Na wiece KOD i wszelkiej maści tęczowe marsze przychodzi coraz mniej osób. Coraz mniejszą grupę ludzi obchodzą sztucznie wykreowane konflikty, jak np. ten wokół Trybunału Konstytucyjnego, wydumane problemy wyalienowanych artystów czy gejowskich aktywistów i członków ruchów LGBT. Dlatego, aby zaistnieć, lewackie lobby coraz częściej próbuje podłączać się pod nieswoje manifestacje. Tak jest z miesięcznicami smoleńskimi, tak ma być w tym roku z Marszem Niepodległości.

Na Twitterze redaktor Lis wezwał niestrudzonych obrońców demokracji do stawienia się w liczbie co najmniej pół miliona w dniu 11 listopada w Warszawie.

„Już dziś wzywam wszystkich demokratów i przeciwników PiS do wielkiej mobilizacji i organizacji 11 listopada marsza pół miliona ludzi”

- napisał Lis na swoim twitterowym koncie (pisownia oryginalna).

 W wielu innych głosach i komentarzach płynących ze środowisk KOD pobrzmiewają tony, że tylko „krwawy konflikt”, tak zwane „brutalne kryterium uliczne” pomiędzy polskimi patriotami a finansowanymi przez Sorosa postkomunistycznymi, lewackimi organizacjami nada odpowiednią rangę obecnemu konfliktowi i wzbudzi odpowiednie zainteresowanie zagranicznych mediów. Prowokacje i krwawe zamieszki- wydaje się, że to jest główny cel obecnych działań lewackich liderów.

Ten kierunek działań może potwierdzać inny aktywny na Twitterze guru postkomunistycznych środowisk, Zbigniew Hołdys, który w jednym ze swoich wpisów zasugerował, że skuteczna w walce z PiS’em może okazać jedynie walka wręcz.

„Prawda jest taka, że PiS ma w dupie pokojowe demonstracje póki nie ma zamieszek. JK boi się demolki, zajść, wejścia policji, tylko tego”

- napisał Hołdys.

 

Jak zatem KOD, Lis, Hołdys, Kijowski i spółka zamierzają kontynuować walkę o „obronę demokracji” i „wspólną, niepodzieloną Polskę”? Poprzez krwawe zamieszki? Może, tak jak podczas ukraińskiego majdaniu, potrzebne są śmiertelne ofiary? Wydaje się, że w tym kierunku przez lewackie autorytety pchane są ogłupiałe lemingi i resortowe dziarskie staruszki.

LDD, źródło: Twitter