Polska, mimo że bierze udział w rozmowach, nie zamierza wysyłać swoich żołnierzy na terytorium Ukrainy. Powodem są zarówno kwestie polityczne, jak i społeczne nastroje, które sprzeciwiają się bezpośredniemu zaangażowaniu militarnemu.

Z informacji Defence24 wynika, że Warszawa może odegrać inną, nie mniej kluczową rolę – jako zaplecze operacyjne misji. Polska dysponuje infrastrukturą, doświadczeniem i położeniem geostrategicznym, które czynią ją idealnym kandydatem do pełnienia funkcji logistycznego „huba” dla misji pokojowej. Chodzi m.in. o:

  • wsparcie medyczne,
  • transport i magazynowanie sprzętu,
  • zapewnienie rozpoznania i łączności,
  • lokalizację centrów dowodzenia.

Bez zaangażowania Polski w tym zakresie, przeprowadzenie jakiejkolwiek większej operacji stabilizacyjnej byłoby – zdaniem ekspertów – praktycznie niemożliwe.

Podczas spotkania z belgijskim ministrem obrony Theo Franckenem, szef polskiego MON Władysław Kosiniak-Kamysz jasno zaznaczył: „Polska widzi swoją rolę jako państwo wspierające, jako element koalicji chętnych, ale nie jako kraj, który wysyła żołnierzy na Ukrainę”.

Minister podkreślił także, że Polska nadal pozostaje kluczowym ogniwem ochrony wschodniej flanki NATO i odgrywa rolę stabilizującą w regionie, zapewniając ciągłość dostaw i bezpieczeństwo w rejonie przyfrontowym.

Ewentualna misja pokojowa, jeśli zostanie zaakceptowana przez społeczność międzynarodową, mogłaby rozpocząć się w perspektywie kilku miesięcy. Zgodnie z nieoficjalnymi informacjami, byłaby ona częścią szerszego planu politycznego, zmierzającego do rozpoczęcia rozmów pokojowych między Rosją a Ukrainą – przy udziale gwarantów zachodnich.

Póki co, nie ma mowy o użyciu sił zbrojnych RP na terytorium Ukrainy. Warszawa konsekwentnie odcina się od takich scenariuszy, podkreślając, że każde zaangażowanie musi być zgodne z interesem bezpieczeństwa narodowego i stanowiskiem NATO.