W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” ów informator powołał się na pirotechników, wedle których dokładnie w taki sposób na Ukrainie obie strony konfliktu wykolejają pociągi:

„Plastyczny materiał wybuchowy rozmieszcza się co kilkadziesiąt centymetrów przy mocowaniach szyny z podkładem”.

Do eksplozji miało dojść w sobotę około godziny 21. Jeden z mieszkańców informował policję, że słyszał huk. Nie odkryto jednak wówczas uszkodzenia torów. Wspomniany informator poinformował o trzech ładunkach, z których dwa eksplodowały zgodnie z planem dywersantów. Trzeci również – jednak bez zakładanego efektu. Dlatego żaden z pociągów ostatecznie się nie wykoleił, a w ocenie informatora można mówić o ogromnym szczęściu, że nie doszło do tragedii.