Ciekaw jestem, ilu ludzi czytających te słowa odpowie twierdząco na pytanie postawione w tytule? Jestem przekonany, że tacy się znajdą. Spotkania, których mam wciąż wiele, przekonują mnie, że ludzi zniechęconych, nastroszonych i zestresowanych nie jest aż tak wielu.
Jeśli jest zdrowie, mieszkanie, praca, przyjazne otoczenie, to da się żyć zupełnie spokojnie i pogodnie. Tak, że nawet aktualne zawirowania polityczne, które potrafią rozpalić do białości spierające się strony, traktowane są z dystansem i wyrozumiałością.
Wiadomo, że szkolne podręczniki do historii za kilkadziesiąt lat poświęcą dzisiejszym czasom może pół strony. Trzeba widzieć dobro, czynić dobro i pomagać innym dobrze czynić. Obym się mylił, ale tacy ludzie są chyba w mniejszości. Znaczna część albo milczy, albo głośno wylewa swoje żale na… wszystko. To „wszystko” psuje im komfort życia.
Oczywiście na pierwszym miejscu jest polityka. Fakt, że ci przegrali, a tamci, wygrani, co oni wyrabiają!
Otoczenie – jacy ci ludzie dzisiaj są okropni! Stan zdrowia, a szczególnie leczenie w ramach publicznych świadczeń… Rodzina – trzy razy na ślubnym kobiercu i za każdym razem jak kulą w płot! O dzieciach już nie wspominam! A do tego irytujący nade wszystko Kościół.
No właśnie! A Kościół w swojej lepszej warstwie, bo jest, jak wiadomo, i gorsza, mówi: – Nie wymądrzam się, ale chcę Ci pomóc. Chcę razem z Tobą ucieszyć się dobrem, które Ci się udało osiągnąć. A nie jest Ci dobrze? Chcę Ci pomóc osiągnąć pokój, jeśli gdzieś go po drodze zagubiłeś. Ten Wielki Post to czas miłosierdzia. Najpierw w stosunku do siebie samego. Przede wszystkim pojednaj się ze sobą. A potem już będzie lżej.
Leon Knabit OSB | Dziennik Polski