Debata została wprowadzona do porządku obrad PE w nadzwyczajnym trybie z inspiracji europosłów Platformy, Lewicy, PSL-u i Ruchu Polska 2050, którzy są członkami trzech największych frakcji EPP, S&D i Renew.

Mimo tego, że treść polskiej ustawy nie jest znana europosłom spoza Polski, zabierali oni głos w debacie i atakowali nasz kraj, opierając się na podpowiedziach swoich koleżanek i kolegów europosłów z naszego kraju.

2. Wynikało to z argumentacji jakiej używali, najczęściej były to kłamstwa rozpowszechniane przez polską opozycję takie jak: ustawa jest skierowana przeciwko liderowi opozycji Donaldowi Tuskowi, ustawa może uniemożliwić politykom opozycji start w nadchodzących wyborach, nie zapewnia ona kontroli sądowej nad rozstrzygnięciami komisji, ustawa łamie aż osiem artykułów Konstytucji RP, itp.

W debacie w imieniu Komisji Europejskiej, głos zabierał głos komisarz d/s sprawiedliwości Didier Reynders, który wyraził zaniepokojenie rozwiązaniami zawartymi w ustawie, choć i w tym przypadku można przypuszczać, że jej treść wraz z uzasadnieniem, nie jest mu dokładnie znana, bowiem jak sądzę do tej pory nie ma nawet pełnego tłumaczenia na język angielski.

Niejako przy okazji, Reynders wyraził swój niepokój dotyczący nie wdrożenia rozstrzygnięć TSUE z lipca 2021, podtrzymał zastrzeżenia do sposobu powoływania członków KRS, a nawet powołania niektórych sędziów Sądu Najwyższego.

Niestety oznacza to, że KE nie porzuciła pomysłu „grillowania” Polski w zakresie tzw. praworządności i będzie to robiła, jak się można domyślać, szczególnie intensywnie w najbliższych kilku miesiącach, toczącej się w Polsce kampanii wyborczej.

3. W tej debacie najmniej uwagi poświecono celowi powołania wspomnianej komisji w naszym kraju, czyli badaniu rosyjskich wpływów na bezpieczeństwo wewnętrzne, tak naprawdę kwestię te eksponowali tylko zabierający głos europosłowie z Prawa i Sprawiedliwości, miedzy innymi: Beata Szydło, Dominik Tarczyński, czy Patryk Jaki.

Zwracali oni uwagę, że takie komisje działają już USA. W. Brytanii, we Francji, w Niemczech (na poziomie landowym), a nawet w Parlamencie Europejskim, więc ze zdziwieniem odbierają próby zablokowania powołania takiej komisji w Polsce.

Rzeczywiście od kilku miesięcy taka komisja działa już we Francji, przesłuchała miedzy innymi premiera tego kraju z lat 2007-2012 Francois Fillona, który zasiadał w radach nadzorczych dwóch rosyjskich koncernów paliwowych, czy też liderkę Frontu narodowego Marin Lepen, której partia w 2014 roku otrzymała 9 mln euro kredytu z rosyjskiego banku.

Bardzo intensywnie działa komisja śledcza powołana przez parlament niemieckiego kraju związkowego Meklemburgia-Pomorze Przednie, która bada związki władz tego landu z fundacją Klimat i Ochrona Środowiska MV oraz rosyjskim koncernem Gazprom, który przez kilka lat, hojnie ją finansował.

Właśnie wczoraj przyjmowaliśmy w głosowaniu sprawozdanie komisji INGE2 ws. obcych, w tym rosyjskich ingerencji w procesy demokratyczne w UE, w którym tego rodzaju zdarzenia zostały obszernie opisane (zostało przyjęte miażdżącą większością głosów).

4. Przeniesienie przez polską opozycję debaty o powołaniu komisji do badania rosyjskich wpływów na poziom unijny i to w tak nadzwyczajnym trybie, a także uruchomienie przez nią interwencji amerykańskiego ambasadora, a w konsekwencji i Departamentu Stanu, pokazuje jak ogromny jest strach w jej szeregach przed rozpoczęciem działania komisji.

Ci ludzie wiedzą co mają na sumieniu i że jeżeli w składzie komisji znajdą się wybitni eksperci od badana związków z Rosją (a na to się zanosi), to może się okazać, że na światło dzienne wyjdą rzeczy, które ich kompletnie zdyskredytują w oczach opinii publicznej, a być może narażą także na odpowiedzialność karną.

Po tej debacie, zapewne w czerwcu na kolejnym posiedzeniu PE, zostanie przyjęta 45 rezolucja przeciwko Polsce, oparta na kłamstwach opozycji, ale nie przeszkodzi to, aby komisja badająca wpływy rosyjskie w naszym kraju w możliwie jak najszybszym terminie, rozpoczęła swoją działalność.