Janusz Walentynowicz, syn Anny Walentynowicz, podzielił się wstrząsającym świadectwiem dotyczącym ekshumacji ciała swojej matki.

Walentynowicz w wywiadzie dla "Gazety Polskiej Codziennie" mówił, że jeszcze identyfikując ciało w Moskwie, zauważył, że nie należało ono do Anny Walentynowicz.

"W 2012 r. spłynęła dokumentacja mojej mamy i było dokładnie to samo [co w wypadku śp. Zbigniewa Wassermanna – red.] - opisano narząd, którego od wielu lat mama nie miała. Zażądaliśmy natychmiastowej ekshumacji. Wtedy kłamca płk Szeląg poinformował nas, że prokuratura podjęła decyzję. Z góry wytypowali dwa groby – W Gdańsku i Warszawie. Skąd wiedzieli? To był 2012 r. Szeląg, Kopacz i cała banda już we wrześniu 2010 r. wiedzieli, że są zamienione ciała w trumnach" - mówił syn bohaterki "Solidarności".

"W grobie mojej mamy leżała śp. Teresa Walewska-Przyjałkowska, a w jej grobie spoczywało inne ciało, które – z góry założono – należało do mojej mamy. Po odwinięciu ciała z ohydnej czarnej folii budowlanej, okazało się, że to ciało praktycznie nie miało głowy – strzępy skóry z włosami i trochę kości czaszki. Nic się nie zgadzało - powiedział syn Anny Walentynowicz. - Już wtedy zgłaszałem, że to nie jest ciało mojej mamy. To nie było ciało, które identyfikowałem w Moskwie. Badania genetyczne potwierdziły, że to moja mama" - dodawał.

emde/"Gazeta Polska Codziennie"