Odsuwając na bok „judeosceptycyzm” Brauna, skupiłbym się na jego prorosyjskości. Jako człowiek inteligentny rozumie, że na demonstracyjnym kochaniu Rosji nie zajechałby daleko, bo jak na razie Polacy jakoś nie chcą się zakochać w Putinie i matuszce Rasiji (ale kto wie, czy tak się nie stanie). Choć, jak wskazał Piotr Skwieciński, w filmie o Gietrzwałdzie już z trudem ukrywa swój ku niej podziw.
Braun surfuje więc na pobocznych falach rosyjskiego miru, na które składają się nienawiść do Ukrainy, prowadząca aż do tego, że nazywa prezydenta Zełenskiego zbrodniarzem wojennym, który powinien stanąć przed trybunałem międzynarodowym (btw. powtarza tezy Miedwiediewa o Norymberdze 2.0). Do tego dochodzą oczywiście akcje anty-LGBT (w Rosji za ekstremistyczny uznano ruch LGBT, nie precyzując, o co chodzi). Ostatnio Braun na cały regulator rozkręcił akcję poparcia sojusznika Rosji – Iranu pod hasłem „Teheran–Warszawa wspólna sprawa”.
PZPR czy pożyteczny idiota?
Ciekawe w tym kontekście jest odpowiedź pytanie, czy Braun jest „PZPR” – używając określenia Leszka Moczulskiego – czy jednak tylko „pożytecznym idiotą”. Śledząc regularnie rosyjskie media, z trudem dostrzegam w nich szczególne poparcie działań Brauna. Jest on raczej przedstawiany jako awanturnik, a jego chanukowo-gaśnicowa akcja była komentowana jako przykład polskiego antysemityzmu.
Czasem jednak bywa przedstawiany pozytywnie. Jak np. po zerwaniu przez jego sympatyków flagi z ratusza w Białej Podlaskiej rosyjski senator Aleksiej Puszkow nazwał to odruchem polskiego nacjonalizmu, oznaczającym „powrót do zdrowego rozsądku” i „nieuchronną korektę dyskursu liberalnego”, odrzucanego przez większość polskich obywateli. I ta właśnie ambiwalencja wydaje mi się podejrzana…
Czarna dziura
Skłaniam się ku trzeciej wersji uwikłania Grzegorza Brauna we współpracę z Rosją. Prawdopodobnie jednak zawarł on rodzaj niesformalizowanego paktu z kremlowskim diabłem. Paktu, który na początku mógł być nawet nie do końca uświadomiony, ale chyba dla tego jednak dość inteligentnego człowieka stał się potem świadomie przyjętą strategią. Braun zauważył, że im bardziej prezentuje opinie wygodne Kremlowi, tym większe dostaje zasięgi w internecie. Zaczęło się od pandemii, w czasie której Kreml postawił na środowiska antyszczepionkowe. Potem antyukrainizm, itp. itd. Kremlowskie trolle skutecznie podbijają zasięg tego typu opinii, co sprawia, że internetowi influencerzy chcąc nie chcąc zaczynają je głosić, dając publice to, czego – w ich mniemaniu – ona chce. A potem, po jej zainfekowaniu tymi treściami, sprawa staje się już samograjem.
(Jest to, jak widać, pokusa tak silna, że wsysa jak czarna dziura ludzi wykazujących przedtem przeciwne poglądy. Odkryłem ostatnio np., że gwiazda TVN, a potem TVP Jacka Kurskiego – Karolina Pajączkowska, znana ze swoich reportaży z napadniętej Ukrainy – zaczęła nagle głosić treści antyukraińskie, żywcem przeniesione z kremlowskiej propagandy).
Ciekawe jest też, jak zachowuje się w sprawie Brauna białoruska propaganda, która jest obecnie także zbrojną informacyjną „macką” Kremla, rzuconą na odcinek polski – właśnie po to, by była bardziej zjadliwa dla miejscowych „szurów”. Początkowo niesławny sędzia Tomasz Szmydt na swoim profilu X.com regularnie promował Grzegorza Brauna. Jednak ostatecznie białoruska propaganda zapomniała o Braunie i przełączyła się na promowanie Macieja Maciaka oraz silnie antyukraińskiej Aldony Anny Skirgiełło, działaczki Samoobrony z Podlasia, która także usiłowała wystartować w wyborach prezydenckich. Może ulegam teorii spiskowej, ale tajemniczy start Maciaka, otwarcie proputinowskiego kandydata w wyborach, miał zdjąć odium proputinizmu właśnie z Grzegorza Brauna.
Ilość w jakość
Podsumowując: po porażce pomysłu stworzenia prorosyjskiej partii, jaką miała być Zmiana Mateusza Piskorskiego, w mojej opinii Kreml wybrał zupełnie inną strategię. Polega ona na promowaniu wygodnych mu treści i politycznych influencerów, mając nadzieję, że prędzej czy później „ilość przejdzie w jakość”.
I niestety, patrząc na poziom poparcia Grzegorza Brauna i lidera Konfederacji, te nadzieje się ziszczą. Na Kremlu w zasadzie mogą już otwierać zmrożoną Stoliczną.
Braunizm–mentzenizm, a właściwie Kreml, zatriumfował: Karol Nawrocki bez mrugnięcia okiem podpisał „Deklarację Toruńską”, w której zobowiązał się do spełnienia głównego postulatu Putina o niewpuszczaniu Ukrainy do NATO, a według badań społecznych większość Polaków nie chce wspierać Ukrainy, wpuszczać jej do NATO i UE. Po raz kolejny naszym wrogom udało się wykorzystać uczuciową niestabilność – tę swoistą dwubiegunówkę Polaków.
PS.
A w ogóle, na marginesie – trochę niesamowite jest, że w Polsce głównym prorosyjskim politykiem jest Grzegorz Braun – wychodźca ze starego klanu polskiej inteligencji. A nie, jak to się dzieje w innych krajach, jakiś postkomuch, „chłopek-roztropek” czy człowiek „znikąd”. Wiążę jednak to z perwersyjną polską potrzebą umysłowej ekstrawagancji polegającej na kompletnym ignorowaniu rzeczywistości. Ten sam kliniczny przypadek, w drugą stronę, to stosunek części polskiej inteligencji do kwestii kryzysu na granicy. Wtedy okazywało się, że część polskiej elity nagle stwierdzała, że obrona granic to faszyzm. Że do Polski należy wpuszczać każdego, kogo nam pod granicę podstawi Łukaszenka z Putinem.