Nie ustają próby znalezienia obejścia jasnych słów Chrystusa dotyczących rozwodów, tak by można było zmienić już nie tylko dyscyplinę (a przynajmniej otworzyć furtki do jej rozejścia się z doktryną), ale również zabrać się za doktrynę. I niestety w próbach tych uczestniczą, co pokazuje Sandro Magister, także katoliccy teologowie i bibliście, którzy próbują przekonywać, że zakaz rozwodów nie obowiązuje i nigdy nie obowiązywał.

Jednym z takich teologów jest ks. Silvio Barbaglia, który opublikował właśnie książkę „Gesù e il matrimonio. Indissolubile per chi?”. W książce tej przekonuje on, że Jezus nigdy nie uznał, że małżeństwo powinno być nierozerwalne dla wszystkich, a wymóg ten zarezerwował jedynie dla wybranych, a dokładniej dla wąskiego grona uczniów, którzy zrezygnowali ze wszystkiego – własności, bliskich, mieszkania, aby podążać za Jezusem. I to właśnie oni mieliby być zobowiązani do absolutnej wierności. Inni nie! Model wierności i nierozerwalności małżeństwa miał więc być pewnym ideałem, do którego ci, którzy nie poszli za Jezusem, nie porzucili swoich domów i nie stali się wędrownymi kaznodziejami mieli tylko dorastać.

Współczesny Kościół, podkreśla ks. Barbaglia, powinien ruszyć tą samą drogą. Zamiast uniwersalizować dogmat nierozerwalności i narzucać go wszystkim powinien rozróżnić dwa poziomy życia małżeńskiego. Ten dla mniejszości, która wybiera absolutną wierność dla Królestwa Bożego i ten, w którym można cudzołożyć czy naruszać wierność do woli. Ten drugi poziom małżeństwa miałby być dla wszystkich, a ta część, która by dorosła do innego modelu życia, na przykład po wielu latach w stabilnym związku małżeńskim, mogłaby otrzymywać sakrament nierozerwalnego małżeństwa.

I choć na razie nikt z biskupów nie podjął jeszcze pomysłów ks. Barbaglia, to istnieje obawa, że niebawem może tak się stać. Skoro bowiem najważniejszym celem Kościoła pozostaje integrowanie wszystkich, to trudno o lepszy model, niż uznanie, że pewne – jednoznacznie Jezusowe zasady – obejmują tylko niektórych, a reszta może żyć jak chce. Kłopot polega tylko na tym, że oznacza to zniszczenie chrześcijaństwa i zastąpieniem go jakąś nihilistyczną neognozą, która dzieli ludzi na fizycznych i duchowych. Nie sposób nie dostrzec też, że oznacza to zniszczenie całej teologii Kościoła. To, że próby takie nie spotykają się ze zdecydowaną reakcją Kościoła pokazuje też, że pytanie Jezusa, czy znajdzie on wiarę, gdy przyjdzie ponownie, pozostaje dramatycznie aktualne.

Tomasz P. Terlikowski