Dość ostra krytyka wyszła spod pióra Szymona Hołowni, który w sposób bardzo inteligentny przeanalizował poniedziałkowy incydent podpalenia tęczy na Pl. Zbawiciela. Warto przeczytać felieton w jutrzejszym numerze dziennika "Rzeczpospolita".

Hołownia zauważam że "jako społeczeństwo znaleźliśmy się w punkcie, w którym wystarczy, by ktoś wbił w ziemię kijek i stwierdził, że jest on dla niego pełen znaczeń, a natychmiast facebooki i telewizory zostały zalane tsunami komentatorskich uniesień, na samym kijku nieznani sprawcy dokonali egzekucji, po której z kolei na miejscu zbrodni pojawili się wstrząśnięci rodacy palący znicze i przeżywający narodową żałobę na pohybel tym pierwszym".

I wyjaśnia o co mu chodzi: "Niestety, wciąż mamy gorączkę. Tęcza to mogło być cokolwiek. Ustawiona przez przeciwników ideowych stara syrenka albo konik na biegunach. Nasze wewnętrzne radary przegrzewają się dziś od tropienia wrogiej symboliki. Chwilę, ale właściwie to dlaczego mam pozwalać, by to w czyjejś głowie dokonywało się nadawanie wartości czemuś, na co właśnie patrzę? Po całej tej „tęczagate" najrozsądniej brzmiały dla mnie głosy mieszkańców okolic placu Zbawiciela (zwykle starszych ludzi), którzy żałowali instalacji, bo sprawiała, że się uśmiechali, wnosiła w życie szarego zakątka odrobinę koloru".

Po czym w sposób bardzo zabawny, ale z widocznym poczuciem troski o wartość tolerancji, Hołownia krytykuje tzw. "bandytów, którzy spalili tęczę": "„Oni" tę tęczę postawili, ale to „my" możemy jej używać. Bandyci, którzy ją spalili (a po drodze również budkę przy rosyjskiej ambasadzie) obok więzienia potrzebują też terapii. Bidule myślą, że „innomyślący" to armia, której jeśli nie pobijesz – przyjdzie w nocy i przeszczepi ci swój mózg. Ich agresja jest objawem lęku i dramatycznego braku pewności przekonań. Człowiek pewien swoich racji nie odczuwa potrzeby wdawania się w bójki – on wie, gdzie stoi, wie, jak chce żyć, w debaty wchodzi ze spokojną pewnością siebie, a nie z zapalniczką w spoconych od emocji dłoniach".

Można się zgadzać albo nie z tezami Hołowni. Fakt, faktem potrafi on w mistrzowski sposób opisać scenki z życia wzięte.

sm/Rzeczpospolita