Większość parlamentarna, z dominującą pozycją Prawa i Sprawiedliwości, uznała, że przewodnictwo sejmowej komisji rodziny (ściślej: Komisji Polityki Społecznej i Rodziny) można oddać lewicy. Tak obdarowana lewica wydelegowała na to stanowisko osobę o poglądach lewicowych - zwolenniczkę zabijania jeszcze nie urodzonych ludzi, jednopłciowych niby-małżeństw i oddawania dzieci do adopcji parom homoseksualnym (w myśl logiki rzekomej równości stwierdzającej, że dziecko nie zasługuje na mamę i tatę, ale gejom dziecko należy się jak najbardziej).

Jacek Sasin, parlamentarzysta PiS i członek nowego rządu Mateusza Morawieckiego wydawał się tym szczerze zaskoczony:

Nie spodziewaliśmy się tak radykalnego kierownictwa tej komisji - powiedział.

O święta naiwności! Pewnie tak samo dziwił się francuski premier Édouard Daladier (razem z premierem brytyjskim Neville Chamberlainem), kiedy Niemcy zaanektowały Czechosłowację w marcu 1939 r., mimo że Francja i Anglia pół roku wcześniej w Monachium wspaniałomyślnie oddały im 40% terytorium Czech.

Porównanie do premiera Daladiera jest o tyle na miejscu, że Francja zobowiązała się bronić Czechosłowację przed Niemcami na mocy zawartego z nią sojuszu. Podobnie PiS, ustami Jarosława Kaczyńskiego zobowiązał się bronić rodziny przed ideologiczną ofensywą lewicy, a wielu wyborców przystąpiło do tego kontraktu głosując na PiS właśnie z powodu tego zobowiązania.

Dlatego oddanie komisji rodziny lewicy (która właśnie przeprowadza nową neomarksistowską rewolucję) tak bardzo przypomina politykę appeasementu, ugłaskiwania potwora, choć tym razem jest to potwór neomarksizmu, a nie nazizmu.

Broniąc tej decyzji argumentowano, że przewodniczący to funkcja wyłącznie techniczna, a większość w komisji i tak zachowuje PiS. Można byłoby to potraktować wyłącznie jako niezręczność w sferze symbolicznej, gdyby nie poprzednie cztery lata. Wprawdzie rząd "dobrej zmiany" nie wprowadzał sam genderystowskich programów, jednak przy bezustannym naporze strony przeciwnej wykazywał się znikomą aktywnością w obronie dzieci i rodziny przed ideologiczną indoktrynacją w edukacji i na innych polach (kilkakrotnie reagował w ograniczonym zakresie i z ograniczoną skutecznością). Nie podjął realnej próby wypracowania polityki w tej dziedzinie ani nie wspierał organizacji rodziców i rodzin zrzeszonych w obronie przed ideologiczną agresją. Działania w tej sferze ograniczały się w większości do gestów i pozorów.

Natomiast na forum UE i ONZ rząd, jeszcze wówczas Beaty Szydło, kilka razy poparł rozwiązania służące takiej ideologicznej inwazji, np. głosując za unijnymi konkluzjami ws równouprawnienia LGBTI w czerwcu 2016 r. oraz popierając utworzenie stanowiska tzw. niezależnego eksperta ONZ ds LGBTQ i powołanie na nie aktywistę LGBTQ Vitita Mutarbhorna.

Kilka dni po wizerunkowej wpadce z komisją rodziny, premier Morawiecki powtórzył w swoim expose zapewnienia o obronie dzieci i rodziny przed eksperymentami społecznymi i rewolucjami ideologicznymi:

dzieci są nietykalne. Kto podnosi na nie rękę, tę ideologiczną rękę, ten podnosi rękę na całą wspólnotę. Kto chce dzieci zatruć ideologią, odgrodzić od rodziców, kto chce rozbić więzi rodzinne, kto chce bez zaproszenia wejść do szkół i pisać ideologiczne podręczniki, ten podkłada pod Polskę ładunek wybuchowy, ten chce wywołać w Polsce wojnę kulturową. Nie będzie tej wojny. Nie dopuszczę do niej. A jeśli znajdą się tacy, którzy ją wywołają, to my ją wygramy.

Premier wydaje się rozumieć zagrożenie i wyraża wolę stawienia mu czoła, jednak na taką deklarację trzeba odpowiedzieć: "sprawdzam!", bo przecież dzieje się to cały czas! Nie od dziś wiele osób i organizacji podnosi tę ideologiczną rękę na dzieci, zatruwa je ideologią, odgradza od rodziców, bez zaproszenia wchodzi do szkół. Kto? Na przykład władze Warszawy.

Oto program pod (jak zwykle niewinnym) tytułem "Szkoła Przyjazna Prawom Człowieka", wdrażany przez podlegające władzom miasta Warszawskie Centrum Innowacji Edukacyjno-Społecznych i Szkoleń (WCIES). WCIES nie ujawnił szczegółów realizacji projektu, udostępnił jedynie zestaw materiałów, w tym pochodzących od uczestniczących w projekcie organizacji. Z materiałów tych wynika, że rzekomo poświęcony prawom człowieka program m.in. ma prowadzić do tego, by:

- w ramach wychowania do życia w rodzinie odejść od „wzmacniania identyfikacji z własną płcią” i kwestionować wpływ rodziców na orientację seksualną dzieci;

- przekonać uczniów, że orientacja homoseksualna jest równoprawna z heteroseksualną

- uczniowie nawiązali kontakt z organizacją gejowską lub lesbijską i zaprosili jednego z przedstawicieli tej organizacji na spotkanie

- stworzyć w szkołach grupy Gay-Straight Alliances (sojusze gejowsko-heteryckie; w USA służą one między innymi kojarzeniu uczniów ze starszymi gejami jako "mentorami")

- każdy uczeń kończący gimnazjum „wiedział, że na świecie jest więcej opcji płci niż tylko kobieta i mężczyzna” i odrzucił założenie, że „ludzie dzielą się wyłącznie na kobiety i mężczyzn”, a przy tym, żeby nie rozmawiał o tym z rodzicami i wychowawcami, a skierował się do „miejsc, w których można dowiedzieć się więcej i otrzymać wsparcie od kompetentnych i życzliwych osób dorosłych”,

- w każdej szkole wprowadzić instytucjęEquality Officera (Oficera Równości), który organizowałby spotkania, m.in. poświęcone tematyce orientacji seksualnych, podczas których byłaby konieczna obecność wszystkich osób z kadry pedagogicznej, nawet wbrew nieprzychylnej reakcji rodziców i opiekunów

- wprowadzić na zajęciach krytykę „przekazu o instytucji małżeństwa jako podstawie życia rodzinnego”, ponieważ „wyklucza osoby homoseksualne oraz żyjące w innych formach relacji”.

W materiałach WCIES-u można również znaleźć zalecenia, aby prowadzący sterował przekonaniami uczniów i modyfikował je, delikatnie sterował dyskusją w celu zmodyfikowania jej tematu, a nawet usunięcia uczestnika, który nie stosuje się do ustalonych zasad.

Cała ta ideologiczna indoktrynacja jest określona jako "Kompleksowy program przeciwko wykluczeniu, dyskryminacji i przemocy w środowisku szkolnym" - tak to jest przedstawione np. TUTAJ lub TUTAJ. Żeby dotrzeć do opisanych wyżej ideologicznych treści programu, trzeba przekopać się przez masę materiałów źródłowych dostępnych TUTAJ pod linkiem zatytułowanym "Pomoce metodyczne do realizacji zajęć dydaktycznych". Pomocą w tym przekopywaniu się może być wydana przez Ordo Iuris analiza, dostępna TUTAJ.

Nie wiemy, czy to, co pokazano wyżej jest już teraz kładzione do głów nauczycielom i dzieciom. Nie powinniśmy dać się zwieść, jeśli na początku będzie to przekaz nie wzbudzający kontrowersji. Jak wiadomo, edukatorki i edukatorzy najpierw mówią o tolerancji, szacunku, niestosowaniu przemocy, a dopiero potem wchodzą głębiej, z ewidentną ideologiczną indoktrynacją. Tak opisały to same (patrz TUTAJ).

Ideologiczna indoktrynacja nie musi zatem pojawić się od razu. Może czekać na swój czas lub sprzyjające okoliczności. Intencje władz Warszawy i współpracujących z projektem organizacji są od dawna jasne nawet bez przytaczania wyżej wymienionych punktów. Niektóre z tych organizacji (bo pełna lista nie jest znana) to Stowarzyszenie Lambda, Fundacja Różnorodności Społecznej, Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej czy Stowarzyszenia na rzecz osób LGBT Tolerado.

Program ma być realizowany od września 2019 do grudnia 2024, ale jeszcze w sierpniu 2018 na Ochocie odbyły się w ramach pilotażu obowiązkowe szkolenia, które objęły całą kadrę pedagogiczną szkół podstawowych.

Docelowo program ma objąć:

  • 211 szkół podstawowych
  • ok. 118 000 uczniów szkół podstawowych
  • ok. 40 000 rodziców uczniów
  • ok. 17 000 nauczycieli pracujących w szkołach podstawowych
  • ok. 800 pracowników administracji i obsługi zatrudnionych w szkołach podstawowych

Jak widać przedsięwzięcie jest zakrojone na duża skalę i musi pochłaniać duże pieniądze, których ostatnio tak Warszawie brakuje. Jednak ideologiczna indoktrynacja ma dla prezydenta Trzaskowskiego absolutny priorytet i na tym nie zamierza on oszczędzać. Zawsze można podnieść Warszawiakom opłaty za śmieci i parkingi, a dzieciom i młodzieży obciąć stypendia (właśnie drastycznie ograniczono stypendia miasta stołecznego Warszawy im. Jana Pawła II).

W obecnym roku szkolnym 2019/2020 program jest realizowany w dzielnicach: Wawer, Wola i Wilanów. Tak więc to właśnie teraz ideologiczni agresorzy podnoszą ideologiczną rękę na dzieci, zatruwają dzieci ideologią i odgradzają od rodziców.

Czy przychodzą bez zaproszenia? Zależy jak na to patrzeć, bo są wprowadzani przez władze samorządowe, które przekraczają swoje kompetencje, tylnymi drzwiami wprowadzając do szkół treści, których nie ma w podstawie programowej. Co na to MEN? Co na to rząd i premier deklarujący obronę dzieci przed ideologicznym zatruwaniem? Czy w ogóle wiedzą o realizacji tych projektów i ich prawdziwej/docelowej tematyce? Czy pilnują, by samorządy nie przekraczały swoich kompetencji?

Żeby obronić dzieci przed tym zmasowanym atakiem dokonywanym przecież w całym kraju należałoby opracować jakąś koncepcję działań obronnych w tej kulturowej wojnie, która, wbrew temu co twierdzi premier, trwa już od dawna, czy nam się to podoba czy nie. Na indoktrynacyjne ideologiczne szkolenia należałoby odpowiedzieć przygotowaniem anty-ideologicznych programów informacyjnych wyjaśniających pseudonaukowy i destrukcyjny charakter tej neo-marksistowsko-genderystowskiej inwazji. Nie można jednak ograniczać się do ogólników, strasząc neomarksizmem i genderyzmem niczym Babą Jagą. Te zjawiska trzeba rzetelnie zdiagnozować - rzeczowo opisać i pokazać na czym polega ich skrajnie niebezpieczny i destrukcyjny charakter.

Jeszcze nikt nigdy nie wygrał wojny samym przyjmowaniem i ignorowaniem ataków przeciwnika, a do tego w większości sprowadza się działanie rządu. Trzeba stawić czoła temu wyzwaniu na tym polu, na którym toczy się walka, tj. w sferze idei i propagandowych narracji, które nie napotykając sprzeciwu, powoli mentalnie i kulturowo kolonizują polskie społeczeństwo, a mówiąc potocznie robią mu "wodę z mózgu". Jednak żeby stawić jakikolwiek opór trzeba chcieć to zrobić. Czy polski rząd rzeczywiście tego chce, czy tylko udaje, że chce?

Nie wystarczy podnieść sztandar. Trzeba skrzyknąć wojsko i stanąć do boju. Nie wystarczy wygłaszać przemówienia, a kiedy przyjdzie do konkretów, udawać że nic się nie dzieje, że potwór nie jest potworem, bo twarz potwora ukrywa za urodą posłanki Biejat.

Niezależnie od wypracowania szerszej koncepcji działań, są rzeczy, które można zrobić od razu. Wystarczyłoby, żeby wojewódzcy kuratorzy, działający z ramienia MEN realizowali swoje obowiązki kontrolne wobec podległych im szkół i powstrzymywali nadużycia samorządów, które nie mają kompetencji do decydowania o treściach nauczanych w szkołach. W szczególności nie mają prawa wprowadzać treści i programów niezgodnych z podstawą programową i podważających konstytucyjne prawa rodziców.

Można nad tym czuwać i tego dopilnować, o ile chce się to zrobić. Pokazuje to przykład małopolskiej kurator oświaty, Barbary Nowak, której najwyraźniej się chce. W ostatnich miesiącach dała się ona kilka razy poznać właśnie z takiej działalności. Każdy mógł oglądać (TUTAJ), jak stawiając czoło dwóm chamskim, pseudodziennikarskim harpiom z TVN, uprzejmie i do bólu rzeczowo pokazywała niebezpieczny, skrajnie seksualizujący i propedofilski charakter Standardów edukacji seksualnej w Europie wg WHO i BZgA (nb. wymownie świadczących o stanie ducha tejże Europy). Tacy właśnie kuratorzy powinni się znaleźć we wszystkich szesnastu województwach (być może w niektórych tacy są, jednak na pewno nie we wszystkich). Jest to zatem sprawa wyznaczenia celów, polityki personalnej i ewentualnie odpowiedniego przeszkolenia, co można zrobić w kilka tygodni. To na początek. Trzeba jednak chcieć bronić dzieci i rodziny. Czy polski rząd rzeczywiście chce to robić?

Działania w tej sferze będą sprawdzianem wiarygodności polityki rodzinnej obecnego rządu, bo appeasment, ugłaskiwanie potwora prowadzi do nikąd. Bez podjęcia tych wyzwań deklaracje premiera Morawieckiego o obronie dzieci i rodziny będą jedynie pustosłowiem. Niebezpiecznym, bo usypiającym czujność rodziców i wszystkich Polaków.

Na koniec zaznaczę, że piszę to wszystko jako wyborca PiS. Oczekuję naprawdę dobrej zmiany.

Grzegorz Strzemecki