Na łamach „Przeglądu” Łukasz Grzesiczak przypomina lata 80., kiedy to Polacy jeździli do Czech po produkty, których brakowało w kraju. Czesi, na widok ogołacających sklepowe półki Polaków, zamykali swoje sklepy. Dziś ta sytuacja się odwróciła i to Czesi przyjeżdżają na zakupy do Polski, zostawiając po sobie puste półki. I również w Polsce rodzi to coraz większe napięcia. Zareagować postanowił radny powiatu zgorzeleckiego Artur Sienkiewicz, który zaczął wkładać za wycieraczki samochodów z Czech apel o zachowanie „kultury zakupów”.

- „Z ekonomicznego punktu widzenia logicznym wydaje się dokonywanie zakupów tam, gdzie taniej. Jednak należy to robić z poszanowaniem swoich sąsiadów. Nieuzasadnionym wydaje się hurtowe wykupywanie wielu produktów: kartonów jogurtów, śmietany, masła, mięsa… Budzi to wątpliwości czy zakupy te robione są wyłącznie na użytek własny. My mieszkańcy Gminy Bogatynia chcemy, by nasze dzieci również miały dostęp do świeżych produktów (warzyw, owoców, etc.). Pomału jednak staje się to niemożliwe-przychodząc do sklepów coraz częściej zastajemy puste półki”

- napisał (pisownia oryginalna).

Relację z przeprowadzonej przez siebie akcji opublikował w mediach społecznościowych, gdzie spotkała się ona z dużym zainteresowaniem. Internauci przekonują jednak, że samo uświadamianie przyjeżdżających do Polski na zakupy Czechów nie wystarczy i odpowiednie działania powinien podjąć rząd. Pojawia się na przykład pomysł wprowadzenia limitów na towary spożywcze dla obcokrajowców. Inni internauci wskazują, że przy płatnościach realizowanych czeskimi kartami naliczany powinien być wyższy VAT.