Naruszono miejsca kultu i prawo do wolności religijnej. Państwo musi zareagować!

W ostatnich dniach dokonano czynów, dla których nie ma żadnego wytłumaczenia ani usprawiedliwienia. Przestępstwa związane z atakami na kościoły powinny oburzać nie tylko wierzących. Ich potępienie powinno być kwestią elementarnej przyzwoitości i bycia człowiekiem cywilizowanym. Ich ukaranie będzie miarą istnienia państwa prawa.

Spór w społeczeństwie na temat ustawy aborcyjnej istniał i istnieć będzie. Demonstracje, ostre i wulgarne, były i będą. Tak jak istniały i będą istnieć cyniczni politycy, zideologizowane "autorytety", czy rozhisteryzowana i zbałamucona młódź (nie ma sensu zajmować się poziomem umysłowym osób nie rozumiejących, czym jest orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, nie mających jak widać zielonego pojęcia, co to właściwie jest ten Trybunał i co to jest Konstytucja; pomijam mądrości wypowiadane w czasie burd przez osobników perorujących o "kobietach i innych osobach posiadających macice"). Jednak w ostatnich dniach doszło do zaatakowania i naruszenia miejsc kultu. Naruszono wolność religijną.

Po pierwsze, to co się stało, ma swój konkretny aspekt prawny. Mamy do czynienia wprost z przestępstwami zdefiniowanymi w kodeksie karnym. Chodzi tu zarówno o znieważanie miejsc kultu i przeszkadzanie w jego wykonywaniu, jak i publiczne pochwalanie przestępstwa. Przepisów jest tu co najmniej kilka.

Art. 195. § 1. Kto złośliwie przeszkadza publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Art. 196. Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Art. 255. § 3. Kto publicznie pochwala popełnienie przestępstwa, podlega grzywnie do 180 stawek dziennych, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.

Reakcja na przestępstwo powinna być adekwatna. Jeżeli miałoby ze strony sądów miejsce przyzwolenie na tego rodzaju akty w wydaniu lewackiej bandyterki, trudno przewidzieć następstwa. Autorytety broniące sprawców odrażających ekscesów jak i sami zainteresowani mówią o przekonaniach i wzburzeniu, które ma usprawiedliwiać i wulgaryzm i formę protestu. Skoro według niektórych (a pogląd to wcale nie tak rzadki) życie zwierzęcia jest ważniejsze od życia ludzkiego, to czy tak na prawdę trudno sobie wyobrazić podobną akcję np. w synagodze, gdy w ramach akcji przeciw ubojowi rytualnemu ktoś wejdzie tam z transparentem "wy***ać!"? Albo chociażby uzna, że "kulturalniej" będzie posłużyć się hasłem "jude raus"?

Powiedzieć, że sprawa ma swój aspekt kulturowo cywilizacyjny, to wyrazić banał. Ktoś, kto atakuje obiekty kultu zakłóca obrzędy religijne, stawia się poza ramami cywilizowanego, demokratycznego, wolnego społeczeństwa. Nie mówiąc już o tym, co wynika z kulturowej polskiej tożsamości.

Porównania bandyterki atakującej dziś w Polsce kościoły do bolszewików czy hitlerowców są jak najbardziej uzasadnione. Wulgarne chamstwo rozsypujące śmieci w kościołach, zakłócające nabożeństwa i urządzające antychrześcijańskie wiece przed ołtarzami, wywołuje skojarzenia nie tylko z wyczynami Związku Wojujących Bezbożników w Sowietach, ale także z działaniami dowodzonych przez Ernsta Röhma Oddziałów Szturmowych (SA), bojówkarzy narodowosocjalistycznej rewolucji w Niemczech. Wczesne ekscesy SA, będącego formalną bojówką NSDAP to przecież między innymi epatowanie wulgarnością, otwarcie antychrześcijańska propaganda i atakowanie katolicyzmu . A jednak nawet w swych początkach nazistowskie bojówki nie atakowały jeszcze obiektów kultu, a niszczenie przez nich synagog przypadło na lata późniejsze niż rozprawa z samym przywódcą SAmanów (nie mówiąc już o tym, że sam tęczowy przywódca SA, którego ekscesy stały się niewygodne dla nazistowskiego establiszmentu, stał się jednym z przysłowiowych przykładów tego, co rewolucje robią z własnymi dziećmi).

Ironii ostatnim wydarzeniom dodawać może fakt, iż przed nieco ponad tygodniem, podczas niedawnej konferencji „Zderzenie kulturowe w UE. Czy Polska ma szansę?” nasi adwersarze ze strony "lewicowo liberalnej" starali się przekonywać, że pojęcia "wojny kulturowej" a nawet "konfliktu kulturowego" to przejaw ideologizacji i wymysły prawicy.

Konsekwencje wobec osobników, którzy atakują świątynie i domy modlitwy, którzy zakłócają kult religijny, muszą zostać wyciągnięte.

 

Tomasz Poller