Parlamentarzysta Koalicji Obywatelskiej został skazany w konsekwencji tzw. afery melioracyjnej. Sąd uznał, że polityk dopuścił się m.in. przestępstwa korupcji i skazał go na pięć lat pozbawiania wolności, 180 tys. zł grzywny oraz zakaz zajmowania kierowniczych stanowisk w państwowych instytucjach i spółkach przez 10 lat. Wyrok nie jest prawomocny.
Przewodniczący składu sędziowskiego zwrócił uwagę na linię obrony senatora, który nie przyznając się do winy przekonywał, że zarzuty są inspirowane politycznie.
- „Mógłbym powiedzieć, w ślad za klasykiem, że mam marzenie. Mam marzenie, żeby każdy, kto się wypowiada w tej sprawie, żeby chociaż pobieżnie albo się zapoznał z tym materiałem dowodowym, albo poczekał na uzasadnienie sądu, które będzie stosunkowo szybko”
- powiedział.
Sędzia zaapelował, by nie doszło do „takiej sytuacji, że wyjdzie za chwilę polityk i będzie mówił, że on wie lepiej, co jest w tej sprawie, bez przeczytania”.
Apel nie dotarł jednak do samego senatora Gawłowskiego, który po ogłoszeniu wyroku kontynuował swoją narrację.
- „Jest to sprawa polityczna i dalej to podtrzymuję, nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości – to po pierwsze. Po drugie - szerzej będę mógł się odnosić, jak zobaczę to uzasadnienie. A po trzecie - mam kłopot z odniesieniem się do tego, co wysoki sąd przed chwilą powiedział, bo bardzo szeroko omawiał historię zegarów i tam wykazywał różne dowody, że te osoby są niewiarygodne. A jednocześnie dał wiarę tym osobom, które mnie obciążają, które kluczą, zmieniają zeznania i one są dla niego wiarygodne”
- przekonywał.
W rozmowie z dziennikarzami do sprawy odniosła się również marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska, która stwierdziła, że do ogłoszenia prawomocnego wyroku senator powinien dalej pełnić powierzone przez wyborców zadania.
- „Wyrok nie jest prawomocny. Czekamy na to, co będzie dalej”
- powiedziała.