Podczas rozmowy na antenie TVN24 wicemarszałek Senatu i polityk Trzeciej Drogi Michał Kamiński ujawnił, że jego osobisty kierowca miał zostać poproszony o donoszenie na niego. Jak twierdzi senator, „prośba” miała pochodzić od urzędników Senatu podległych marszałek Małgorzacie Kidawie-Błońskiej.

Mój kierowca został poproszony o to, żeby na mnie donosić – stwierdził Kamiński. – Powiedział, że nie będzie informował o moich chorobach, moim życiu rodzinnym, dokąd i kiedy jeżdżę, z kim się spotykam – dodał.

Senator wprost zarzucił marszałek Kidawie-Błońskiej stosowanie metod, które nazwał "ohydnymi" i "obrzydliwymi". – To nie są europejskie standardy, pani marszałek. To pisemne zobowiązywanie kierowców do szpiegowania – grzmiał Kamiński.

Na mocne słowa senatora błyskawicznie zareagowała Kancelaria Senatu. W oświadczeniu, które zamieszczono w mediach społecznościowych, czytamy:

Korespondencja, o której mowa, prowadzona była pomiędzy dyspozytorem kierowców zatrudnionych w Biurze Administracyjnym, a kierowcami obsługującymi wszystkich wicemarszałków Senatu. Celem tej komunikacji było wyłącznie usprawnienie organizacji pracy i efektywne zarządzanie czasem kierowców.”

Kancelaria stanowczo odcięła się od zarzutów dotyczących inwigilacji:

Zdecydowanie podkreślamy, że nie miała ona na celu jakiejkolwiek formy monitorowania aktywności wicemarszałków.”

Sprawa natychmiast podzieliła komentatorów. Jedni uważają wypowiedzi Kamińskiego za dramatyczny wyraz konfliktu politycznego w Senacie, inni z kolei domagają się transparentnego wyjaśnienia całej sytuacji. Internauci pytają: czy kierowcy polityków są bezpieczni w swojej pracy, czy mogą być poddawani naciskom, a jeśli tak – kto ponosi za to odpowiedzialność?

Na razie nie wiadomo, czy sprawa będzie miała dalszy ciąg prawny, ale jedno jest pewne – kolejny raz wewnętrzne napięcia w Senacie pod zarządem koalicji 13 grudnia i Donalda Tuska wychodzą poza jego mury, budząc niepokój opinii publicznej i rzucając cień na neutralność urzędniczego zaplecza izby wyższej parlamentu.