Marta Brzezińska-Waleszczyk: W sobotę we Wrocławiu miał się odbyć wykład Zygmunta Buamana. Wykład rozpoczął się jednak z opóźnieniem, bo na salę wtargnęła grupa członków Narodowego Odrodzenia Polski i kibiców. Nad „niesfornymi” narodowcami musieli zapanować antyterroryści  Piętnastu z nich już usłyszało zarzuty zakłócania porządku i spokoju. Abstrahując od tego, kim był Bauman – taka forma protestu się Panu podoba?

Rafał A. Ziemkiewicz: Nie podoba mi się. I co więcej, jako Polak czuję się głęboko zawstydzony tym, że aby zwrócić uwagę na to, jak niestosowne jest fetowanie NKWD-zisty na wrocławskim uniwersytecie trzeba było Narodowego Odrodzenia Polski i kiboli. Ktoś inny powinien wyrazić ten protest tak, aby on wyraźnie zabrzmiał.

Ktoś inny, czyli ktoś spoza szeroko pojętej grupy narodowców?

Właśnie nie lubię takiego określania tej grupy. Tego szerokiego pojmowania narodowców. Naprawdę, między Ruchem Narodowym, z którym osobiście sympatyzuję, a Narodowym Odrodzeniem Polski, które jest raczej taką organizacją narodową głównie z nazwy (raczej skinheadzką spod znaku krzyża celtyckiego niż polskiej endeckiej tradycji), jest bardzo duża różnica i szeroka rozpiętość. Nie zamierzam więc w żadnym wypadku deklarować się jako sympatyk Narodowego Odrodzenia Polski. Przyznać natomiast trzeba, że Bauman jest postacią – delikatnie mówiąc – taką, której należy wypominać jej przeszłość. Tym bardziej, że sam Bauman nigdy nie wyraził żadnej skruchy z powodu swojej przeszłości. Wręcz przeciwnie, potrafił w sposób absolutnie horrendalny bronić swojego życiorysu. A jest to życiorys ze wszech miar paskudny.

Co do paskudnego życiorysu ja nie mam najmniejszych wątpliwości, jednak rozmawiamy o narodowcach i stosowanych przez nich metodach. Co do wspomnianego przez Pana Narodowego Odrodzenia Polski to dość powszechnie wiadomo, że Ruch Narodowy jakoś mocno nie odcina się od tego typu, budzących rozmaite wątpliwości, formacji. Na niedawnym kongresie ruchu, na którym Pan zresztą także był, pojawił się na przykład Niklot – także formacja, posługując się Pańskim określeniem, raczej spod znaku krzyża celtyckiego, której obecność tłumaczył na Fronda.pl Robert Winnicki.

O ile mi wiadomo, wspomniane Narodowe Odrodzenie Polski nie jest sygnatariuszem Deklaracji Ideowej Ruchu Narodowego. Pozostawianie NOP poza głównym nurtem Ruchu Narodowego wynika z faktu, że organizacja ta odmówiła podpisania deklaracji, którą przyjęto uruchamiając inicjatywę Marszu Niepodległości. Tam bardzo wyraźnie stwierdzono, że Ruch Narodowy zdecydowanie odcina się od wszelkich form rasizmu oraz postulatu stosowania przemocy ze względu na jakieś cele polityczne. Narodowe Odrodzenie Polski nie odcięło się od tego, dlatego pozostaje poza Ruchem Narodowym.

Zostawmy Narodowe Odrodzenie Polski, wróćmy do tego, co stało się we Wrocławiu. Zresztą, nie pierwszy raz, bo kilka miesięcy temu podobne sceny – także w wykonaniu grup sympatyzujących ze środowiskiem narodowców – mogliśmy już oglądać podczas wykładu prof. Magdaleny Środy czy Adama Michnika. Już wtedy pojawiały się głosy, że takie formy manifestowania niekoniecznie wychodzą narodowcom na dobre, ale chyba chłopcy nie odrobili tej lekcji. Czytam dziś oświadczenie Roberta Winnickiego, który na portalu Prawy.pl gratuluje NOP'owi „zdecydowanej postawy” i pisze na przykład o odwołanym w 2008 roku wskutek nagonki „Wyborczej” wykładzie Jerzego Roberta Nowaka. Wniosek jest taki, że skoro ONI mogą odwoływać wykłady i urządzać tego typu protesty, to MY także. Czy to dobra logika? Tylko dlatego, że ktoś robi coś w głupi sposób, mamy zachowywać się tak samo?

Faktem jest, że zwyczaj rozbijania spotkań i stosowania jeśli nie przemocy, to jakiegoś tumultu, by uniemożliwić debaty przeciwników politycznych został sprowadzony na polskie uniwersytety oraz polskie ulice przez ugrupowania lewackie. Co gorsza, działo się to wtedy z błogosławieństwem tzw. autorytetów moralnych i błogosławieństwem mediów. Ukoronowaniem tego była cała akcja blokowania Marszu Niepodległości, w którą włączyła się „Gazeta Wyborcza”, telewizja i inne rozmaite „autorytety”. Teraz zbiera się tego skutki. Ja nie jestem zwolennikiem eskalowania napięcia, bo to do niczego dobrego nie doprowadzi. Jeżeli bojówki lewicowe (tak je umownie nazwijmy) będą się tak nawzajem nakręcać wespół z prawicowymi, która z nich więcej może, to nic dobrego z tego nie wyniknie. Raczej jestem za tym, aby Ruch Narodowy od takich akcji wyraźnie się odcinał i pamiętał, że forma protestu taka, która może być użyta przeciwko ruchowi raczej szkodzi mu, aniżeli pomaga.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk