Fronda.pl: Przed nami ostatni, pożegnalny mecz polskiej drużyny na niemieckim Euro, przeciwko wicemistrzom świata Francuzom, którzy wystąpią już zapewne ze swoim asem atutowym, Kylianem Mbappe na pokładzie. 22 lata temu prowadzona przez Pana reprezentacja Polski w dość podobnej sytuacji potrafiła pożegnać się z mundialem w Korei Płd. znakomitym meczem, efektownie pokonując USA 3:1. Ale pamiętamy też dla odmiany ostatni mecz Polski na Euro 2008, gdy drużyna Leo Beenhakkera, również już bez szans na awans, podczas pożegnalnego starcia z Chorwatami w pokazywaniu zaangażowania i walki na boisku nie była zbyt nachalna, by na eufemizmie poprzestać. Czy zmotywowanie zespołu, który odpadł już z turnieju, ale wciąż jeszcze na nim gra, to wbrew pozorom niełatwe zadanie? I czego się Pan spodziewa po tym dzisiejszym pożegnalnym meczu Polaków na trwającym Euro?

Jerzy Engel (selekcjoner reprezentacji Polski na Mistrzostwach Świata 2002): Oczywiście, że nie jest to łatwe zadanie. I trzeba włożyć naprawdę bardzo dużo pracy w to, żeby od strony emocjonalnej w odpowiedni sposób przygotować drużynę do zagrania takiego właśnie meczu. Wierzę więc w to, że ta praca jest obecnie wykonywana bardzo intensywnie przez wszystkich członków sztabu reprezentacji Polski, z selekcjonerem Michałem Probierzem na czele oraz że w efekcie zobaczymy dziś naprawdę dobry mecz w wykonaniu naszych piłkarzy.

Do tej pory Francuzi na tym turnieju strzelili zaledwie jednego gola. Momentami przeżywali też niełatwe chwile, zarówno w konfrontacji z Austrią, jak i z Holandią. Zresztą Francja od kilkunastu już lat, na ostatnich 8 turniejach, w swych trzecich meczach grupowych - nigdy nie wygrała. Myśli Pan, że również dziś przeciwko Polsce zobaczymy zespół Trójkolorowych myślący perspektywicznie o dalszych etapach turnieju i grający jednak z nieco zaciągniętym hamulcem w sytuacji, gdy nawet remis wystarczy podopiecznym Didiera Deschampsa do awansu?

Na imprezie tej rangi nikt nie gra z zaciągniętym hamulcem. Oczy całego świata skierowane są obecnie na ten turniej. Wiele milionów ludzi śledzi poczynania uczestników tych Mistrzostw Europy na ekranach telewizorów, wiele tysięcy fanów jeździ za swoimi drużynami, płacąc duże pieniądze za bilety i kibicując im na stadionach. I to właśnie dla nich grają piłkarze reprezentujący własny kraj. Nie może tu być więc mowy o jakiejkolwiek kunktatorskiej grze na zaciągniętym hamulcu. Można oczywiście dokonać pewnych roszad w składzie i dokonać wymiany konkretnych zawodników, ale każdy, kto wychodzi na boisko na turnieju rangi Mistrzostw Europy z pewnością będzie grał na 100 proc. swoich możliwości, co do tego nie można mieć wątpliwości.

Selekcjoner Michał Probierz pytany w wywiadzie dla TVP Sport o to, jak zagramy z Francją, odpowiedział: „Chcemy zagrać tak samo, nic nie zmieniamy”. Tylko czy nie jest tak, że w meczach Polski przeciwko Holandii i Austrii oglądaliśmy jednak dwa różne polskie zespoły? W pierwszym z tych spotkań widzieliśmy przecież grę zdecydowanie bardziej kreatywną, techniczną i odważną. Probierz powiedział również, że „jakbyśmy z meczu z Austrią wycięli pierwsze 15 minut to mówilibyśmy o bardzo dobrym meczu”. Myślę, że bardzo wielu kibicom w Polsce ciężko zgodzić się z tymi twierdzeniami. Czy również Pana zdaniem powinniśmy dziś zagrać „tak samo”, jak w piątek w Berlinie, a 75 minut meczu z Austrią było „bardzo dobre” w wykonaniu polskich piłkarzy?

Kiedy mecz jest przegrany to właściwie wszyscy wokół mają rację, oprócz selekcjonera. Selekcjonera bowiem wtedy nikt już nie słucha - z tej racji, że podjął on decyzje, które nie sprawdziły się i nie przyniosły efektu końcowego w postaci zwycięstwa. I dlatego w takich sytuacjach to właśnie selekcjoner jest najbardziej krytykowaną osobą. Ale ja nie przykładałbym szczególnej wagi do tego, co trenerzy i piłkarze mówią na przedmeczowych konferencjach prasowych. Raczej warto wsłuchiwać się w to, co mają do powiedzenia już po zakończeniu meczu. Wiedzą oni bowiem, że każde ich słowo wypowiedziane przed meczem jest uważnie słuchane i wnikliwie analizowane również w obozie rywala. Przygotowania do tego wielkiego boju, jakim jest dzisiejszy mecz z Francją idą na pewno bardzo wielokierunkowo. W związku z tym nie przykładam żadnej wagi do tego, co się mówi i zapowiada na temat naszego sposobu gry w tym spotkaniu. Wszystko bowiem okaże się dopiero w momencie, gdy obejrzymy składy obu drużyn i będziemy mogli śledzić wydarzenia rozgrywane już na boisku w trakcie meczu.

Zbigniew Boniek powiedział w rozmowie z red. Romanem Kołtoniem, że gdy zobaczył skład Polaków przed meczem z Austrią - był „bliski płaczu”. Jego zdaniem bowiem piłkarze tacy, jak Bartosz Slisz czy Jakub Piotrowski to nie jest poziom turnieju rangi Mistrzostw Europy. Pan z kolei na Kanale Sportowym mówił o tym, że też miał nadzieje na to, że Michał Probierz wróci w meczu z Austrią do ustawienia ze spotkania z Holandią i że w efekcie po prostu „będziemy grać w piłkę” i „tą techniczną grą w środku pola rozluźnimy twardy sposób gry Austriaków”. Chciałbym zapytać wprost, czy Boniek ma rację a nasz selekcjoner popełnił błędy w ustawieniu polskiego zespołu na Stadionie Olimpijskim w Berlinie?

Można powiedzieć, że ani Zbigniew Boniek, ani Jerzy Engel nie mieli racji - w tym aspekcie, że my nie jesteśmy wewnątrz tej ekipy i nie wiemy, co dzieje się w środku zespołu. Wiemy już, że przeciwko Austrii nie mógł zagrać z powodu kontuzji Taras Romanczuk, zawodnik którego gra wszystkim nam się bardzo podobała, nie tylko w pierwszym naszym meczu na Euro przeciwko Holandii, ale i przed turniejem. W efekcie jeden istotny wariant trenerowi Probierzowi tutaj niestety odpadł. Trochę natomiast nie rozumiem, dlaczego tak bardzo pominięty został w kontekście meczu z Austrią Sebastian Szymański. Rzeczywiście zagrał on nieco słabiej w starciu z Holandią, ale jest to przecież świetny zawodnik. To właśnie Szymański i Kacper Urbański potrafili w naszym pierwszym spotkaniu na tym turnieju znakomicie operować piłką. A tymczasem przeciwko Austrii żaden z nich nie wyszedł już na boisko w podstawowym składzie. Nie wiemy jednak dlaczego. Skoro bowiem tych urazów w naszej ekipie jest tak wiele, to być może również z tego powodu Michał Probierz miał bardzo ograniczone pole selekcji, wybierając podstawowy skład na Austrię.

Zwróćmy też uwagę, że w przypadku ataku trener Probierz posłał do gry obok siebie dwie klasyczne „9”, czyli dwóch środkowych, wysokich napastników, zamiast wspomóc jednego z nich kreatywnym napastnikiem. Tego rodzaju decyzja z czegoś przecież musiała wynikać. A wynikała ona również i z tego powodu, że zarówno Robert Lewandowski, jak i Karol Świderski byli po kontuzjach. Natomiast Arkadiusza Milika kontuzja w ogóle wykluczyła z udziału w tym turnieju. I tak można by wymieniać. Tych urazów w naszej kadrze jest bowiem naprawdę bardzo wiele. I w efekcie Michał Probierz zmuszony jest borykać się z problemem, z jakim borykało się przed nim wielu polskich selekcjonerów na turniejach rangi mistrzowskiej w sytuacji, gdy z pola selekcji wypadają zawodnicy, którzy z różnych przyczyn nie są optymalnie przygotowani do występu na takiej imprezie.

Nie ma Pan wrażenia, że na obecnym etapie największym problem naszej kadry jest formacja defensywna? Mamy tam na bokach Jana Bednarka i Jakuba Kiwiora, z których każdy był przecież swego czasu próbowany na środku obrony. Michał Probierz środek linii obronnej chce budować wokół dość podatnego na kontuzje zawodnika włoskiej Verony, Pawła Dawidowicza. Czy Austriacy jednak dość boleśnie nie zweryfikowali kilka dni temu tego projektu naszej formacji defensywnej? A z drugiej strony czy mamy w ogóle w tej chwili jakąkolwiek realną alternatywę dla tej opcji? Bo przecież o duecie na miarę Glik-Pazdan z Euro 2016 możemy chyba na razie wyłącznie pomarzyć…

Powiem szczerze, że jest mi dość trudno wypowiadać się na temat formacji obronnej naszej reprezentacji, bo ja nie konsumuję tego ustawienia, w jakim gra ona obecnie. Gra trójką obrońców jest bowiem naprawdę bardzo trudna dla tych graczy, którzy tworzą teraz naszą reprezentacyjną linię defensywną. Czy to będzie Dawidowicz, czy też Bednarek, Kiwior czy Salamon - jest to w gruncie rzeczy obojętne, bo oni i tak nie tworzą w tej formacji monolitu. Co więcej, widać niemal gołym okiem, że ta gra ustawieniem trójką w obronie nie za bardzo im pasuje. Podobnie jak głębokie cofanie się naszych graczy ustawionych na bokach - z jednej strony Przemysława Frankowskiego a z drugiej Nikoli Zalewskiego. To powoduje, że zarówno Frankowski, jak i Zalewski wyzbywają się swoich podstawowych atutów i ich gra staje się znacznie uboższa w ofensywie. Muszą oni bowiem cały czas biegać w jedną i drugą stronę, intensywnie walcząc o piłkę, co wcale nie jest takie proste i kosztuje mnóstwo sił.

Osobiście preferowałem zupełnie inne ustawienie i dlatego jest mi dość trudno wypowiadać się na temat tego, co obecnie obserwujemy w naszej reprezentacji. Natomiast Michał Probierz akurat lubi grać w taki sposób i trzeba to uszanować, bo to jest jego sposób gry i on za efekty tej gry po prostu odpowiada. Wybrał to dla reprezentacji Polski, uważa że to jest najlepsze i najskuteczniejsze, więc miejmy nadzieję, że złoży z tych zawodników, którymi dysponuje, taką linię obrony, która będzie grała skutecznie i to nie nasz bramkarz będzie wówczas z konieczności pierwszoplanową postacią w polskiej drużynie.

Kapitan polskiego zespołu a zarazem chyba nasz najlepszy piłkarz w meczu z Austrią - Piotr Zieliński tuż po zakończeniu tamtego spotkania w dość mocnych słowach opisał przed kamerami TVP Sport grę polskiego zespołu w Berlinie: „Przez pierwsze 15 minut sobie biegaliśmy, nawet specjalnie nie przeszkadzaliśmy i dostaliśmy gonga”. Mamy więc decydujący dla nas mecz na mistrzowskim turnieju, początkowy kwadrans gry, gdzie sił jest najwięcej, a motywacja, koncentracja i zaangażowanie powinny być na poziomie najwyższym z możliwych. A tymczasem nasi gracze wychodzą na boisko i prezentują coś takiego, co dobitnie podsumował sam Zieliński. Może więc jest tak, że także w sferze mentalnej wciąż drzemią tu spore rezerwy i również w tym zakresie nie wszystko wyglądało, jak należy, zarówno po stronie sztabu, jak i samych piłkarzy?

Jakieś rezerwy zawsze drzemią u zawodników. Najważniejsze jest to, żeby polskich piłkarzy przekonać do poświęcenia się dla drużyny, dla reprezentacji narodowej. Chodzi o to, żeby oni nie oszczędzali się na boisku, tylko walczyli z takim zaangażowaniem, jak piłkarze choćby takich drużyn na tym turnieju, jak Rumunia, Gruzja czy Albania. To są zespoły biegające, które dają z siebie maksimum zaangażowania w grę na tych Mistrzostwach Europy. Piłkarze tych zespołów potrafią całkowicie poświęcić się dla dobra swej reprezentacji. A to czy w efekcie końcowym odniosą zwycięstwo na boisku czy też nie, jest już sprawą zupełnie inną, uzależnioną od jeszcze wielu innych różnych czynników, w tym także od klasy przeciwnika. Jednak to maksymalne zaangażowanie w grę i poświęcenie dla reprezentacji są tutaj niezwykle istotnym fundamentem.

Przykładem takiej determinacji podczas występów w swych narodowych barwach są też bez wątpienia Chorwaci. To jest najlepszy przykład tego, w jak niesamowity sposób piłkarze potrafią poświęcić się dla swojej reprezentacji. I tego  powinno oczekiwać się od każdej innej drużyny jadącej na turniej rangi mistrzowskiej, również od reprezentacji Polski. Nie chodzi w tym wszystkim o to, żeby wyjść na boisko i „sobie pobiegać” 15 czy 90 minut. To powinna być walka z maksymalnym zaangażowaniem przez pełne 90 minut rywalizacji – od samego jej początku aż po końcowy gwizdek arbitra. I jeżeli z takim przekonaniem polscy piłkarze będą podchodzić do każdego meczu to jestem przekonany, że i wyniki za tym pójdą. Tego więc oczekujemy.

Wczoraj zakończenie swej reprezentacyjnej kariery ogłosił Kamil Grosicki. Wcześniej Wojciech Szczęsny zapowiedział w mediach, że to jego ostatni turniej rangi mistrzowskiej. W meczu przeciwko Francji polski selekcjoner ma już postawić w bramce na kogoś z duetu Skorupski-Bułka. Szczęsny, Grosicki, Lewandowski - to piłkarze, którzy grali jeszcze na Euro 2012. I po meczu z Austrią oraz słabej zmianie, jaką dał w Berlinie Robert Lewandowski rozpoczęły się tradycyjne dla niektórych dywagacje, dotyczące tego, czy nasz kapitan nie powinien już powoli lądować ze swą reprezentacyjną karierą. Sam Lewandowski dał podczas wczorajszej konferencji prasowej wyraźnie do zrozumienia, że póki co, nie zamierza tego robić. Czy Pana zdaniem na obecnym etapie rzeczywiście byłaby to jeszcze zbyt wczesna decyzja najskuteczniejszego strzelca w dziejach polskiej reprezentacji? Czy przeciwnie, jest to już odpowiedni moment na odejście z kadry Szczęsnego i Lewandowskiego w kontekście mundialu 2026??

Szczęsny ogłaszał już znacznie wcześniej, że będzie on tym turniejem kończył swą reprezentacyjną karierę. Dał on naprawdę bardzo wiele tej reprezentacji. Przez wiele lat stanowił bezcenną podstawę kręgosłupa narodowej drużyny. Trzeba się cieszyć, że przez tak długi okres mieliśmy w polskiej reprezentacji tak znakomitego bramkarza. Mamy jednak również Łukasza Skorupskiego, Marcina Bułkę i innych, więc sądzę, że na tej pozycji będziemy dobrze zaopatrzeni przez następne lata.

Jeśli chodzi o Kamila Grosickiego to również w tym przypadku mamy do czynienia z super-karierą reprezentacyjną. Z piłkarzem, na którego zawsze można było liczyć w naszej kadrze narodowej. Grosicki na mecze polskiej reprezentacji zawsze przyjeżdżał świetnie przygotowany i dawał jej coś niezwykle cennego, czyli wspaniałe akcje ofensywne, które przez bardzo długi czas przynosiły polskim kibicom wiele radości. Wcale jednak się nie dziwię jego decyzji o zakończeniu reprezentacyjnej kariery. Bo Kamil Grosicki to nie jest piłkarz, który może wchodzić na boisko z ławki rezerwowych. Takie gwiazdy, jak on muszą grać od początku spotkania. A Grosicki był w ostatnim czasie posyłamy na boisko głównie już w bardzo trudnych momentach dla naszej drużyny, w roli swego rodzaju ratownika polskiej reprezentacji. Szanuję więc tę decyzję Kamila Grosickiego, który dla gry w narodowych barwach oddał przez lata mnóstwo zdrowia i dał nam wiele pięknych chwil.

Natomiast co  do Roberta Lewandowskiego to myślę, że on idzie po prostu śladami Cristiano Ronaldo. Przecież kapitan reprezentacji Portugalii jest wyraźnie starszy od  naszego kapitana, a wciąż jednak z powodzeniem przewodzi swej narodowej drużynie na boisku, myśli o dobru reprezentacji i potrafi dla niej poświęcić nawet własne indywidualne osiągnięcia, podając lepiej ustawionym na murawie kolegom. W Portugalii nikt nawet nie myśli o tym, by Cristiano Ronaldo odsuwać od kadry. Również Robert Lewandowski sam powinien podjąć decyzję dotyczącą swej reprezentacyjnej kariery i nie warto w jakikolwiek sposób tu na niego naciskać. To wielki piłkarz, gwiazda światowego futbolu i jeśli tylko będzie w dobrej formie i właściwej dyspozycji zdrowotnej to nie ma najmniejszego powodu, by mówić o końcu jego kariery reprezentacyjnej. 

Często słyszymy o tym, że trzeba odmładzać reprezentację, że należy budować ją z myślą o przyszłości. Tylko czy reprezentacja nie powinna jednak funkcjonować raczej na zasadzie swego rodzaju pospolitego ruszenia graczy, którzy na tu i teraz znajdują się w najlepszej dyspozycji? Podczas poprzedniego Euro Paulo Sousa posyłał do gry, z dobrym skutkiem zresztą, niespełna 18-letniego wówczas Kacpra Kozłowskiego, by budować go dla reprezentacji Polski z myślą o przyszłości. Kozłowski jednak po tamtym turnieju zagrał w reprezentacji jeszcze tylko jedno spotkanie a od blisko 3 lat z kadrą nie ma już nic wspólnego. Z drugiej strony na obecnym turnieju mamy przykład niezwykle doświadczonego zespołu Słowacji, która ograła w świetnym stylu faworyzowaną Belgię, a przecież  oparta jest na takich graczach, jak Pekarik czy Kucka, którzy grali jeszcze na mundialu 14 lat temu. Czy reprezentacja więc powinna się składać z piłkarzy znajdujących się tu i teraz w najlepszej dyspozycji, czy też powinna być ona jednak swego rodzaju żywym organizmem, podlegającym pewnemu procesowi budowy z myślą o przyszłości nieco dalszej niż perspektywa jednego turnieju?

W reprezentacji grać powinni najlepsi. Selekcjoner do drużyny narodowej wybierać powinien najlepszych piłkarzy, z jakich może skorzystać. Każdy kolejny mecz jest najważniejszy. Tutaj nie ma czasu, aby coś budować czy myśleć o jakiejś dalszej przyszłości. Za kilka lat bowiem tą kadrę może już prowadzić zupełnie inny selekcjoner, z zupełnie inną koncepcją i pomysłem na tę drużynę. Raz jeszcze podkreślam w reprezentacji muszą grać najlepsi piłkarze na dany moment.

Oczywiście jeśli jacyś młodzi gracze są już gotowi, by udanie wkomponować się w reprezentacyjny zespół, to jak najbardziej warto na nich stawiać. Mamy na tym turnieju choćby przykład Hiszpanów, którzy stawiają na dwóch bardzo młodych skrzydłowych, otoczonych bardziej doświadczonymi graczami i trzeba przyznać, że świetnie to wygląda. Jest to więc normalne i naturalne że zawsze zdolni młodzi piłkarze będą się pojawiać w reprezentacjach.

W naszej reprezentacji pojawił się w tej chwili Kacper Urbański i wszyscy bardzo się cieszymy, że ten młody, niezwykle uzdolniony piłkarz udanie wchodzi do polskiej narodowej drużyny. Nie powinno się jednak na siłę podporządkowywać reprezentacyjnego zespołu jakiemuś trendowi na młodość. To nie trend na młodość czy na perspektywiczność liczy się w kontekście reprezentacji, lecz najzwyczajniej w świecie - trend na zwycięstwo. I to jest najważniejsze - reprezentacja ma zwyciężać, ma wygrywać, ma dawać radość milionom ludzi. W związku z tym grać w niej muszą najlepsi.

Trwa już trzecia kolejka eliminacyjna na Mistrzostwach Europy w Niemczech, czy ma Pan już na tym etapie jakichś wyraźnych faworytów do końcowego triumfu? Który zespół sprawił na Panu wrażenie drużyny, która może sięgnąć po złoto na tym turnieju? I czy nie ma Pan wrażenia, że doświadczony zespół Szwajcarii trochę jednak zweryfikował siłę Niemców, wymienianych dotąd przez wielu w gronie głównych faworytów imprezy?

Na takim turnieju nawet najlepsze zespoły mają swoje lepsze i gorsze momenty. Natomiast ja już przed mistrzostwami postawiłem na Portugalię i myślę, że się nie pomylę.

Bardzo dziękuję za rozmowę.