"Ostatnie posiedzenie Sejmu przejdzie do historii nie tylko dlatego, że było pierwszym po wybuchu epidemii ani też z powodu wybryków ubranych w maseczki mało mądrych posłów. Zostanie zapamiętane, ponieważ obnażyło hipokryzję Konfederacji, która – jak wiele na to wskazuje – jest cichym sojusznikiem Platformy Obywatelskiej" - pisze na łamach "Gazety Polskiej Codziennie" Dorota Kania.


Konfederację skrytykował prof. Jacek Bartyzel, wcześniej popierający Krzysztofa Bosaka w wyborach prezydenckich. Uczony stwierdził, że ugrupowanie to "stoczyło się do poziomu zwykłego demoliberalnego partyniactwa". "Koło Konfederacji, do spółki z łobuzami z KO, wdało się w idiotyczne gierki parlamentarne wokół sprawy formalno-proceduralnej" - napisał uczony. W ten sposób skomentował także słowa posła PO Sławomira Nitrasa, który miał powiedzieć do rzecznik SLD: "Jak bedziemy rządzić z Konfederacją, to my się zajmiemy Polską, a oni wami". Później wiceprezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Tomasz Kalinowski poinformował, że prof. Bartyzel wycofał poparcie dla kandydatury Krzysztofa Bosaka.


Dorota Kania przypomina, że wcześniej PO i Konfederacja uparły się, że posiedzenie Sejmu musi być stacjonarne - choć w tym samym czasie Parlament Europejski, bedący przecież dla PO wielkim wzorem, podjął decyzje o zdalnym głosowaniu.


"Nie tylko dowody z ostatniego tygodnia świadczą o cichym związku PO i Konfederacji – wystarczy prześledzić wydarzenia ostatnich lat, by się o tym dowodnie przekonać" - pisze Kania.


"Istotnym łącznikiem pomiędzy Konfederacją a PO jest Roman Giertych. To właśnie ukształtowani przez niego młodzi ludzie zajmują dziś najważniejsze miejsca w Konfederacji. Mało kto pamięta, że w 2007 r. Robert Winnicki startował do Sejmu z Legnicy z listy Ligii Polskich Rodzin, na której czele stał Roman Giertych" - dodaje.

bsw/telewizjarepublika.pl