Do mistrzostw Europy w piłce nożnej pozostał już tylko miesiąc. Równo za 30 dni 8 czerwca na Stadionie Narodowym w Warszawie odbędzie się mecz otwierający mistrzostwa, tymczasem Polska wciąż wygląda jak jeden wielki plac budowy z zakorkowanymi drogami i koleją, która nie łączy bezpośrednio miast - organizatorów. 

 

Czego nam jeszcze brakuje jeśli chodzi o transport drogowy i kolej? Dlaczego tak się dzieje i czy jest jakakolwiek szansa, że przez te 30 dni zdołamy coś nadrobić? - o to wszystko portal Fronda.pl zapytał posła PiS Jerzego Polaczka. 

 

W sprawach prowadzonych inwestycji nie ma cudów, chociaż one były zapowiadane, jeśli sięgnąć pamięcią wstecz. Sytuacja w Polsce po ponad czterech latach rządów premiera Tuska wygląda tak, że żadne z miast – gospodarzy Euro2012 w Polsce nie jest połączone drogą ekspresową czy autostradą. Nie ma także zmodernizowanego na pełnej długości połączenia kolejowego. To jest kwintesencja tej niewątpliwej kompromitacji. Tym bardziej rażącej, jeśli uwzględnimy niebywałe zapowiedzi cudów przy jednoczesnym szkalowaniu rządów PiS.

 

Od ponad czterech lat skala wykorzystania środków europejskich przeznaczonych na inwestycje kolejowe wynosi niewiele ponad jeden (sic!) procent. Te liczby mówią same za siebie. Zwróciłbym jeszcze uwagę na taki tragikomiczny kontekst zbliżających się mistrzostw, jeśli mowa o inwestycjach kolejowych, bo 30 kwietnia bieżącego roku minister transportu ogłosił konkurs na członków zarządu Polskich Linii Kolejowych, czyli głównego beneficjenta i jednocześnie realizatora inwestycji kolejowych. Potrwa on do 26 czerwca. Co to oznacza? W środku sezonu budowlanego (zarówno w kwestii dróg, jak i inwestycji kolejowych) mamy casting na kandydatów do kontraktów menadżerskich, które zastępują efekty. To kontrakty, których sumy przekraczają niejednokrotnie 50 tys. zł miesięcznie.

 

Można żartobliwie powiedzieć, że minie Euro2012, minie olimpiada w Londynie, a konkurs na kolejnych menadżerów w branży transportu czy inwestycji kolejowych będzie dalej trwał. Symbolicznym tego przykładem jest fakt, iż od połowy grudnia ubiegłego roku w Polskich Liniach Kolejowych brak członka zarządu ds. inwestycji. Po jednej stronie medalu jest więc ten 1 proc. wykorzystania środków unijnych, a z drugiej – najdłuższy wakat w historii III RP w miejscu, w którym ma się przygotowywać i realizować cały proces inwestycyjny.

 

Gorzkie owoce podpisywania projektów za połowę ceny będziemy smakować jeszcze jesienią tego roku. Rząd Donalda Tuska dokonał w programie drogowym drastycznych cięć, mających ograniczyć skalę wydatków, czego świadectwem jest tzw. nowy program drogowy na lata 2012-2015. Zaś ilustracją dokonań rządu Tuska było średnie wykorzystanie 60 proc. jeśli chodzi o inwestycje drogowe. W inwestycjach kolejowych to jest wspomniany już 1 proc. To skandal, jeśli pamiętamy tragikomiczne i groteskowe deklaracje premiera, że absolutnym priorytetem jest kolej. Zamiast tego ministerstwo zajmuje się układaniem rozkładu jazdy pociągów, który po kilku miesiącach jest w 90 proc. nieaktualny. To, co jest rutyną w państwach europejskich, u nas realizowane jest na poziomie podmiotu ministerialnego.

 

Ostatnio coraz częściej reklamuje się też polskie lotniska, jako punkty szczególnie ważne dla przylatujących do Polski kibiców. Można jednak powiedzieć, że to rząd odleciał, nie stąpa po ziemi. To, co mamy w tej chwili, przy kontynuacji obecnej polityki, będzie świadectwem nieudolności i ciężkich porażek w sektorze transportowym. W ostatnim czasie w Polsce spadło pięć awionetek, nikt tego nie komentuje ze strony ministerstwa transportu, które jest odpowiedzialne za bezpieczeństwo lotów, czołowo rozbijają się pociągi, jak w Szczekocinach. Reasumując, w obszarze transportu mamy pełniący obowiązki rząd Platformy Obywatelskiej.

 

Not. eMBe