Wizyta powyborcza na lewicowej stronie „Krytyki Politycznej” pokazuje bardzo ciekawy fenomen. Głównym tematem tekstów lewicowych publicystów nie jest refleksje nad tym, z jakich przyczyn kandydat lewicy Biedroń przegrała wybory, tylko to jak lewica musi ''wystukać'', zmanipulować, otumanić znienawidzonych przed siebie, uznawanych za faszystów, antysemitów, katoli i mięsożerców, wyborców Bosaka, by wbrew swoim poglądom poparli Trzaskowskiego (który to oficjalnie kandydatem tęczowego marksizmu nie był), i przegrali swoją szansę na wspólne z PiS rządy.

W opublikowanym na „Krytyce politycznej” artykule „Prezydencki Paryż wart jest konfederackiej mszy” Michał Sutowski tłumaczy wkurzonym na Trzaskowskiego lewakom (za to, że umizguje się do wyborców Konfederacji), że trzeba otumanić prawicowców od Bosaka (zamiast lać ich medialnie po faszystowskich ryjach), by zwalczyć PiS.

Lewicowy publicysta zwraca uwagę, że „liczby są tu dość bezlitosne – same elektoraty fajnopolaka w wersji hard, czyli Szymona Hołowni i kandydata Lewicy Biedronia, choćby i wsparte połową głosujących na lidera PSL, nie wystarczą do pokonania człowieka obozu władzy. Trzaskowski po prostu nie ma innego wyjścia, jak zwracać się do wszystkich – i musi przyjąć założenie, że nie każdy z głosujących na Bosaka popiera całą agendę Konfederacji. Gdyby zresztą było inaczej, to jako sygnatariusz warszawskiej Karty LGBT i cudowne, wielojęzyczne dziecko III Rzeczpospolitej po prostu nie miałby na ich głosy żadnych szans”.

Dla lewicowców uwiedzenie elektoratu Konfederacji jest ważne, bo „w ciągu dwóch tygodni zdecyduje się, czy Jarosław Kaczyński będzie mógł złapać oddech, odbić Senat, skonsolidować na powrót własny obóz po ekscesach Gowina i »dokończyć« sądy i media – czy nie będzie w stanie. Ukłon Trzaskowskiego wobec skrajnej prawicy może pozwolić mu dostawić odważnik 12 lipca i przechylić szalę na korzyść opozycji”.

Z lektury artykułu można odnieść wrażenie, że zaniepokojonym perspektywom flirtu Trzaskowskiego z prawicą czytelnikom lewicowego portalu lewicowy publicysta uświadomił to, że po wyborach wszelkie obietnice dla Konfederatów po prostu pójdą w zapomnienie.

Zdaniem lewicowego publicysty błędem jest histeria części lewicy, która w umizgach Trzaskowskiego do Konfederacji jakąś nieistniejącą wspólnotę ideową kandydata PO i narodowców. Przykładem takiej nieodpowiedzialnej histerii są dla lewicowego publicysty histeryczne opinie posła partii Razem, Macieja Koniecznego („nie wyobrażam sobie głosowania na kandydata podzielającego skrajnie prawicowe poglądy Konfederacji. Poglądy gospodarcze Bosaka są tak samo nienawistne i przemocowe jak ich ultrakonserwatyzm”) i Adriana Zandberga („nie będziemy iść na układy z faszystami, nie będziemy się wdzięczyć do Bosaka, bo demokracja i prawa człowieka to są wartości, których się nie sprzedaje”).

Zdaniem lewicowego publicysty nie jest prawdą, że Trzaskowski ma poglądy gospodarcze Konfederacji - „Trzaskowski wraz z całą PO ewoluowali w kwestiach społeczno-gospodarczych” na lewo „przez ostatnie lata. Jasne, że too little i too late, ale twierdzenie, że wycofanie pieniędzy z OFE, rozbudowa (realna) dostępności do żłobków i przedszkoli, a także reforma wprowadzająca sześciolatki do szkół to po prostu czysty „konfederatyzm” to jednak głębokie nieporozumienie”.

W opinii lewicowego publicysty warto ''wystukać'' wyborców Konfederacji, by skłonić ich do głosowania na Trzaskowskiego, czyli „zapłacić czysto symboliczną cenę za realną szansę na ukrócenie najbardziej szkodliwych praktyk obecnej władzy. Wystarczy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy osoby LGBT, regularnie zaszczuwane w mediach publicznych i atakowane przez sprzyjających władzy komentatorów będą mniej zagrożone przy prezydencie liberalnym (nawet jeśli zachowawczym), czy może takim, który „walkę z ideologią LGBT” uczynił głównym przekazem swojej kampanii?”.

W swoim tekście lewicowy publicysta przypomniał swoim towarzyszom, że trzeba oszukać umizgami wyborców Bosaka, skłonić ich do poparcia kandydatka PO, by Trzaskowski mógł wspierać jako prezydent działaczy lewicy, zablokować zmiany w sądownictwie, wspierać konfidentów (przez lewice nazywanych sygnalistami) donoszących na brak lewicowej politycznej poprawność.

Według lewicowego publicysty krytykowanie Trzaskowskiego za otumanianie wyborców Bosaka może lewicy zafundować wygrań PiS, która ma prowadzić „konfederacyjną politykę gospodarczą. Bo tak się składa, że PiS wciąż nieźle udaje społeczny solidaryzm, ale jak on wygląda w praktyce, to już sam Adrian Zandberg w swym świetnym „kontrexpose” wykazał najlepiej. Dodajmy, że partia ta spinała budżet socjalny między innymi mrożąc wynagrodzenia sektora publicznego". Zdaniem lewicowego publicysty kryptokapitalizm PiS przejawia się w tym, że „PiS dorżnął jeszcze oświatę publiczną [...] zachęcając pośrednio rodziców, oczywiście tych zamożniejszych, do wyprowadzenia swych dzieci do sektora prywatnego. W tygodniach kolejnych, acz już po wyborach, planuje zwolnienia administracji publicznej i redukcję etatów”.

W artykule „Oburza was tweet Trzaskowskiego do Bosaka? Oto dlaczego kandydat PO zatrzyma w Polsce faszyzm” autor występujący pod pseudonimem Galopujący Major stwierdził, „że języczkiem u wagi w drugiej turze stanie się Bosak, a właściwie to wyborcy Konfederacji”, co się nie będzie podobać ani lewicowcom popierającym Dudę, ani lewicowcom popierającym Trzaskowskiego. W opinii lewicowego publicysty „zapowiada się więc festiwal przerzucanki, gdzie dwa lewicowe obozy będą się przerzucać cytatami z miziania, a to Dudy, a to Trzaskowskiego, licytując się na oburzenie i zniesmaczenie. Na lewicy już tak niestety jest, że komentariat bardziej się wzburza retoryką niż politycznymi czynami lub polityczną kalkulacją. Tymczasem obaj kandydaci, rzecz wydaje się jasna, wyborców Bosaka – podobnie zresztą jak Lewicy – niespecjalnie poważają i w swoich umizgach nie są szczerzy”.

Dla lewicowego publicysty nie ideowo, ale pragmatycznie (by skonsumować elektorat lewicy) „Trzaskowski może być nawet bardziej wrażliwym społecznie prezydentem niż Duda. Zwrot na (bardzo umiarkowane) lewo w platformianym myśleniu już się bowiem zaczął, co widać nie tylko po retoryce o zachowaniu 500+ i wieku emerytalnego”.

Zdaniem lewicowego publicysty w przyszłym sejmie PiS może potrzebować koalicjanta i będzie nim albo Konfederacja, albo PSL i „jeśli po PSL, to zagrożenie faszyzmem na trochę ustanie. Jeśli po Konfederację, to ryzyko faszyzmu w polskim rządzie zacznie się materializować”. A na taką koalicje Konfederacja „zgodzą się, bo to daje ogromne, ale to ogromne pieniądze. [...] Dla partii bez sutych posad to jak gwiazdka z nieba, nawet jeśli ta gwiazdka wyda się z początku czerwona. Oczywiście konfederaci dostaliby w takiej koalicji całą nadbudowę, w tym zwłaszcza edukację. Zakaz aborcji przepchną przez Trybunał Konstytucyjny. A gospodarka? Cóż, sięgnie się po Orbanomikę, jak na Węgrzech, może obetnie trochę 500+, ale za to wprowadzi bardzo niskie podatki, drogi obywatelu. Resztę dopowie TVP i nawet spoty wyborcze za darmo zrobi i puści”.

W opinii lewicowego publicysty „potrzebny jest ktoś, kto zablokuje dojście konfederatów do politycznej władzy w Polsce. Niestety, stało się tak, że może to być tylko Trzaskowski. Czy nam się to podoba, czy nie (spojler: raczej nie), tylko on będzie mógł pochód prawdziwego faszyzmu zatrzymać”.

W artykule „Kto zadecyduje o przyszłości Polski? Między innymi młodzi narodowcy” Kaja Puto stwierdziła, „że dla dużej części elektoratu lewicy poglądy socjalne są sprawą drugorzędną [...], ale również to, że PO wygrała na wystawieniu dużo progresywniejszego niż zwykle kandydata, któremu lewą »ścianę« udało się zgarnąć już w pierwszej turze”.

Zdaniem Kai Puto część wyborców Szymona Hołown i Kosiniaka-Kamysza nie zagłosuje na Trzaskowskiego, bo choć antyPiSowscy to konserwatywni. Lewicowa publicystka uważa, że w drugiej turze walka „będzie się toczyć o głosy konfederatów. Nawet spore poparcie ze strony wyborców kandydatów tzw. demokratycznej opozycji nie zapewni Rafałowi Trzaskowskiemu wygranej. Z kolei Andrzej Duda nie ma w tym zakresie wiele do stracenia – radykalnie konserwatywne hasła raczej nie mogą mu zaszkodzić”.

Lewicowa publicystka uważa, że umizgi Dudy i Trzaskowskiego „do zwolenników skrajnej prawicy w najbliższych dwóch tygodniach striggerują lewicową bańkę na bezprecedensową prawdopodobnie skalę” - wkurzą lewicowców. By mniej rzeczywistość bolała, lewicowa publicystka proponuje lewakom – „jeśli nie mieliście pomysłu, kiedy wziąć urlop (o ile go macie), polecam zrobić to teraz, przed drugą turą. Zostawcie w domu smartfony, wsiądźcie w pociąg czy stopa, rozbijcie sobie namiot nad jeziorem. Ta kampania może nam psychologicznie zaszkodzić jeszcze bardziej niż fatalny wynik Roberta Biedronia”.

Jan Bodakowski