Sytuacja w czterech regionach środkowych Włoch po wczorajszym trzęsieniu ziemi jest złożona, ale widać światełko w tunelu - twierdzi tamtejsza obrona cywilna. Coraz trudniej przekonać osoby pozbawione dachu nad głową do przeniesienia się do hoteli nad morzem. Wolą pozostać w pobliżu swoich domów.

Większość mieszkańców dotkniętych kataklizmem miejscowości domaga się ustawienia namiotów, które już zostały zwinięte w ubiegłym tygodniu, po wstrząsie ze środy. Wolą pozostać blisko swoich domów, choć leżą one w gruzach. Władze wychodzą naprzeciw tym żądaniom, organizując na przykład kuchnie polowe. Mimo to zapełniają się hotele nad Adriatykiem, w których rząd wynajął pokoje do kwietnia przyszłego roku.

W takiej sytuacji znajduje się obecnie 40 tysięcy osób, ale mówi się, że może ich być lada dzień nawet sto tysięcy - gdy zgłoszą się z prośbą o pomoc także ci, którzy do tej pory próbowali sobie radzić sami, spędzając noc w samochodach albo przyczepach kempingowych.

Burmistrz Nursji, gdzie znajdowało się epicentrum wstrząsu o sile 6,5 stopnia w skali Richtera, zapowiada, że miasteczko odrodzi się - zmartwychwstanie, jak mówi - na gruzach bazyliki pod wezwaniem świętego Benedykta, zbudowanej na miejscu jego rodzinnego domu.

Powtarzające się wstrząsy, których w ciągu tej doby było ponad siedemset, na szczęście są słabe i nie wywołują większego niepokoju mieszkańców.

emde/IAR