Turcja, o czym wiadomo nie od dziś, stara się uprawiać realpolitik. Tureckie linie lotnicze Turkish Airlines (w których państwo posiada 49 proc. udziałów) zapowiedziały, że nie będą wpuszczać migrantów z Bliskiego Wschodu na pokład samolotów lecących na Białoruś. Tymczasem na południowym szlaku migracyjnym do UE Turcja grozi Grecji otwarciem niekontrolowanej i nielegalnej migracji.

Grecja i Turcja są od dawna skonfliktowane, zaś wzajemna niechęć obu krajów sięga co najmniej okresu wojny o niepodległość, wygranej przez Mustafę Kemala Ataturka. Ostatnio Grecja zarzuca Turcji kierowanie łodzi z nielegalnymi migrantami na greckie wody terytorialne.

Grecki minister żeglugi Jannis Plakiotakis oskarżył Turcję o łamanie postanowień umowy migracyjnej z 2016 roku. Na mocy tej umowy w zamian za kilka miliardów euro Turcja zobowiązała sie zamknąć południowe szlaki migracyjne do UE. Plakiotakis nazwał przy tym Turcję państwem "pirackim". 

W odpowiedzi turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan oskarżył Grecję o "nieustanne kłamstwa". - Niewdzięcznością jest mówić, że źródłem problemu jest Turcja, podczas gdy my przetrzymujemy u siebie 5 mln uchodźców. Jeśli otworzymy granice, nie wiem, co stanie się z Grecją - stwierdził Erdogan, oskarżając Grecję o śmierć migrantów. Nie ma przy tym wątpliwości co do ogromnej przewagi militarnej Turcji nad Grecją.

- To Grecja odpowiada za niszczenie łodzi migrantów na Morzu Egejskim i ogólnie w basenie Morza Śródziemnego i skazywanie ludzi na śmierć - mówił Erdogan.

Co ciekawe, Grecję o kłamstwa oskarżyła także holenderska dziennikarka, która relacjonowała niedawne spotkanie szefa greckiego rządu Kyriakosa Mitsotakisa z premierem Holandii Markiem Rutte.

- Proszę nie obrażać ani mojej inteligencji, ani inteligencji wszystkich dziennikarzy na świecie - powiedziała dziennikarka.

- Obraża Pani mnie i wszystkich Greków oskarżeniami i stwierdzeniami, które nie mają oparcia w faktach, podczas gdy nasz kraj mierzy się z kryzysem migracyjnym o niespotykanej skali i ratuje życie setkom, jeśli nie tysiącom ludzi na morzu - odpowiedział Mitsoakis.

Wygląda na to, że Erdogan wykorzystuje zamieszanie i podziały wewnątrz Europy w stosunku do migrantów szturmujących polską granicę. Turcja znajduje się przy tym w bardzo słabej sytuacji gospodarczej, spowodowanej nie tylko pandemią koronawirusa, ale także fatalnymi decyzjami natury ekonomicznej.

Tymczasem działania Turcji w stosunku do Polski sprawiają wrażenie, jakby Turcji zależało na uspokojeniu sytuacji migracyjnej na wschodniej flance NATO i UE. Możliwe, że po to, aby samemu przygotować powtórkę zdarzeń z 2015 roku i uzyskać od UE niezbędne fundusze? Sprawę komplikuje fakt, że wkrótce w Turcji odbędą się wybory, a notowania Erdogana i jego rządącej Partii Rozwoju i Sprawiedliwości są bardzo niskie.

jkg/euroactiv