Jan Tomaszewski wstydzi się tego, że grał w reprezentacji Polski i przekonuje, iż "koszulka z białym orłem jest profanowana". Powód? Obecność Łukasza Piszczka w kadrze narodowej. Chodzi o pewien niechlubny epizod z przeszłości jednego z najlepszych bocznych obrońców na świecie.

 

Piłkarz był jednym z pseudobohaterów afery korupcyjnej w 2006 r. Piłkarze Zagłębia Lubin, którego barwy reprezentował Piszczek, zapłacili 100 tys. zł łapówki graczom Cracovii za remis. Taki wynik gwarantował "Miedziowym" awans do Pucharu UEFA. Początkowo mówiło się, że Piszczek był jedynie ofiarą korupcyjnego układu i nie miał wyjścia. Wielu komentatorów zwracało uwagę, że gwiazdor Borussi Dortmund miał wtedy jedynie 21 lat i nie mógł przeciwstawić się starszym kolegom. Reporter portalu Polskiego Radia dotarł jednak do protokołu przesłuchania piłkarza z którego wynika, że Piszczek jednak namówił swojego kolegę do udziału w korupcyjnym procederze. Tyle, że Piszczek nie był już obecny przy przekazywaniu pieniędzy przez Grzegorza Bartczaka właściwej osobie,a także nie zagrał w meczu z "Pasami". To świadczy, że młokos był zaledwie trybikiem w całej machinie, jaka działała w Zagłębiu.

 

Ostatecznie zawodnik dobrowolnie poddał się karze roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Piłkarz został również zobowiązany przez Sąd Rejonowy Wrocław-Śródmieście do zapłaty 100 tysięcy złotych grzywny oraz do zwrotu 48,1 tys. złotych premii za awans do Pucharu UEFA. To nie jedyna dotkliwa kara za przestępstwo z młodości. Piszczek został również ukarany przez Polski Związek Piłki Nożnej 6-miesięczną dyskwalifikacją. Kara została zawieszona 21 września 2011 r, dzięki czemu zawodnik znów może zachwycać swoją grą w biało-czerwonych barwach. Według Jana Tomaszewskiego spora kara finansowa, "zawiasy" sądowe, jak i związkowe, to za mało.


"Grzegorz Lato i Franciszek Smuda powołali Piszczka na jakiś mecz, bodaj w Lublinie, i poradzili, by odwołał się od nałożonej przez PZNP kary. On się odwołał, a ci anulowali mu karę. Tamten moment to był dla mnie koniec reprezentacji. Ja ostrzegałem Piszczka, że będzie mu to wypominane do końca życia, nie tylko przeze mnie, dziennikarzy, ale nikt mu tego nie zapomni. W tej chwili, mogę powiedzieć to z pełną odpowiedzialnością, nie życzę sobie, żeby 40 milionowy naród reprezentował zawodnik, który został skazany prawomocnym wyrokiem sądu" - mówi Tomaszewski w rozmowie z portalem Fronda.pl.

 

W podobnym tonie popularny "Tomek" wypowiadał się, gdy prowadziłem swoje prywatne "śledztwo" ws. działaczy PZPN. Tomaszewski pomijał argumenty, że Piszczek to przecież świetny piłkarz, prawdziwa podpora obrony kadry Smudy i zawodnik europejskiego formatu. Dla legendarnego bramkarza, gwiazdor Borussii Dortmund to "przestępca", który nie powinien reprezentować barw narodowych.

 

"Człowiek, który zatrzymał Anglię" zapomina, że Piszczek naprawia swoje błędy młodości nie tylko, przez poniesienie konsekwencji prawnych, ale przede wszystkim znakomitą grą. To głównie dzięki Łukaszowi i jego kolegom z BVB Polacy za Odrą, przestają być kojarzeni ze złodziejami samochodów, ale sportowym sukcesem. To właśnie Piszczek, Błaszczykowski i Lewandowski po raz drugi przyczynili się do obrony mistrzowskiego tytułu przez Borussię, a obrońca reprezentacji Polski znów znalazł się - podobnie jak "Lewy" - w 11. sezonu Bundesligi! Nic dziwnego, że o zawodnika zaczynają pytać największe potęgi, na czele ze słynnym Realem Madryt.

 

Tomaszewski jednak ignoruje ten fakt i wciąż wytyka Piszczkowi hańbiący epizod. Takie zachowanie jest o tyle zaskakujące, że sam Tomaszewski, jak każdy człowiek, miał w swoim życiu mało chlubne momenty. To własnie on w 1982 r. wstąpił do PRON-u, popierając wprowadzenie stanu wojennego. Miał wówczas 34 lata. Znacznie więcej, niż Piszczek w momencie uwikłania w "kupienie" meczu.

 

Może czasem warto zauważyć belkę w swoim oku?

 

Aleksander Majewski