„Możemy mieć zatem zarówno do czynienia z testowaniem systemu odpornościowego państwa polskiego, jak i z inicjowaniem rzeczywistego starcia. Nawet jeśli ten drugi scenariusz nie ziści się, to Moskwa, na podstawie już zdobytej wiedzy, wie, gdzie są słabe punkty Polski, w jaki sposób zmanipulować naszą opinię publiczną, jak używać nieświadomych niczego i żądnych taniej popularności polityków. W tym sensie już toczymy wojnę, sami jeszcze nie do końca zdając sobie z tego sprawę” – pisze na łamach portalu wPolityce.pl Marek Budzisz, ekspert ds. Rosji.

W swoim artykule Marek Budzisz odnosi się do raportu Lionela Beehnera i Liama Collinsa na temat tego, jak w przyszłości będzie wyglądał ewentualny konflikt z Federacją Rosyjską. Zespół badawczy amerykańskiego Modern War Institute, w celu przygotowania raportu, pojechał w 2018 roku na Ukrainę, aby tam przeprowadzić „ocenę współczesnego pola walki”. Raport ten, podkreśla Marek Budzisz, jest dziś szczególnie ważny z punktu widzenia Polski, ponieważ „pozwala zrozumieć nie tylko naturę i charakter ewentualnego konfliktu z Federacją Rosyjską i jej satelitami, ale również, a może przede wszystkim, daje nam możliwość zinterpretowania i wpisania w prawidłowy kontekst wydarzeń na granicy polsko – białoruskiej”.

Eksperci Modern War Institute przekonują, że wydarzenia na Ukrainie z 2014 roku nie powinny być traktowane jako „odosobnione wydarzenia”. Przeciwnie, są one „przejawem już trwającego konfliktu mocarstw, który może okresowo ulegać zaostrzeniu i przeradzać się w wojnę rozumianą w sposób tradycyjny”.

- „Tego rodzaju wojna nie prowadzi do eskalacji do poziomu uderzeń nuklearnych, ale nie oznacza, iż nie jest wojną. Jest, ale różnica polega na tym, iż jest wojną nowoczesną, prowadzoną przy zastosowaniu innych metod i znacznie ograniczonymi, w porównaniu z konfliktami z przeszłości, środkami”

- wyjaśnia autor.

Rosja postępuje tutaj według konkretnego wzorca. Najpierw przeprowadza niewielką prowokację naruszającą prawo międzynarodowe. W ten sposób chce zastraszyć swojego przeciwnika i zmusić go do zmiany kursu na taki, który odpowiada Kremlowi.

- „Następnie zaciemnia się fakty, działając podstępnie i dezinformując, a nawet reinterpretuje prawo międzynarodowe, aby uzasadnić swoje pierwotne działanie”

- czytamy.

Kolejny krok to budowanie narracji informacyjnej i propagandowej.

Celem tej strategii, podkreślają eksperci, nie jest zajęcie terytorium państwa, choć stało się tak w przypadku Ukrainy, „ale stworzenie sytuacji trwałego, kontrolowanego konfliktu na jego terenie”. Chodzi o destabilizację przeciwnika i uniemożliwienie mu odpowiedzi na agresję.

- „Jeśli twarda odpowiedź budziła będzie sprzeciw części opinii publicznej czy klasy politycznej, to tym bardziej zaatakowane państwo będzie zwlekać z odpowiedzią. Jeśli władze państwa, które stało się celem agresji, skrępowane będą regulacjami prawnymi, również koniecznością przeprowadzenia konsultacji sojuszniczych zanim zaczną działać, to też tego rodzaju uzależnienie opóźni reakcję”

- pisze Marek Budzisz, relacjonując raport Modern War Institute.

Publicysta zwraca uwagę, że wszystkie te elementy „nowej wojny” obserwujemy obecnie na polsko-białoruskiej granicy.

- „Możemy mieć zatem zarówno do czynienia z testowaniem systemu odpornościowego państwa polskiego, jak i z inicjowaniem rzeczywistego „starcia”. Nawet jeśli ten drugi scenariusz nie ziści się, to Moskwa, na podstawie już zdobytej wiedzy, wie, gdzie są słabe punkty Polski, w jaki sposób zmanipulować naszą opinię publiczną, jak używać nieświadomych niczego i żądnych taniej popularności polityków. W tym sensie już toczymy wojnę, sami jeszcze nie do końca zdając sobie z tego sprawę”

- podsumowuje autor.

kak/wPolityce.pl