Janina Ochojska zapowiedziała (TUTAJ), że Rafał Trzaskowski wprowadzi kartę LGBT w całym kraju. Jest to oczywiste, choć ostatnio on sam nie chce się do tego przyznać. Jednak przekonuje o tym cała jego dotychczasowa działalność oraz jego zaplecze polityczne, intelektualne i finansowe. Oprócz wielu innych zagrożeń karta wiąże się z wprowadzeniem wyjątkowo niebezpiecznej, progresywnej "edukacji" seksualnej. Trzeba o tej "edukacji" wiedzieć więcej, by rozumieć dlaczego jest niebezpieczna.

Owa "edukacja" to narzędzie społecznej rewolucji realizowanej pod jawnie marksistowskim sztandarem albo pod "liberalnym" kamuflażem. Rzekoma "światopoglądowa neutralność" tej "edukacji" jest oczywistą "ściemą", bo już sama pochwała seksualnej rozwiązłości jest wystarczająco wyrazistym światopoglądem. Ściemą jeszcze większą jest włączenie tej rozwiązłości do "wartości europejskich". Największy z greckich filozofów, Sokrates, mówił w spisanej przez Ksenofonta rozmowie z Eutydymem, że wstrzemięźliwość jest chyba dla człowieka największym dobrem oraz konieczną zaletą człowieka. Natomiast kto jest opanowany przez żądzę, nie może czynić tego, co najlepsze, bo niewstrzemięźliwość odwodzi ludzi od największego dobra — mądrości i wpędza w jej przeciwieństwo.Ludzie niewstrzemięźliwi nie mogą czynić rzeczy najlepszych, natomiast muszą czynić najgorsze, ato znaczy, że pozostają w najgorszej niewoli. (można o tym przeczytać np. TUTAJ, str. 216). Sokrates nie był ani przeciwnikiem seksu jako takiego, ani "katolem". Żył cztery wieki przed Chrystusem i już wtedy był uosobieniem prawdziwych europejskich wartości oraz zaprzeczeniem ich marksistowskiej karykatury z połajanek czerwonych brukselskich komisarzy w rodzaju Fransa Timmermansa, Wiery Jourovej i im podobnych.

"Wyzwolenie" seksualne

Seksualni rewolucjoniści od początku dążą właśnie do opisywanego przez Sokratesa zniewolenia ludzi, poddania żądzy i ogłupienia. Służy temu molestująca seksualnie "edukacja". To ona ukrywa się za szyldem rzekomej "edukacji seksualnej". Ma ukształtować nowego, "wyzwolonego" (faktycznie zniewolonego) seksualnie" człowieka. Żeruje na plastyczności młodych umysłów i charakterów oraz powszechnym szkolnictwie, które w sprzyjających okolicznościach umożliwia masową indoktrynację i demoralizację.

Przesada? Najwyższy autorytet progresywnej seksuologii i edukacji seksualnej, Alfred Kinsey, wyraźnie określał cele owej molestującej seksualnie "edukacji":

Bez pomocy ze strony bardziej doświadczonych osób, wielu dzieciom przed okresem dojrzewania odkrycie seksualnie efektywnych technik masturbacyjnych zajmie całe lata - pisał na str. 170 tzw. Raportu Kinseya z 1949 r., (TUTAJ). Jednak przy odpowiedniej pomocy, pisze dalej na str. 178 - w społeczeństwie bez zahamowań prawdopodobnie połowa lub więcej chłopców mogłaby osiągnąć orgazm przed osiągnięciem trzeciego lub czwartego roku życia. Oto siła odpowiedniej edukacji (sarkazm).

Wspomniana "pomoc" to po prostu seksualne molestowanie albo zwyczajny gwałt na dzieciach. Zestaw tabel, zwłaszcza ta nr. 34. ze str. 180 pokazuje ile orgazmów udało się wywołać u chłopców w wieku od 5 miesięcy do 14 lat. Na 11-miesięcznym niemowlęciu udało się ich wymusić 14 w ciągu 38 minut. Tą zbrodniczą "pracą badawczą" zajmowali się opłacani przez Kinseya pedofile.

Seksualne pobudzanie dzieci by od najmłodszych lat wdrożyć je do masturbacji to klasyka progresywnej seksuologii i "edukacji" seksualnej. Ponieważ wiedza o tym staje się powszechna, "edukatorzy" przestają powoływać się na Kinseya, którego jeszcze kilka lat temu przywoływali jako najwyższy autorytet. Kinsey to jeden z najwybitniejszych pionierów seksuologii - mówił w 2005 r. (TUTAJ) Zbigniew Lew-Starowicz, nasz rodzimy "autorytet" w tej dziedzinie, - Ja się na Kinseyu wychowałem. Kiedy zacząłem zajmować się seksuologią, wczytywałem się w jego dzieła (...) jego nazwisko jest wryte w świadomość seksuologów. W publikacjach odnosimy się do jego badań.(...) Ciekawe czy dziesiątki lat nie zauważył tabeli 34. czy ukrywał jej istnienie. Wielką zasługą Kinseya było stworzenie metodyki badań - stwierdza Lew-Starowicz. Metodyka ta sprowadzała się do opisu seksualności Amerykanów na podstawie badań społecznego marginesu i własnych standardów Kinseya.

Kinsey, jako seksuolog i "edukator", ukształtował progresywną seksuologię i "edukację" seksualną stosownie do własnych potrzeb biseksualnego sadomasochisty, wojerysty i ekshibicjonisty, maskowanych "badaniami naukowymi". Stałym zwyczajem w instytucie Kinseya były utrwalane na "naukowych" pornosach biseksualne orgie szefostwa wraz z małżonkami. To mu jednak nie wystarczało. Dręczony postępującą od nadmiaru seksualnych wrażeń impotencją, Kinsey szukał coraz silniejszych bodźców, np. wsuwając szczoteczkę do zębów w głąb własnego penisa (tym "trudniejszym" końcem), dokonując samoobrzezania scyzorykiem, a u schyłku życia niemal wieszając się na genitaliach. Ciekawe, czy osiągał wtedy pełnię seksualnego wyzwolenia? Opisał to James H. Jones w bogato i rzetelnie udokumentowanej biografii Kinseya dostępnej np. TUTAJ).

"Neutralność światopoglądowa" molestującej seksualnie "edukacji"

Mówiąc sarkastycznie, rzekomą "neutralność światopoglądową" "edukacji" seksualnej najlepiej ilustruje postać i prace jej pioniera, austriackiego komunisty Wilhelma Reicha, który TUTAJ (str. 253-254, 160-162) przedstawił program molestującej seksualnie edukacji połączonej ze zniszczeniem instytucji rodziny:

Rewolucyjne kształtowanie dziecka wymaga uwolnienia jego biologicznej, seksualnej aktywności (...) Dziecko, którego (...) naturalna seksualność uwalnia się w seksualnych zabawach - wyjaśniał Reich - będzie zdecydowanie odporne na autorytarne, ascetyczne wpływy.(...) Źródło tych wpływów to patriarchalna rodzina [która] jest strukturalną i ideologiczną wylęgarnią wszystkich norm społecznych opartych na zasadzie autorytarnej. (...) Więzy rodzinne zadziałały podczas rewolucji [sowieckiej] jako hamulec na zaplanowaną transformację życia. Uogólniając to spostrzeżenie Reich stwierdził, że Silne uczucia rodzinne skutkują zahamowaniami u nosiciela rewolucji. Jego więzy z żoną, dziećmi, jego miłość do domu, (...) hamują go, kiedy ma wypełnić główną rolę rewolucji, czyli przebudowę człowieka. (...)Doprowadziło to do wniosku, żezastąpienie patriarchalnej formy rodziny przez kolektyw robotników jest istotą rewolucyjnego problemu kulturowego. (Ów kolektyw miał być męsko-damski, bo Reich jeszcze nie wpadł na pomysł promocji homoseksualizmu).

Reich wyraźnie podkreślił manipulatorsko-perswazyjną siłę zniewolenia seksem, która w walce o rząd dusz miała posłużyć do pokonania prawicy-reakcji (rzecz jasna przedstawionej w charakterystyczny, karykaturalny sposób):

Polityczna reakcja może oczywiście rywalizować z rewolucyjną edukacją, oddziałując na dzieci autorytarnie i powierzchownie. Nigdy jednak nie będzie tego w stanie uczynić w dziedzinie edukacji seksualnej. W dziedzinie życia seksualnego, tego, co może uzyskać dla dzieci rewolucja społeczna, nie da im żadna reakcyjna ideologia ani orientacja polityczna. Procesje, marsze, pieśni, sztandary i uniformy [o wartościach Reich oczywiście nie wspomina] - pod tym względem jednak reakcja bez wątpienia ma im do zaoferowania więcej. I dlatego właśnie (powtórzmy ten ważny wniosek)rewolucyjne kształtowanie dziecka wymaga uwolnienia jego biologicznej, seksualnej aktywności. To jest bezdyskusyjne.

Skuteczne oszustwo: marksizm przefarbowuje się na "liberalizm"

Widać z pełną jaskrawością, że seksualizacja (wciągnięcie w najgorszą niewolę opanowania przez żądzę, jakby powiedział Sokrates) jest narzędziem pozyskania młodego pokolenia dla sprawy rewolucji, czyli faktycznie podporządkowania ich rewolucyjnej, marksistowskiej władzy. Program ten sformułował Reich w książce Seksualność w walce kulturowej. O socjalistyczną przemianę człowieka, wydanej po niemiecku w 1936 r. Jednak znalazłszy się w USA, począwszy od 1945 r. nadał jej "neutralny światopoglądowo", "liberalny" tytuł Rewolucja seksualna i jako "liberał" złagodził niektóre tezy. Np. odrzucenie instytucji rodziny jako takiej zamienił na odrzucenie patriarchalnej struktury rodzinnej.

W tym samym czasie inni czołowi neomarksiści jak Max Horkheimer i Herbert Marcuse również przefarbowali się na "liberałów". Najbardziej totalitarny marksistowski program zawarty w Tolerancji represyjnej (1965 r.) napisał Marcuse przedstawiając się jako prawdziwy liberał bez jakiejkolwiek wzmianki o marksizmie. Neomarksiści już w latach 1930-tych dostrzegli porażkę sowieckiego marksizmu i realizowali program nowej, pełzającej przez dziesięciolecia rewolucji antykulturowej polegającej na niszczeniu systemu wartości i pozbawianiu praw większości przez forsowanie przywilejów mniejszości. Forsowanie przywilejów dla LGBTQ i ruch BLM to jaskrawo widoczne przejawy tej strategii. Oprócz bezpośrednich wpływów politycznych jej siła polega m.in. na niemal całkowitym opanowaniu humanistycznych wydziałów uniwersytetów (w Polsce wsparła ją "reforma" Jarosława Gowina) i finansowaniu przez światowych miliarderów, którzy wyraźnie liczą na swój udział/dominację w nowej totalitarnej władzy.

Demoralizacja seksem jest istotną częścią programu tej rewolucji. Stała presja na seksualizującą "edukację" i ataki współczesnych progresistów, feministek, genderystów, a przede wszystkim marksistów (w tym tych ukrytych pod szyldem "liberałów") na patriarchalną rodzinę to ścisłe wykonywanie postulatów Reicha. Rafał Trzaskowski jest wzorcowym przykładem takiego "liberała" realizującego marksistowski program ze wsparciem miliardera Sorosa.

Historia najnowsza i współczesna rzeczywistość pokazały zniewalającą skuteczność tego podstępnego programu.

Klasyczny marksizm doprowadził do perfekcji uwodzenie i tumanienie ludzkich umysłów, zwłaszcza osób o skłonnościach lewicowych. Neomarksizm poszedł znacznie dalej. Dzięki restylingowi na "liberalizm" udało mu się uwieść rzesze "twardych antykomunistów", które

okazały się zupełnie nieodporne na ten atak przefarbowanego marksizmu. Całkowicie uległy "liberalnej" narracji i zajadle atakują tych, którzy bronią kruszących się szańców europejskiej cywilizacji i prawdziwych europejskich wartości. Obecny konflikt Trzaskowski/PO - Duda/PiS jest tego wręcz wzorcowym przykładem.

Deklaracja „LGBT+” Trzaskowskiego realizacją programu Reicha i Kinseya

Dopiero w kontekście wiedzy o programie Reicha i Kinseya można zrozumieć, że wprowadzana przez Trzaskowskiego "edukacja" seksualną oznacza faktycznie edukację molestującą seksualnie. Jej program, zapisany w osławionych Standardach edukacji seksualnej w Europie przedstawia się w skrócie mniej więcej tak:

Nauka masturbacji zaczyna się przed 4 rokiem życia i ciągnie do 12 roku życia, kiedy to nabywa się wiedzę o negocjowaniu w celu odbycia bezpiecznego seksu. W międzyczasie,

od 6 roku dzieci uczą się, co to jest „akceptowalne współżycie/seks”, a 9-latki dowiadują się o pierwszych doświadczeniach seksualnych. 15-latki nabywają wiedzę o łączeniu seksu z wymianą dóbr ekonomicznych i umiejętność coming outu, czyli ujawnienia swojej homoseksualności. Cały czas wyrabiane są postawy otwarte i nieoceniające, szacunek dla różnych norm związanych z seksualnością, otwartość na różnego rodzaju związki i style życia. Oznacza to permanentną, wieloletnią promocję zachowań i obyczajowości LGBTQ (lesbijek, gejów, bi-, trans- oraz queer-seksualistów). Wszystko dostępne TUTAJ, na str. 37-51)

Niektóre "okrągłe" sformułowania starają się łagodzić wymowę tego ewidentnie seksualizującego programu, ale widać w nim wyraźnie realizację postulatów Reicha i Kinseya. Rafał Trzaskowski bronił się, że nauka masturbacji to nadinterpretacja i twierdził, że Nie ma kraju na świecie, w którym na etapie żłobków i przedszkoli do zajęć byłaby wprowadzana edukacja seksualna w jakiejkolwiek formie... Upubliczniane treści są jawną manipulacją i kłamstwem - napisał w swoim oświadczeniu (TUTAJ). Kłamstwem były twierdzenia Trzaskowskiego, czego dowodzi choćby reportaż TVN z 2013 r. (TUTAJ) o przedszkolu w Polsce, w którym pełna anatomia lalek posłużyła do edukacji seksualnej przedszkolaków. O seksualnej edukacji małych dzieci w domach dziecka pisał już Reich w Rewolucji Seksualnej (TUTAJ, str. 254) pisał o nakierowanym na przyjemność skrajnie permisywnym wychowaniu seksualnym małych dzieci, np. w wieku 3 lat w sowieckim domu dziecka/przedszkolu w latach 1921-24, gdzie aktywność masturbacyjna dzieci ... odbywała się bez tajemnic, pod okiem edukatorów. (str 257)

BZgA: Homo- i heteroseksualna pedofilia z kazirodztwem

Nie trzeba jednak sięgać aż do Reicha. Standardy edukacji seksualnej w Europie przypisuje się głównie WHO, ale w rzeczywistości ich głównym autorem jest niemieckie Federalne Biuro ds. Edukacji Zdrowotnej (BZgA). Inne wydawnictwa tej instytucji świadczą jednoznacznie o rzeczywistych intencjach autorów Standardów. Przykładem są wydane w 2007 r. w masowym nakładzie dwie książeczki Ciało, miłość, zabawa w doktora. (zauważmy, że wątek "zabawy w doktora" pojawia się również w Standardach) Książeczki przeznaczone były dla dzieci w wieku 1-3 i 4-6 lat i rozprowadzane w przedszkolach oraz wśród rodziców. Zachęcały nie tylko do masturbacji, ale i do wymiany erotycznych pieszczot rodziców z dziećmi:

pochwie, a przede wszystkim łechtaczce nie poświęca się w ogóle uwagi przez nazywanie ich i czułe dotykanie (ani ze strony ojca, ani matki), przez co utrudnia się dziewczynce rozwijanie dumy z własnej płciowości (s.27)... ojcowie nie poświęcają łechtaczce i waginie córki wystarczająco uwagi. Zbyt rzadko ich pieszczoty obejmują te rejony ciała. A tylko w ten sposób dziewczynki mogą rozwinąć poczucie dumy ze swej płci (s.27)

Żeby nadrobić te niedociągnięcia broszury zachęcały rodziców do wymiany erotycznych pieszczot ojców z córkami, takich jak łechtanie, głaskanie, pieszczoty i całowanie dziecka w przeróżne miejsca podczas czynności pielęgnacyjnych (s. 16). Równocześnie informowano, że poznawanie przez dzieci dotykiem genitaliów dorosłych może czasami wywoływać u dorosłych uczucie podniecenia (s. 27). Opisywano jak taka wymiana pieszczot powinna wyglądać: Dziecko dotyka wszystkich części ciała ojca czasami podniecając go. Ojciec powinien robić tak samo.

Masturbację traktowano jako rzecz oczywistą: to znak zdrowego rozwoju twojego dziecka, jeśli intensywnie korzysta z możliwości dostarczenia sobie rozkoszy i zaspokojenia (s. 25).

O książeczkach Ciało, miłość, zabawa w doktora mówiła Joanna Najfeld w programie Warto Rozmawiać (fragment był do obejrzenia TUTAJ, ale konto zostało usunięte). Pisała o niej również Gabriele Kuby w książce Globalna rewolucja seksualna. Likwidacja wolności w imię wolności. Dodajmy, że te książeczki rozprowadzało ministerstwo ds. rodziny i młodzieży, któremu wówczas szefowała Ursula von der Leyen (obecna przewodnicząca Komisji Europejskiej) z chrześcijańsko-demokratycznej CDU. Ta homo i heteroseksualna kombinacja pedofilii i kazirodztwa nie została wówczas dobrze przyjęta nawet w Niemczech i książeczki wycofano. W BZgA pracują jednak wciąż ci sami ludzie o tych samych poglądach i celach zgodnych z wytycznymi Reicha i Kinseya.

Queer-seksualizacja - jeden z celów deklaracji LGBT+

W ostatnich dziesięcioleciach rewolucja seksualna nabrała queer-seksualnego charakteru, a "zwyczajną" seksualizację uzupełniła homo- i queer-seksualizacja, nastawiona na rozchwianie tożsamości seksualnej przez promowanie wszelkich "niestereotypowych" zachowań seksualnych i wmawianie, że są równie prawidłowe jak naturalne heteroseksualne relacje. Ma to wymierne skutki: po 20 - 30 latach takiej edukacji, w Nowym Jorku już 25% młodych ludzi ze szkół średnich deklaruje się jako geje, lesbijki lub niepewni swojej seksualnej tożsamości, w całych USA jest to 14,6%. Nastawienie na homo- i queer-seksualizację widać wyraźnie także u polskich edukatorów seksualnych i rzekomo antydyskryminacyjnych. Wprowadzenie deklaracji LGBT w całej Polsce posłuży m.in. wsparciu ich działań.

Polityka dyskryminacyjna jako rzekome zwalczanie dyskryminacji

Jest to element polityki rzekomo antydyskryminacyjnej, która w rzeczywistości jest skierowaną przeciwko większości polityką dyskryminacyjną. Używanie tej adekwatnej nazwy jest niezbędne do walki z nią, bo nikt nie ośmieli się sprzeciwić "szlachetnej" sprawie "walki z dyskryminacją". Dlatego trzeba stale podkreślać, także nazwą, że polityka rzekomo anty-dyskryminacyjna w rzeczywistości dyskryminuje:

Rodziców, którym odbiera wpływ na wychowanie dzieci, żeby narzucać dzieciom perwersyjną i niszczącą pseudo-edukację. Dzieci, którym odbiera prawo do matki i ojca, żeby oddawać je gejom lub lesbijkom. Rodzinę, którą jako "stereotypową" skazuje się na "wykorzenienie" w odróżnieniu od promowanych związków LGBTQ (zalecenie konwencji stambulskiej). Większość, której prawa, wg tzw. zasad Yogyakarty nie liczą się, kiedy kolidują z rzekomymi prawami elgiebetyków.

W ten sposób większość ma być stopniowo pozbawiona wszelkich praw, a właściwie sama się ich wyrzec, w imię ochrony (rzekomo) prześladowanych mniejszości - to esencja planu neomarksistowskiej rewolucji Herberta Marcusego, przedstawionego w Tolerancji represyjnej. W rzekomo równościowych programach nie chodzi więc o równouprawnienie, ale o władzę, którą można będzie odebrać tak otumanionej większości. Temu służy dyskryminacja za przekonania moralne i religijne oraz za poglądy, w tym naukowe, dyskryminacja przedsiębiorców, którzy nie spełniają dyskryminujących kryteriów polityki rzekomo anty-dyskryminacyjnej oraz wiele innych przejawów dyskryminacji w imię rzekomego jej zwalczania. Marcuse nazwał to "tolerancją wyzwalającą", co oznacza anulowanie tolerancji wobec ruchów wstecznych i dyskryminującą tolerancję wobec tendencji postępowych, równoznaczną „oficjalnej” promocji działalności wywrotowej (wzorcowym tego przykładem jest wsparcie "liberalnych" władz dla agresywnego i niszczycielskiego ruchu BLM).

Edukacja niszcząca tożsamość seksualną.

To szerszy plan dla którego przygotowaniem jest niszcząca seksualną tożsamość, edukacja rzekomo "równościowa". Jej cele dobrze ilustruje Szkoła Milczenia (obecnie niedostępna pod czynnymi przedtem linkami), raport opracowany na zlecenie Stowarzyszenia Na Rzecz Lesbijek, Gejów, Osób Biseksualnych, Osób Transpłciowych Oraz Osób Queer "Pracownia Różnorodności”, sponsorowany przez Fundację Batorego. Jednym z jej autorów jest czołowy polski ideolog LGBTQ, Jacek Kochanowski, który poddał druzgocącej krytyce podręczniki szkolne, w których zakłada się, że relacje heteroseksualne są społeczną, psychiczną i medyczną normą. Skutkiem przyjęcia tego niedopuszczalnego (zdaniem rzeczonych ekspertów) założenia, w podręcznikach tych całkowicie pominięto problematykę rodzin jednopłciowych, rodzin złożonych, homo- czy biseksualnych, rodzin queer – napisał prof. Jacek Kochanowski – Wizja rodzin heteroseksualnych jest także mocno zawężająca (brak informacji o rodzinach opartych na otwartych relacjach seksualnych, czy rodzinach poliamorycznych).

Podręczniki zgodne z wytycznymi polityki rzekomo antydyskryminacyjnej mają ukazywać młodym ludziom zachowania i relacje LGBTQ jako w pełni pozytywne wzorce zachowań. Łączy się to z wszechobecnym w mediach pozytywnym wizerunkiem takich relacji. W rzeczywistości sam Kochanowski przyznaje (w Socjologii Seksualności. Marginesy), że jest to wizerunek wypreparowany, całkowicie nieprawdziwy, przyznając, że środowiska nastawione niechętne do osób homoseksualnych i tak nie dadzą się nabrać na ten wypreparowany wizerunek osób nieheteroseksualnych, ponieważ, (...)bardzo łatwo go obalić, upubliczniając przykłady stylów życia osób homoseksualnych. W tej samej książce obala go sam Kochanowski opisując rzeczywistość gejowskich klubów, panujące tam perwersyjne i orgiastyczne zwyczaje gejów. Świadectwa samych gejów pokazują, że ich "stałe" i "monogamiczne" związki są faktycznie związkami otwartymi, w których ów "stały" związek nie przeszkadza w relacjach z dziesiątkami i setkami innych partnerów. Pisałem o tym np. TUTAJ.

Promocję tej obyczajowości w szkołach jako przygotowanie do totalitarnej neomarksistowskiej rewolucji przyniesie ze sobą prezydentura Rafała Trzaskowskiego. Możemy być pewni, że jeśli zdobędzie władzę, wprowadzi kartę LGBT w całej Polsce. Akurat w tym w pełni zgadzam się z Janiną Ochojską.

Wybór należy do nas wszystkich

Grzegorz Strzemecki