Papież Franciszek nie przestaje szokować. Ostatnio nacisk stawia na tzw. "ekologiczne nawrócenie". Oczywistym jest, że mamy dbać o naszą planetę, co wynika choćby z Księgi Rodzaju - "czyńcie sobie ziemię poddaną", ale nie można zapomnieć o istocie Kościoła. "Ekologiczną" postawę papieża postanowił skomentować w mediach społecznościowych Tomasz Terlikowski.


- Nie ma źródeł energii całkowicie bezpiecznych, tak jak w ogóle nie istnieję rzeczy całkowicie bezpieczne w użytku. Idąc więc tropem prywatnej opinii Ojca Świętego na temat elektrowni jądrowych, trzeba zakazać używania wszystkiego, dopóki „dopóki nie będzie zagwarantowane całkowite bezpieczeństwo korzystania z nich”. A tak swoją drogą, czy naprawdę Ojciec święty musi wypowiadać się na temat energii jądrowej, pestycydów w rolnistwie i hormonów w hodowli drobiu? Czy nie lepiej by było mówić o zbawieniu wiecznym, o tym, co mu zagraża (bo jak się zdaje, ani elektrownie jądrowe, ani pestycydy nie są takim zagrożeniem)? - zastanawia się publicysta

 

- Ochrona środowiska, walka z karą śmierci i dożywocia i bronią (a nawet okazuje się energią) jądrową to w żadnym razie nie jest nowa linia Kościoła. To stara agenda tematyczna progresywnego katolicyzmu, który na Zachodzie wymiera i doprowadził tamtejsze Kościoły do upadku. Możemy oczywiście udawać, że to nowa droga, że to wielkie odkrycie tego pontyfikatu, ale to zwyczajnie nie jest prawda. Wystarczy poczytać historię progresywnego katolicyzmu, by odnaleźć w niej wszystkie najważniejsze tematy agendy Franciszka - dodaje Terlikowski

 

 

 

 

bz/Facebook