Kreml wpływa na kampanię Trumpa?

Osoby z najwyższych kręgów władzy, powiązane z oligarchią kremlowską i ukraińską mogły finansować kampanię Donalda Trumpa. Takie sensacyjne doniesienia, będące częścią kampanii prezydenckiej w USA, przynosi dziennik New York Times.

12,7 mln dolarów trafiło do kieszeni szefa wyborczego Donalda Trumpa – Paula Manaforta z Ukrainy, twierdzą nowojorscy dziennikarze. Wpłacającymi miały być osoby z otoczenia byłego prezydenta Wiktora Janukowycza, który po rewolucji na Majdanie uciekł do Rosji.

Manaford już wcześniej był związany z oligarchami wspierającymi prorosyjską Partię Regionów. Doradzał m.in. Rinatowi Achmetowowi i samej partii, a także innemu oligarsze – Dmytro Firtaszowi, związanemu z Gazpromem. Manaford także w Waszyngtonie był uznawany nieoficjalnie za człowieka Janukowycza.

Teraz wyszło na jaw, że Kreml może próbować wpływać na wynik wyborów za Oceanem. Pro-moskiewskie wypowiedzi Donalda Trumpa dawały do myślenia analitykom, którzy zauważali nić porozumienia między kandydatem na urząd a obecną ekipą zza Buga. Gdy dodać do tego hackerskie ataki ze Wschodu na sztab demokratów – sytuacja robi się nieciekawa.

Oczywiście kampania prezydencka w Stanach Zjednoczonych wkracza w decydującą fazę i oba obozy starają się znajdować haki mające skompromitować przeciwników. Faktycznie jednak wypowiedzi Trumpa, podważające solidarność w ramach NATO i zwiastujące wycofanie się mocarstwa ze swoich obronnych zobowiązań, brzmią niepokojącą.

Trump otacza się ludźmi, dla których ważne jest tylko bogactwo. Jeśli Manafort nie brał tych pieniędzy świadomie, mógł być wykorzystywany przez prorosyjskie lobby do swojej gry. Gdyby jednak okazało się, że współpraca kandydata republikanów z Kremlem jest świadoma, byłby to poważny sygnał ostrzegawczy przed mającym nastąpić jesienią ostatecznym rozstrzygnięciem.

Tomasz Teluk