Raport przygotowany przez zespół Mularczyka wycenia straty Polski w wyniku II wojny światowej na 6 bilionów 220 miliardów złotych, czyli ponad 1,3 biliona euro. Ta kwota mogłaby być znacznie wyższa w zależności od przyjętej metodologii. Raport uwzględnia nie tylko zniszczenia materialne, ale też utratę ludzkiego kapitału – zmarłych, kalekich i całe niewykształcone pokolenia.
Mularczyk podkreślił, że trzy czwarte tej sumy stanowią straty ludzkie – utrata życia, zdrowia i potencjału przyszłych pokoleń. Reszta to szkody materialne: zniszczone nieruchomości, przemysł, transport, a także eksploatacja okupacyjna, np. przymusowe kontyngenty czy sztucznie wprowadzone waluty.
W odpowiedzi na pytania Mularczyka, unijny komisarz ds. sprawiedliwości z Irlandii – McGrath – ani razu nie użył w swojej odpowiedzi słowa "Niemcy". Mówił ogólnikowo o "reżimach totalitarnych", unikając wskazania sprawcy. Co więcej, uznał, że kwestie roszczeń to sprawy bilateralne między państwami – co oznacza de facto przerzucenie odpowiedzialności na ofiary.
Zdaniem Mularczyka to przejaw politycznej hipokryzji – Unia Europejska mówi o praworządności i ochronie praw człowieka, a jednocześnie nie daje obywatelom Polski, Grecji czy Serbii żadnych realnych narzędzi prawnych do uzyskania rekompensat.
Odpowiedzią na brak zainteresowania ze strony unijnych instytucji było zorganizowanie wystawy o stratach wojennych Polski i Grecji oraz publicznego wysłuchania z udziałem prawników z trzech krajów: Polski, Grecji i Włoch. Wystawa odbyła się w najbardziej prestiżowej przestrzeni Parlamentu Europejskiego, a jej efektem było zainteresowanie międzynarodowych mediów, m.in. Euronews i portali amerykańskich.
Włoski przykład okazał się szczególnie inspirujący: tamtejszy rząd stworzył fundusz, z którego wypłacane są odszkodowania ofiarom II wojny światowej. O ile wyrok sądu jest pozytywny – państwo wypłaca środki z własnej kasy, nawet jeśli chodzi o zbrodnie niemieckie. To ewenement w skali europejskiej, który pokazuje, że istnieją praktyczne rozwiązania – jeśli tylko polityczna wola na to pozwala.
Równocześnie Mularczyk przytacza przypadek Namibii – byłej niemieckiej kolonii, gdzie dokonano ludobójstwa na plemionach Herero i Nama. Po ponad stu latach Niemcy wypłaciły środki jako „pomoc rozwojową”, unikając użycia słowa „reparacje”. Zdaniem europosła nie było to przypadkowe – Berlin chce zbudować silną pozycję w Afryce, by zdobyć miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Tymczasem wobec Polski czy Grecji Niemcy zachowują się z rezerwą, a nawet arogancją.
Mularczyk zauważa z przykrością, że brakuje współpracy ponad podziałami także wśród polskich europosłów. Choć do udziału w wystawie zapraszał wszystkie ugrupowania, nie pojawili się ani przedstawiciele Platformy Obywatelskiej, ani Lewicy. W przeciwieństwie do Greków, którzy potrafili stworzyć szeroki front – od skrajnej lewicy po skrajną prawicę – wokół sprawy odszkodowań, w Polsce temat reparacji bywa marginalizowany.
Ważnym wątkiem rozmowy było przekazanie raportu o stratach wojennych do trzech miejsc związanych z Donaldem Trumpem: Białego Domu, rezydencji Mar-a-Lago oraz Trump Tower. Kilka miesięcy później w oficjalnym komunikacie Białego Domu z okazji Dnia Pamięci po raz pierwszy wymieniono ofiary polskie i żydowskie – co Mularczyk uznaje za sukces i znak, że temat zyskuje znaczenie także za oceanem.
Jednym z głośniejszych epizodów była medialna burza po tym, jak Mularczyk osobiście wręczył niemieckiemu europosłowi z FDP raport o stratach Polski. Powodem było kontrowersyjne wystąpienie tego polityka, który domagał się ponownego wstrzymania funduszy dla Polski po wygranej Karola Nawrockiego. Po incydencie Niemiec zgłosił skargę, a Parlament Europejski wprowadził nowe zakazy dotyczące nagrywania w jego gmachu. Cała sytuacja pokazuje, jak delikatna – i często nieprzyjazna – jest atmosfera wokół kwestii reparacji za niemieckie zbrodnie.