- Ilekroć pojawia się szansa na jakieś konkretne osiągniecie, to zawsze pojawia się ktoś, kto działa de facto na rzecz Rosji – mówi Witold Jurasz, były dyplomata. 

Według brytyjskiego dziennika „Sunday Telegraph”, wywiad USA ma zbadać, które europejskie partie są finansowane przez Rosję. Czy takie zjawisko może mieć miejsce w Polsce?

Finansowanie działalności politycznej to w Polsce niezbyt transparentna sfera – znamy przecież przypadki, gdy emeryci i studenci wpłacali pewnemu politykowi kwoty, które miały się nijak do ich stanu posiadania. Gdy spojrzeć na aktywność niektórych jawnie prorosyjskich ruchów, pytanie o źródła finansowania narzuca się samo. Co do tego zaś, że mamy już w Polsce ugrupowania jawnie prorosyjskie nie ma już wątpliwości. Nieważne przy tym, że to nadal marginalne ruchy – ich wpływ jest dostatecznie duży, by paraliżować w pewnych aspektach partie mainstreamowe.

O co mogą walczyć ugrupowania finansowane przez Rosję?

Myślę, że celem Rosji byłoby w tej chwili (pomijając to, co jest w tej chwili najbardziej oczywiste, czyli podkręcenie konfliktu w Polsce) na przykład to, żeby Polska nie prowadziła skutecznej polityki w stosunku do Białorusi, albo np. żeby rozniecać konflikty dotyczące polskiej mniejszości na Litwie lub spory dot. Wołynia w relacjach z Ukrainą. A propos tych ostatnich – uważam, że równie szkodliwe jest wmawianie ludziom, ze każdy Ukrainiec to banderowiec, co i zamiatanie sprawy Wołynia pod dywan.
Z rosyjskich kredytów korzystał francuski Front Narodowy. Czy Rosja może kredytować czy finansować partie na skalę europejską?
Jak najbardziej, Rosja jest rządzona przez ludzi wywodzących się wprost ze służb specjalnych i w związku z tym traktuje politykę zagraniczną jak operację specjalną. Skądinąd z tego powodu nie wolno jej też traktować jak normalnego partnera. Z Rosją trzeba rozmawiać, niepotrzebnie nie zadrażniać relacji, pilnować by nasze czyny szły przed słowami a nie na odwrót, ale zarazem nie wolno mieć złudzeń odnośnie do tego, z jakim krajem mamy do czynienia.
Tylko czy to ma sens? Kraj w średniej – delikatnie mówiąc - sytuacji gospodarczej wydaje środki na coś takiego.
To ma sens, dlatego że Rosja nawet w średniej sytuacji ekonomicznej nadal ma potężne zasoby finansowe. A poza tym politycy w Europie sprzedają się zaskakująco tanio.

Partie o jakim profilu ideologicznym mogą Rosję interesować?

Na pewno środowiska lewicujące, które mają pewien rodzaj specyficznej słabości do Rosji, wierzą w istnienie czegoś takiego, jak rosyjska dusza i mają poczucie, że Rosja jest w jakiś sposób wyjątkowa, a na pewno jest przeciwnikiem USA. Dla europejskiej lewicy Guantanamo to o dziwo coś gorszego niż tzw „obozy filtracyjne” w Czeczenii. I nic to, że w tych obozach zamordowano tysiące ludzi. To zresztą pewna tradycja – europejska lewica do dziś nie uświadomiła sobie bezmiaru zbrodni Gułagu. Na pewno w jakimś stopniu interesują Rosję środowiska postkomunistyczne. Jednak wbrew pozorom nie tutaj widziałbym największe zagrożenie. Myślę, że Moskwę interesuje skrajna prawica, która w Rosji widzi to, czym ten kraj nie jest, czyli jakąś opokę moralności. Świadczy to o kompletnym niezrozumieniu Rosji i nie waham się powiedzieć skretynieniu prawicy, czy też skrajnej prawicy. Państwa bardziej amoralnego (w każdym aspekcie) na kontynencie nie ma. Niestety polska prawica również cierpi na to schorzenie: jeżeli ktoś powie: „precz z gejami” (używając oczywiście innego słowa niż „gej”), to ujdzie mu na sucho bycie prorosyjskim. Niestety na polskiej prawicy ta pierwsza część wypowiedzi będzie tak wszystkich cieszyła, że nikt nie zauważy drugiej części. Generalnie dobrym agentem nie jest ten, kto na pierwszy rzut oka wygląda na agenta. Trzeba obserwować skutki działań.

Czy wszyscy działający na rzecz Moskwy to ludzie powodowani jakąś ideą?

Niestety nie. Jest otóż jeszcze jedna kategoria podatna na jeśli nie wprost werbunek to na pewno na wpływ Moskwy – to co gorsza grupa, która wymyka się jakimkolwiek próbom kategoryzacji politycznej. Są to po prostu politycy sprzedajni. Tutaj mamy przykłady na poziomie europejskim – w tym b. szefów rządów. Nie sądzę, żeby ci akurat politycy w jakiś sposób ulegali czarowi Rosji, ulegają raczej czarowi przelewów finansowych. Ostatnia kategoria to ludzie, których Moskwa nie musiała ani werbować, ani przekupywać – wystarczyło bowiem dać im światło fleszy. Rosjanie przed przystąpieniem do rozmów, jak to mają w zwyczaju ludzie wywodzący się ze służb specjalnych, przygotowują profil psychologiczny negocjatora. Jeżeli dany polityk jest bardzo czuły na tle PR, to Rosjanie PR mu dadzą w zamian za ustępstwa. Nie czyni to z niego agenta, ale „jedynie” pożytecznego idiotę. Tyle, że ja pożytecznych idiotów bałbym się nie mniej niż agentów.

Mówimy o partiach lewicowych i prawicowych, raczej tych mniejszych. Ugrupowania z mainstreamu są w zasięgu Rosji?

Oczywiście, że tak. Czemu nie? Partie z mainstreamu na pewno Rosję interesują jeszcze bardziej, bo to one, a nie partie antysystemowe rządzą. Wystarczy skądinąd stworzyć frakcję w danej partii i przesunąć lekko akcenty w ramach partii mainstreamowej, żeby osiągnąć swoje cele. Obawiam się, że gdyby prześledzić ostatnie 25 lat polskiej polityki wschodniej, to okazałoby się, że ilekroć pojawiała się szansa na jakieś konkretne osiągniecie – np. w relacjach z Białorusią (to idealny przykład), to zawsze pojawia się ktoś, i to w każdej kolejno partii, kto czy to z głupoty, czy z wyrachowania, czy dla piaru, czy z hurrapatriotycznego uniesienia działa de facto na rzecz Rosji. Jeszcze raz, Rosja na pewno ma agenturę, ale bardziej powinniśmy się bać pożytecznych idiotów. Albo po prostu idiotów. Nasz głupota, czy też może raczej brak odwagi w zwalczaniu głupoty to najlepszy oręż Rosji.

Rozmawiał Jakub Jałowiczor