Ks. dr Grzegorz Strzelczyk przekonuje, że Polacy nie odrzucają wartości chrześcijańskich; inaczej, oni ich po prostu w ogóle nie rozumieją. W jego ocenie wierni nie zdają sobie dziś niekiedy sprawy, o co chodzi w wielu naukach Kościoła, tymczasem dzisiejsza kultura jest nastawiona na celowość. ,,A po co mi to?'' - pyta już uczeń w szkole, stąd nie wystarcza, gdy Kościół pewnych rzeczy zakazuje a inne nakazuje, trzeba dokładnie tłumaczyć, dlaczego. Kapłan mówi też o problemie w relacjach księży ze świeckimi, bo często - jak sądzi - seminarzyści są kompletnie niedojrzałymi chłopakami; seminaria tymczasem nie są w stanie przeprowadzić ich do dorosłości, bo zostały stworzone w innych czasach, gdy ludzie dojrzewali szybciej. O tym wszystkim ks. Strzelczyk mówił w rozmowie z Michałem Lewandowskim z portalu Deon.pl.

,,Problem moim zdaniem polega na tym, że żyjemy w kulturze, która co najmniej od czasu, kiedy rozpoczęło się to, co nazywamy "ponowoczesnością", ma od prawa do lewa alergię na autorytety instytucjonalne. W związku z tym wybuchają paroksyzmy polegające na dekonstrukcji kolejnego autorytetu. Moim zdaniem kilka czynników złożyło się w jednym czasie i doszliśmy do punktu, w którym, akurat w naszym kraju, następuje dekonstrukcja autorytetu hierarchii kościelnej'' - powiedział ks. Skrzeczyl. 

,,My nie odrzucamy wartości. Odrzucamy autorytet, który nam mówi, jak mamy żyć'' - dodał.

,,Przydałyby się badania, z których wynikałoby, jaki odsetek tych, którzy nie akceptują nauczania Kościoła, rozumie to nauczanie. Więcej, rozumie uzasadnienie i w związku z tym je odrzuca. Tutaj jest zasadnicza różnica. Można odrzucać zakaz, w którym widzi się jedynie puste "nie, bo nie".Ale można też odrzucać zakaz świadomie, rozumiejąc jego uzasadnienie'' - stwierdził kapłan.

Jak zaznaczył, w przypadku na przykład antykoncepcji czy aborcji ks. Strzelczyk nie stosowałby pojęcia ,,odrzucenie wartości'', bo to zakłada, że ,,ja uznałem coś za wartość i mimo to została ona przeze mnie odrzucona''.

Jego zdaniem problem jest w wyjaśnianiu prawd wiary.

,,Nam to "cieknie" wszystko od strony wyjaśniania ludziom tego, dlaczego Kościół ma takie a nie inne podejście do tych spraw. Oni często nie znajdują przekonywującego uzasadnienia. Żyjemy w świecie, w którym domaganie się wyjaśnienia jest czymś normalnym: wyjaśnienie powinno iść przed wymaganiem. Jeżeli doświadczeniem wielu nauczycieli w szkole są pytania dzieci na zasadzie "a po co mi to?", to widzimy, że sprawa jest głęboko zakorzeniona w kulturze. Jeżeli ludzie nie wybrali Jezusa, tylko urodzili się katolikami, to dochodzą w pewnym momencie do ściany, gdzie jeśli nie zdeklarują się jasno, że chcą być uczniami Jezusa, to moim zdaniem nie ma szans, żeby wybrali samą katolicką etykę seksualną. Bez Jezusa pozostają nam tylko słabo zrozumiałe, ale trudne wymagania, które wielu chętnie strząśnie'' - powiedział.

Kapłan mówił też o różnicach między świeckimi a księżmi

,,Nas najbardziej różni to, że mamy inną codzienność. Jak kleryk ląduje w seminarium, to zostaje wyłączony z normalnych trosk jego rówieśników. Oni wtedy walczą o byt. Muszą utrzymać się na studiach, wychodzą z domu, przechodzą na samodzielność, muszą ogarnąć mnóstwo rzeczy: mieszkanie znaleźć, żonę znaleźć, męża znaleźć. Niektórzy zdążą spłodzić potomka. A te chłopaki siedzą w zamkniętej strukturze, mają wszystko podstawione pod nos, nie mają tego doświadczenia rozruchu i jeszcze im się pakuje do głowy, że są wyjątkowi. Po czym wychodzą na ambonę, mają dwadzieścia pięć lat, przekonanie, że wiedzą, jak ludzie powinni żyć. A z dołu, spod ambony widać, tony mleka pod nosem'' - powiedział ks. Strzelczyk.

,,Od dłuższego czasu mam przekonanie, że główny problem obecnego kształtu seminarium polega na tym, że pewna struktura, która była wymyślana wieki temu, kiedy próg dojrzałości był osiągany przed wejściem do seminarium przestała się sprawdzać. Zakładaliśmy wtedy, że przychodzi do nas ukształtowany, stabilny facet, któremu trzeba tylko dodać to, co konieczne do wypełnienia pewnej konkretnej posługi. Ten model w momencie, kiedy do seminarium przychodzą ludzie na znacznie wcześniejszym etapie rozwoju, kompletnie się nie sprawdza'' - ocenił.

,,On utrwala niedojrzałość, zamiast prowadzić do dojrzałości. To jest zasadnicza trudność. Nagle się okazało, że największym problemem w formacji seminaryjnej jest formacja ludzka'' - dodał kapłan.

,, Naszym największym zadaniem jest teraz to, żeby doprowadzić tego chłopa do dojrzałości. To stawia pytania, w tym jedno najważniejsze o to, czy nie powinniśmy bardzo radykalnie przebudować modelu kształcenia seminaryjnego'' - zauważył.

mod/deon.pl