Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: "Washingoton Post" kilka dni temu poinformował, że FBI we współpracy z dyrektorem Wywiadu Narodowego (DNI) Jamesem R. Clapperem rozpoczyna śledztwo przeciwko działaniom rosyjskiej agentury w Stanach Zjednoczonych. Chodzi m.in. o serię ataków hakerów na wyborcze systemy komputerowe, serwery władz stanowych. Amerykańskim specjalistom ds. nowoczesnych technologii udało się ustalić, że hakerzy mieli powiązania z Rosją.

Gen. Roman Polko: Nieprzypadkowo podczas ostatniego szczytu NATO mówiło się o nowym wymiarze wojny, czyli wojnie w cyberprzestrzeni. Właściwie już ok. dziesięciu lat temu szef Sztabu Generalnego WP, Ś.P. gen. Franciszek Gągor mówił, że tego typu zdolności nasza armia powinna budować. Niestety, ostatnie lata były pod tym względem jakby „przespane”. Dopiero szczyt NATO uświadomił nam to, co powinniśmy wiedzieć już wcześniej- że należy zbroić się również w tej dziedzinie. Wcześniej podobne informacje, jak te dotyczące Stanów Zjednoczonych, mieliśmy nt. cyberataków na Estonię. Wyraźnie pokazuje to, że musimy bardzo mocno i bardzo szybko nadrobić zaległości, które spowodowały, że dziś, zamiast mówić, że zdołaliśmy wyprzedzić te zagrożenia, musimy dopiero budować zdolności w tym kierunku.

Z kolei Pentagon ostrzegł Kreml, że nie będzie dłużej tolerował rosyjskich prowokacji przy użyciu sił zbrojnych. Chodziło m.in. o incydent w rejonie Morza Czarnego, gdy rosyjski myśliwiec Su-27 przez ok. 20 min. w odległości 3 m. od amerykańskiego Boeinga P8-A patrolującego tamte okolice, wykonywał „niebezpieczne manewry”. Te działania ze strony Rosji potępił Ashton Carter, zaś rzecznik Pentagonu, Jeff Davis, ostrzegł, że „Rosja znów eskaluje napięcie. Takie zachowania mogą doprowadzić do poważnego wypadku."

Można by nawet powiedzieć, że istnieje pewna "matryca". Rosjanie mają swój wzór prowokacji, zaś świat Zachodu ma swój wzór odpowiedzi. Warto zauważyć, że jest to kolejny tego typu incydent i w tym aspekcie bardzo ważne jest to, aby wypracować jakąś wspólną strategię. Dlatego też dość niepokojące są głosy pojawiające się wśród niektórych polityków naszego Sojuszu, szczególnie Niemców czy Francuzów, którzy mówią, że Władimir Putin jest obliczalny. To nie dzieje się bez wiedzy Putina, bez wiedzy Kremla. Tego rodzaju działania testują systemy obrony NATO, a doświadczenia minionych epok powodują, że nawet drobne incydenty mogą doprowadzić do poważnej eskalacji napięcia. Mam nadzieję, że w obecnej sytuacji tak nie będzie, jednak z całą pewnością istnieje taka „cienka, czerwona linia”, której przekroczenie może skutkować tragicznymi konsekwencjami.

Również w Syrii dochodzi do różnego rodzaju incydentów między Rosją a USA. Rosjanie kilkakrotnie atakowali obszary, gdzie znajdowali się amerykańscy żołnierze, zaś Amerykanie w ubiegłym roku mówili, że nie wykluczają konfrontacji sił NATO z Rosją właśnie w Syrii.

Konflikt w Syrii to już zupełnie oddzielna historia. Rzeczywiście, doszło tam do pewnych uzgodnień, żeby nie doszło do sytuacji, gdy siły, które przynajmniej w stosunku do siebie nie przejawiają żadnego rodzaju wrogości, zabijają się nawzajem. W Syrii sytuacja jest nieco bardziej złożona, reżim Putina wspiera bowiem Al-Assada i jego działanie niewiele ma wspólnego z walką z tzw. Państwem Islamskim, chodzi tu raczej o budowanie własnej strefy wpływu. Turcja z kolei w większym stopniu skupia się na zwalczaniu Kurdów, niż na walce z Daesh, a znów Stany Zjednoczone i NATO prowadzą głównie ofensywę powietrzną, więc wykorzystują Kurdów do prowadzenia działań lądowych. Przez te różnice interesów, brak wspólnego działania, które zaprowadziłoby pokój w tamtym regionie, konflikt ten, mimo pozornych sukcesów w jednym miejscu wygasa, a pojawia się w innym miejscu. A o znajomości problemu świadczy skandaliczna wypowiedź kandydata na prezydenta, który nawet nie wiedział, co to jest Aleppo i gdzie jest Aleppo. Wypowiedzi o tym, mocnym zaangażowaniu, by zbudować tam strefę pokoju są dalekie od działań podejmowanych w tym zakresie.