Zacznę od tego, co w przemówieniu rzeczywiście porywa. Papież niezwykle mocno postawił sprawę przyjęcia imigrantów. I choć, bez wątpienia, jest to wielkie wyzwanie, i trudne z kryteriów moralnych do przełożenia na polityczne, to warto o tych słowach pamiętać, bo one chronią przed immoralizmem w polityce.

- Nasz świat stoi w obliczu kryzysu uchodźców, na skalę niespotykaną od II wojny światowej. To stawia przed nami wielkie wyzwania i wiele trudnych decyzji. Także na tym kontynencie, tysiące osób doprowadzanych jest do wyruszenia na północ w poszukiwaniu lepszego życia dla siebie i swoich bliskich, w poszukiwaniu większych możliwości. Czyż nie tego pragniemy dla naszych dzieci? Nie możemy być zaskoczeni ich liczbą, ale raczej musimy ich postrzegać jako osoby, widząc ich twarze i słuchając ich opowieści, starając się zareagować najlepiej jak możemy na ich sytuację. Reagować w sposób, który jest zawsze humanitarny, sprawiedliwy i braterski. Musimy unikać powszechnej dziś pokusy: odrzucenia tego, co uciążliwe – mówił papież.

- Pamiętajmy o złotej zasadzie: „Wszystko, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!” (Mt 7,12). Reguła tam wskazuje nam wyraźny kierunek. Traktujmy innych z tą samą miłością i współczuciem, z jakim sami chcemy być traktowani. Starajmy dla innych o te same możliwości, o jakie staramy się dla siebie. Pozwólmy innym się rozwijać, tak jak sami chcielibyśmy być wspomagani. Jednym słowem, jeśli chcemy bezpieczeństwa, dajmy bezpieczeństwo; jeśli chcemy życia, dawajmy życie; jeśli chcemy szans, zapewniajmy szanse innym. Miara jakiej używamy wobec innych będzie miarą, jakiego czas użyje wobec nas. Złota zasada przypomina nam również o naszej odpowiedzialności za ochronę i obronę życia ludzkiego na każdym etapie jego rozwoju – uzupełniał Ojciec Święty. I z tymi słowami trzeba się zmierzyć, podejmując wysiłek nie tylko adekwatnego ich zrozumienia, ale także politycznego zaaplikowania.

Ale warto też zwrócić uwagę na słowa, które w Kongresie nie padły. Otóż, choć jest to miejsce, gdzie właśnie debatowano nad odebraniem funduszy zbrodniczej organizacji, jaką jest Planned Parenthood, i w którym wcześniej wielu katolików wspierało aborcję, to nie padły w jego trakcie słowa wprost o aborcji. Oczywiście Ojciec Święty mówił o obronie życia na każdym etapie rozwoju (jako o złotej zasadzie moralnej), ale słowo aborcja czy nienarodzeni już nie padły. Oczywiście można powiedzieć, że jest to kwestia polityki, dyplomacji, które są przy takiej podróży konieczne. Ale trudno w takiej sytuacji nie zadać pytania, czy w czasie takiej wizyty Papież ma być bardziej prorokiem (co w wielu kwestiach wychodzi papieżowi wspaniale, i jest on autentycznym prorokiem) czy bardziej politykiem? Mam wrażenie, że o ile w kwestii imigrantów potrafi być prorokiem (choć wcale się to specjalnie Kościołowi politycznie nie opłaca), to w sprawie aborcji jest - w tym przemówieniu - bardziej politykiem. A szkoda. Dobrze tylko, że nie jest to ani jedyne, ani nawet najważniejsze wystąpienie tej podróży.

Tomasz P. Terlikowski