Fronda.pl: Informacja o zamknięciu stacji Biełsat była dla Pana zaskoczeniem? Jak Pan odbiera tę decyzję?

Witold Jurasz, Ośrodek Analiz Strategicznych: Nie była. Nieoficjalnie wiadomo było o tym od kilku tygodni. Mówimy formalnie nie o zamknięciu, tylko o obcięciu dotacji dla Biełsatu o 2/3. Tyle, że obcięcie dotacji o 2/3 przy tak nikłym, skromnym finansowaniu, oznacza de facto zamknięcie. To zresztą punkt wyjścia do rozmowy. Oczekiwanie dobrej oglądalności od telewizji, której daje się budżet za mały, by umarła, a jednocześnie niedostatecznie duży, by rozwinęła skrzydła, jest rzeczą po pierwsze głupią, a po drugie nieuczciwą. Przez lata byłem w sporze z Agnieszką Romaszewską, szefową Biełsatu. Uważałem, że należy się porozumiewać z reżimem w Mińsku. Agnieszka Romaszewska bardziej niż stała na gruncie wartości. Ja zdecydowanie na gruncie interesów. Dla mnie kwestie demokracji na Białorusi były zawsze kwestiami drugorzędnymi w stosunku do rosyjskiego rewanżyzmu i próby rekonkwisty obszaru postsowieckiego. Będąc za dialogiem równocześnie byłem zdania, żenajważniejsze jest to, by zawsze dochodziło do handlu. Tzn., żebyśmy coś w zamian za nasze ustępstwa w zakresie – nazwijmy to umownie – wartości uzyskali w odniesieniu do interesów. Tymczasem handel, który został dokonany dowodzi tego, że bardzo kiepscy handlowcy usiedli do stołu. Zamknięcie Biełsatu w zamian za transmisje TVP Poloniaw sieciach kablowych, pomijając już nawet niską jakość i oglądalność TVP Polonia, to kiepski „deal”, bo transmisję tej telewizji możnadowolnego dnia przerwać, a telewizji, którą budowano przez lata, nie odbuduje się wówczas z dnia na dzień.

Zatem rezygnacja z Biełsatu to Pana zdaniem poważny błąd?

Oczywiście. Podobnie skądinąd rzecz się ma z białoruską opozycją, której w drastyczny sposób obcina się wsparcie. Tej opozycji również się nie odbuduje. Pamiętajmy, że Zachód z PRL miewał okresy lepszy i gorsze, ale nigdy nie zamknął Radia Wolna Europa i nigdy nie przestał popierać opozycji. Opozycja to tyle co narzędzie. Tak długo jednak jak jest w Warszawie, a nie np. w Wilnie (bo wówczas jest narzędziem litewskim), czy – co gorsza – w Moskwie. Można moje podejście nazywać cynicznym, ale co ciekawe ja go nigdy nie kryłem w stosunku do przywódców białoruskiej opozycji i może dlatego mam z nimi bardzo dobre relacje, bo byłem wobec nich uczciwy. My tymczasem jesteśmy ekspertami w obiecywaniu wiele, a potem w rzeczywistości wygląda to gorzej. Myślę, że nawet przeciwnicy A. Łukaszenki na Białorusi by zrozumieli, gdybyśmy Biełsat przehandlowali. Natomiast oddać za darmo, albo za same obietnice, może oddać człowiek nieskończenie naiwny, albo ktoś kto się po prostu uczy. W ten sposób nic nie ugramy, a i władza i opozycja stracą do nas resztki szacunku, bo na wschodzie nie szanuje się ludzi, którzy – proszę wybaczyć sformułowanie – „nie mają jaj”. Problem polega na tym, że u nas polityką wschodnią zajmują się dwie grupy osób. Pierwsze, które nic nie potrafią albo się uczą i druga grupa, która realizowała reset polsko-rosyjski, który jak wiadomo, również zakończył się „historycznym” sukcesem. Te same osoby (z tej drugiej grupy) przeszły na nową – tym razem – pisowską „wiarę” i teraz realizują inną politykę. A, że talenty mają, jakie mają to efekty będą takie jak zawsze.

Zgadza się Pan z argumentacją, że obcięcie funduszy dla Biełsatu to konsekwencja poszukiwania funduszy na pomoc dla uchodźców syryjskich?

Argument, według którego nam są potrzebne pieniądze na Bliski Wschód jest kompletnie absurdalny. Prawdę powiedziawszy dziwię się, że minister w wywiadzie Waszczykowski przyznał, że tak jest w istocie. Kiedy sam napisałem o tym parę dni przed tym, gdy powiedział o tym szef naszej dyplomacji w życiu nie spodziewałem się, że zostanie to potwierdzone przez p. ministra. Wydawało mi się to tak niemądre, że zakładałem, ze ujawniając ten przeciek nie doczekam się oficjalnego potwierdzenia moich informacji. A tu – proszę - niespodzianka. Rozumiem, gdyby budżet Biełsatu wynosił pół miliarda złotych. Wtedy byłoby zrozumiałe, że możemy takie pieniądze zainwestować w uchodźców i Zachód to dostrzeże. Naszych kilku milionów nikt nie dostrzeże.

Czy Biełsat trzeba koniecznie likwidować? Czy jest inne rozwiązanie?

Biełsat można profilować. Można go czynić antyreżimowym i prozachodnim, albo czynić go prozachodnim, bez elementu antyreżimowego, lub ze złagodzonym elementem antyreżimowym. Wybór więc mamy, ale jedno czego nie wolno, to rezygnować z walki o przyszłość Białorusi i Ukrainy. Nie może być tak, że Rosjanie na polu informacyjnym grają i to ostro, a my graliśmy skromnie, a teraz nie będziemy grać w ogóle. Chyba, że komuś wydaje się, iż Białorusini to Polacy i ma w tym kraju być TVP Polonia, ale jeśli tak, to źle się komuś wydaje. To niezrozumienie realiów i kompletna pomyłka. Ostatnio udzieliłem wywiadu „Krytyce Politycznej”, mówiąc, że 25 lat polityki wschodniej przegraliśmy i domyślam się, że przegramy kolejne 25 lat. Nieco żartobliwie zaczynam mówić, że nasza polityka wschodnia w coraz większym przypomina Yeti. O Yeti jak wiadomo każdy słyszał, ale nikt go nie widział.

Dziękujemy za rozmowę.