypadki ludzi nowego pokolenia - żywa dziewczyna, nie robot, powiedziała to zupełnie poważnie.

To również szachy - mamy dziś ' kurnik' i mogę zagrać przez internet z każdym w dowolnym miejscu świata, choćby i w nocy - a jednak gra z żywym człowiekiem polega na czym innym. Na przykład 'dotknięta idzie' - jest taka święta zasada w szachach. Zobaczmy, jakie możliwości edukacyjne, kulturowe, a nawet wartości chrześcijańskie kryje taka scenka: gramy towarzyską partię; dotknąłem figury, zauważam, że zrobiłem błąd. Ile muszę wykazać pokory, żeby poprosić partnera ,,przepraszam, czy mógłbym cofnąć''? A on po królewsku czuje się we władzy - może okazać się wielkoduszny i powiedzieć ,,tak'' , ale może przyjemność ze zwycięstwa będzie dla niego ważniejsza? Ile w tych drobnych sprawach kryje się bogactwa! Tego internet nie jest w stanie nam zapewnić.

I następna rzecz - maszyna wygrywa z człowiekiem. Garri Kasparow, najwspanialszy w ostatnich latach mistrz świata w szachach, przegrał partię z komputerem Deep Blue. Dziennikarze podchodzą i komentują - ,,pierwszy raz maszyna wygrała z człowiekiem!'', a on - wkurzony - pięknie skomentował - ,,ona się nie poci, nie denerwuje, to jest nie fair; wszystko liczy błyskawicznie - miliony operacji'' I dodał - ,,Ten komputer nawet nie wie, że wygrał''.

Są jeszcze nawyki - szukanie wiadomości i ich selekcja - to rzecz pożyteczna i dobra. Na pewno to nie to samo, co śleczęnie godzinami nad głupimi grami, co jest też i moim problemem, a mój młodszy syn świata poza tym nie widzi - to wciąga bardzo mocno i człowiek się w tym zatraca.

Według dostępnych danych, uzależnienie od internetu wpływa na mózg, podobnie jak np. narkotyki lub alkohol – powoduje zanikanie pewnych jego obszarów, zwłaszcza wśród młodzieży, która wiele godzin spędza w internecie, a przy okazji prawie nie czyta książek. Czy Pan jako poseł, skazany na brak czasu, może sobie pozwolić na czytanie?
 
Ostatnio czytam więcej, ale akurat w moim przypadku - jeśli chodzi się do telewizji, do mediów - to tak jak pani mówi - trzeba szybko wszystko przejrzeć, wcześniej trzeba posłuchać różnych audycji, 'naładować', zaczerpnąć informacji. To jest tak jak kamerton, a w takiej partii jak nasza, kiedy mamy ścisłe dowództwo i jest jeden przekaz,  to lepiej idąc do programu posłuchać kogoś ważniejszego, bo ja jestem wysoko, ale z boku - w sensie takim, że także często tam chodzę, ale są ważniejsi i najważniejsi. Jeśli mówi coś marszałek czy wiceprzewodniczący na jakiś temat w pewien określony sposób, to ja mogę to wzbogacić i nadać temu dopowiednią formę.  Jest też trochę tak, jak na wojnie - jest wzgórze 016 i ja mogę mieć inne zdanie, ale to jest front, i ja to rozumiem i z tym się zgadzam. Internet pozwala to wszystkie te niuanse uchwycić i w zindywidualizowany sposób wzbogacić.

Ale przy okazji to właśnie w internecie można przeczytać wiele złych opinii, komentarzy.

Jest hejt i e-maile - już nawet nie będe ich cytował. Nigdy bardziej nikt mnie nie obraził. Cymański ty taki, owaki, ty pisowska ..- obejrzyj ten materiał i się powieś, niech zdechnie wszystko co jest ci bliskie..''
I  to jest coś, co mnie ostatnio bardzo zastanawia, że mamy do czynienia jednak z ogromnym wykwitem negatywnych emocji. Niebezpieczeństwo internetu polega na nieodpowiedzialności. Wyzwać, zwymyślać kogoś na ulicy, nawet kogoś obcego, w pociągu - to jednak wymaga pewnej odwagi, śmiałości, czelności. Bo muszę się ujawnić i może mnie spotkać odwet - nigdy nie wiem, co się stanie. Natomiast w internecie jeden koleś z drugim może sobie pisząc - napluć, i używają tego do woli.

Przy okazji są pewne elementy twórczości i trzeba przyznać, że niektóre pomysły, memy są taką nową dziedziną. Mamy bardzo zdolnych ludzi i ma to quasi-artystyczny charakter. Twórczość może mieć niejedno imię i muszę powiedzieć, że bardzo mi się to podoba. Polityka jest tak wyjałowiona, że trochę deszczu na tą sucha skorupkę jest wskazane. I mnie to też inspiruje. Mnie to trochę 'rajcuje', ożywia, a nawet odmładza. A jak się ożywiam, to się czuję młodszy. To działa tak jak i inne andorfiny, bez wątpienia.

Pani pytała, czy czytam, a czytanie niezwykle rozwija. To jest wspaniała rzecz i niestety ubolewam, że dzisiaj wielu młodych ludzi czyta zbyt mało.

Książki się nie sprzedają, spada popyt.

To prawda, ale jest tam olbrzymie bogactwo, tak jak w muzyce - teraz odkrywam czasami tak piękne rzeczy i myślę sobie, że nie zdążymy się tym nacieszyć, nawet jeśli Pan Bóg obdarzy nas długim życiem. Tak jak powiedział Dostojewski - są dwie najmądrzejsze książki - kalendarz i Biblia. Wiem, że pewnie nie zdążę doczytać wszystkich książek, które chciałbym - odłożyłem je na lepsze lata.  I niestety, może to nie jest zbyt pocieszające, ale nie ma co się też za bardzo martwić.

Dziękuję za rozmowę.